Witam po dość długiej przerwie! Ten rozdział postanowiłam podzielić na dwie części, bo według mnie dużo się w nim dzieje. Taką mam wizję, nie sposób mi zmienić nastawienia
– zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może zauważyliście zmianę szablonu? Prawda, że śliczny? ;) Cissy się postarała, za co serdecznie dziękuję. (EDIT: 10.08. Zmieniam na poprzedni, mojego autorstwa, mam sentyment do tego minimalizmu :D)
Pozdrawiam,
Lileen
***
Severus Snape siedział w swoim gabinecie i sprawdzał prace
czwartorocznych Krukonów. Skrzywił się – zresztą nie pierwszy raz tego wieczoru
– i podkreślił szybkim ruchem fragment eseju Tima Porke’a, a następnie
wyskrobał drobnymi literami: Czy Pan był
obecny na zajęciach, podczas których niejednokrotnie podkreślałem, jak ważną
rolę odgrywa kolejność dodawania składników? A może Pański móżdżek jest zbyt
mały, by pomieścić taką ilość informacji? Jednak, skoro Pan jest mądrzejszy ode
mnie, proponuję skorzystać z tej instrukcji przygotowania wywaru na porost
włosów, ale POZA zamkiem, a szczególnie pracownią eliksirów! Jednego głupca
mniej.
Jak on nie cierpiał takich bezmyślnych dzieciaków. Czy oni
nie rozumieją, że postępowanie zgodnie z instrukcjami ma na celu ochronę ich zdrowia
i życia? A on jeszcze musi ich nauczać! Na szczęście nie wszyscy są takimi
ignorantami, jednak ci stanowią zdecydowaną mniejszość – jeśli na roku trafią
się cztery osoby doceniające eliksiry, jest to obfity rocznik.
Odłożył pióro, by móc rozprostować palce. Ciągłe pisanie
przez tyle lat lekko nadwyrężyło jego mięśnie. Usłyszał ciche pukanie do drzwi.
– Wejść – powiedział krótko, odsuwając prace na bok.
Zobaczył Blaise’a Zabiniego. Szczerze mówiąc, spodziewał się go
wcześniej.
– Dobry wieczór, profesorze – przywitał się uczeń, siadając
na wskazanym krześle.
– Czemu przyszedłeś dopiero teraz, Blaise? – spytał Snape,
przyglądając mu się uważnie. Chłopak wyglądał na przejętego, co nie zdarzało
się często. Zwykle rozsiewał wokół siebie radosne fluidy.
– Mamy mały problem, profesorze – wyrzucił z siebie, błądząc
oczami po całym gabinecie. Nie potrafił skupić na niczym uwagi. – Niechcący
wypsnęło mi się przy Granger, że odwiedzałem Dumbledore’a. – Spojrzał na
drewniany zegar z kurantem, który wskazywał kilka minut po dziewiętnastej. –
Nie powiedziałem wprost, że u niego byłem, ale ona jest bystra i zacznie
węszyć, aż się dowie. Pomyślałem, że powinien pan profesor się o tym
dowiedzieć.
Severus westchnął i odchylił się na oparcie wygodnego fotela.
Dziewucha nie da spokoju Zabiniemu, skoro dotarła do niej informacja, że
rozmawiał z dyrektorem – przecież nie jest jednym z prefektów, którzy powinni
pośredniczyć między uczniami swojego domu a Dumbledore’em.
– W jakich okolicznościach to się stało?
Blaise spojrzał w końcu na profesora i uśmiechnął się krzywo.
– Zaczepiłem ją i Weasleyównę, jak wracałem od dyrektora.
Pytały, co tam robię i gdzie zgubiłem Draco i Pansy – zaczął streszczać ich
poranne spotkanie. – Wspomniałem coś o reprezentantach i kiedy mają przyjechać
do zamku, a Granger do mnie z tekstem, że Dumbledore nic o tym nie mówił – kontynuował,
pocierając co jakiś czas krótkie czarne włosy. – Musiał coś wspomnieć, gdy z
nim rozmawiałem, a mi się pomyliło z ogłoszeniem. – Wzruszył ramionami z krzywym
uśmiechem. – Powiedziałem, że pewnie gdzieś się przesłyszałem.
Snape przyglądał mu się w zamyśleniu, przesuwając palcem po
brodzie.
Niby nic takiego się nie stało, w końcu Granger mogła
uwierzyć w wyjaśnienie Blaise’a, który teraz przyglądał się półce z książkami
stojącej po przeciwległej stronie drzwi. Jednak jeśli dziewczyna zacznie
węszyć, nie będzie to dla nich korzystne.
– Jesteś pewien, że ci nie uwierzyła? – spytał nagle,
sprowadzając na siebie wzrok młodego Ślizgona. – Może niepotrzebnie zaprzątasz
tym sobie głowę, Blaise.
Zabini spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Profesorze, czy mówimy o tej samej osobie? – spytał na wpół
ironicznie. – Zna pan Granger, ona zauważyłaby nierówne ułożenie pergaminów na
stoliku, nie wspominając o szykujących się przekrętach. Czemu miałaby nie
zwrócić uwagi na coś, co łączy Dumbledore’a i Ślizgona? Zwłaszcza, że nie jestem prefektem, a tylko oni mogą z
nim rozmawiać.
– Masz trochę racji – przyznał niechętnie. – Ale tylko trochę, Blaise. Zapomniałeś, że ona
wierzy dyrektorowi. Gryfoni widzą świat w czarno-białych barwach, nie
zauważyłeś? – spytał lekko ironicznie. Nigdy nie rozumiał, jak można być takim
ignorantem – w końcu świat taki nie jest, a nawet w tym ich złotym Gryffindorze
zdarzają się czarne owce. – Skoro Dumbledore rozmawiał z tobą, jesteś „dobry”.
– Uśmiechnął się kpiąco. – Dzięki tej informacji, którą niechcący jej
przekazałeś, sytuacja Ślizgonów może się zmienić. Uczniowie innych domów, kiedy
zobaczą, że Gryfoni – a przynajmniej niektórzy z nich – normalnie z wami
rozmawiają, także zaczną was doceniać – mówił profesor, uważnie wpatrując się w
podopiecznego. Dłonie opierał na blacie ciemnego, dębowego biurka. Blaise
przyglądał mu się z zaciekawieniem. O takim podejściu do sprawy nie pomyślał. –
Jeśli tak się stanie, nie będziecie musieli wkupywać się w odpowiednie kręgi,
by zdobyć posadę w Ministerstwie czy jakiejkolwiek firmie, co praktykuje się od
dawna. Z tej pozornie beznadziejnej sytuacji jest wyjście, jednak musisz
podążać do niego właściwą drogą – zakończył ze wzrokiem utwierdzonym w
biblioteczce.
– Nie wszyscy Gryfoni są do nas wrogo nastawieni – powiedział
spokojnie Blaise. – Z Weasleyówną można pogadać i nie mam na myśli kłótni,
tylko zwykłą i kulturalną rozmowę.
Severus zamyślił się na chwilę, zakładając ręce na piersi.
– W takim razie musisz to wykorzystać.
Blaise westchnął.
– To nie będzie takie proste. Granger ma łeb na karku i nie
da się zbyć zwykłymi wymówkami, nawet jeśli podpuścimy Weasley.
Snape lekko się skrzywił. Chłopak miał rację. Ta Gryfonka nie
potrafiła powstrzymać swojego wścibskiego nosa przed niczym. Mieli dwa wyjścia:
albo zwodzić ją, jak najdłużej się da, albo…
– Musimy ją wtajemniczyć – stwierdził sucho.
Zabini spojrzał na niego wielkimi oczami.
– Ale… jak to będzie wyglądało? W czym niby może to nam
pomóc? – zaczął pytać sceptycznie nastawiony. – Inni Ślizgoni nawet z nią nie
rozmawiają, a co dopiero mają się jej spowiadać. – Prychnął.
Profesor wyczarował przed nimi dwie filiżanki z gorącą
herbatą i sięgnął po tę bliżej siebie.
– Nie mówię o tym, żeby wciągnąć ją w te umoralniające
rozmówki, Blaise. Jeśli tylko jej o tym powiesz, przestanie węszyć, o co nam
chodzi. – Spojrzał na podopiecznego czarnymi oczami. – Sądzę, że na początek
uspokoiłoby twoje myśli, byś mógł skupić się na tym, co ważne – powiedział, a
chłopak prychnął.
– Że niby teraz się dostatecznie nie skupiam? – spytał
poirytowanym głosem. – Ja zawsze dobrze wykonuję swoje obowiązki, profesorze.
Myślałem, że pan to zauważył przez tyle lat.
Severus uśmiechnął się krzywo pod nosem.
– Blaise, ale teraz nie chodzi tu o to, czy należycie
wykonujesz swoje obowiązki, czy nie. Sęk w tym, żeby nic cię nie rozpraszało,
bo wiele zależy od tego, żebyś nie został zdemaskowany. Młodsi uczniowie mają
cię za wesołego i radosnego lekkoducha – rzekł spokojnie Snape. – Wiele wysiłku
wkładasz w przedstawienie im siebie jako godnego zaufania.
– Tak, to nie jest takie łatwe, bo od początku są nastawieni
nieufnie – wyznał, pocierając kark. – Wie pan, profesorze, myślałem, że to
będzie o wiele prostsze. W końcu co może być trudnego w rozmawianiu z
trzynasto- i czternastolatkami? – Prychnął. – Zapomniałem, jakim małym dupkiem
byłem w ich wieku. – Pokręcił głową z rozbawieniem na wspomnienie chudego
mulata, który świecił oczami przed wszystkimi, w duchu planując kolejną
rozróbę. Na szczęście Ślizgoni mieli po swojej stronie Snape’a, który krył ich,
jak mógł. To go zawsze ratowało i nie odbył ani jednego szlabanu u profesora
eliksirów.
Snape uśmiechnął się ironicznie.
– Blaise, czy mam przez to rozumieć, że już nie będziesz
robił głupich dowcipów, po których profesor McGonagall zawsze suszyła mi głowę,
bo nie dawałem ci żadnej kary? – spytał z niedowierzaniem.
Zabini zaśmiał się, kręcąc głową.
– Tak, koniec z głupimi
dowcipami – odpowiedział z błyskiem w oku. – Teraz czas na inteligentne zagrania, profesorze. – Z uśmiechem błądzącym po
ustach zaczął nieświadomie stukać nogą o biurko. – Nie mam zamiaru więcej dać
się złapać przez McKocicę. Zawsze, kiedy mnie karała, wymyślała takie rzeczy,
że później przez tydzień miałem odciski na rękach – dla podkreślenia swoich
słów machnął lewą dłonią w powietrzu – ona jest zbyt mściwa. Nie wiem, jak
Gryfiaki z nią wytrzymują – rzekł ze słabo maskowaną złością w głosie.
Severus wykrzywił usta
w krzywym uśmiechu i uniósł brew.
– Chyba nie sądzisz, że ona daje swoim ukochanym Gryfonom tak
surowe kary, jak innym uczniom? Czy mnie postrzegasz tak samo? – Prychnął
rozbawiony wizją siebie samego niedającego szlabanów. – Blaise, każdy opiekun
faworyzuje swoich podopiecznych.
– Zawsze myślałem, że traktuje nas pan ulgowo, bo inni i tak
wystarczająco od nas stronią – powiedział ze smutkiem, odwracając od niego
wzrok. W głębi duszy myślał, że profesor robi to, bo ich po prostu lubi, a nie
dlatego, że inni opiekunowie postępują w ten sam sposób.
Spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem. Odchrząknął, zwracając
na siebie uwagę.
– Oddaliliśmy się od pierwotnego tematu – zauważył, a Ślizgon
przytaknął. – Możesz powiadomić pannę Granger o swoim celu wizyty u dyrektora,
ale upewnij się, że nie przekaże tej informacji komuś niepowołanemu jak pan
Weasley. – Snape skrzywił się, wspominając Rona. – Ten chłopak jest tak
niepojęty, że nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.
Blaise parsknął. Zawsze bawiła go reakcja opiekuna na tego
konkretnego Gryfona.
– Dobrze, profesorze – odpowiedział z uśmiechem, podrygując
prawą nogą. – Wie pan, Hooperowi ostatnio wymsknęło się, że żałuje zniszczenia
Voldemorta przez Pottera. Młody się zmieszał, kiedy zorientował się, co
wypaplał. – Spoważniał, patrząc na profesora.
Snape kiwnął głową w zamyśleniu. Młodzi chłopcy, szczególnie
w wieku Hoopera, mają różne wahania nastroju i postrzegania rzeczywistości.
Często świat staje im na głowie w ciągu jednego dnia, dlatego tak ważne są te
rozmowy, które Blaise z nimi przeprowadza.
Zabini jest otwarty i ludzie szybko się przy nim rozluźniają,
dzięki czemu mogą nieświadomie powiedzieć coś skrywanego. To było jedną z
przyczyn, dla których zaproponował dyrektorowi właśnie tego chłopaka. Jeśli
zareagują w odpowiednim czasie, mogą wyprostować krętą ścieżkę wyborów, przed
którymi stoją nastolatkowie – jak zrobił on, rozmawiając z Pansy, Draco i
Blaise’em. Ta trójka właśnie swojemu opiekunowi zawdzięcza to, że sprzeciwili
się zamiarom ich pewnych słuszności swoich poglądów rodzin.
Właściwie przeprowadzona rozmowa, szczególnie poruszenie
odpowiednich tematów pod przykrywką czegoś innego, daje do myślenia. Jeśli
człowiek zaczyna się wahać, jest już w połowie drogi do zmienienia pierwotnej
decyzji, a o to im właśnie chodzi.
Blaise podniósł się i skierował w stronę drzwi.
– Ja się zbieram, dzięki za radę, profesorze – powiedział,
kiwając głową w podzięce. – Pogadam z Granger i jeśli nie będzie chciała
współpracować, wymyślę coś przekonywającego.
Snape uśmiechnął się pod nosem i pożegnał z uczniem. Na
pomysłowość Zabiniego nie można narzekać.
Kiedy drzwi za nim się zamknęły, Severus westchnął i wrócił
do sprawdzania prac.
***
Na śniadaniu wszystko zdawało się
przebiegać zwykłym rytmem. Ron jadł łapczywie, Hermiona posyłała mu
zdegustowane spojrzenia, Harry zaspany przecierał oczy, wpatrując się w talerz
zupy mlecznej, a uśmiechnięta Ginny łapała spojrzenie Deana oraz dzięki
sprytnemu zaklęciu tłumaczącemu, rozmawiała z Colette, której spodobało się
towarzystwo tej czwórki Gryfonów.
– Żadne z twoich przyjaciół nie zostało wybrane do konkursu?
– spytała zaciekawiona Ginny, chwytając w dłonie kubek z herbatą.
–Niestety. – Pokręciła głową Francuzka. – Myślałam, że
chociaż Elodie będzie tu ze mną, ale najwyraźniej nie skupiła się zbyt bardzo
na odpowiedziach. Jest typem buntowniczki – wyjaśniła z uśmiechem. – Pewnie
znowu chciała podkreślić swoją niezależność, więc postanowiła udzielić
dziwnych, a jej zdaniem normalnych, odpowiedzi. – Wzruszyła ramionami. – I tak
ją kocham.
Ginny uśmiechnęła się, wyobrażając sobie niewysoką dziewczynę
o czarnych, mocno kręconych włosach i
wyrazistych oczach, która staje pierwsza do bijatyki o honor przyjaciół.
– Jak się poznałyście? – spytała z ciekawością Gryfonka,
skupiając się na dokładnym nałożeniu dżemu na chleb. Nie lubiła pustych miejsc
na kanapce, wolała zapełnić całą jej przestrzeń – w przeciwieństwie do Deana,
któremu wystarczało niechlujne rozsmarowanie konfitury na maśle.
Colette uniosła palec w geście poczekania, przeżuła kęs
bułki, po czym go połknęła i odpowiedziała:
– Wpadłam na nią pierwszego dnia szkoły podczas przechodzenia
przez bramę wejściową do Beauxbatons. Rodzice szli za mną, lewitując bagaże –
opowiadała z uśmiechem, wspominając to wydarzenie. Rozmowie zaczęła się
przysłuchiwać także Hermiona, która skończyła właśnie jeść i dopijała powoli
swoje kakao. – Wyobraź sobie, idę spokojnie w stronę szkoły, przyglądam się
błękitnemu niebu i nagle czuję, jak coś wielkiego uderza we mnie z ogromną
mocą. – Zamachnęła się rękami, lekko trącając siedzącego obok niej Rona, by zademonstrować
sposób, w jaki to się stało. Weasley spojrzał na nią z wyrzutem, bo wytrąciła mu z dłoni kielich z herbatą, która
wylądowała na przodzie jego szaty. Ginny z Hermioną parsknęły. – Zaczęłam na
nią wrzeszczeć, żeby uważała, dokąd biegnie, a ona krzyczała na mnie, żebym
uważała następnym razem, czy nie idę po torze biegu innych osób. – Pokręciła
głową z uśmiechem. – Zaczęłyśmy się kłócić i tylko nasi rodzice zdążyli do nas
podbiec na czas i odciągnąć od siebie, bo prawie się na siebie rzuciłyśmy z pięściami
– wspominała z radością w oczach.
Hermiona przypatrywała się jej w zdumieniu.
– Jak to się stało, że jednak się zaprzyjaźniłyście?
– Przez chyba pierwszy miesiąc wyzywałyśmy się na każdym
kroku, aż któregoś razu dostałyśmy razem szlaban i jakoś wyszło, że potrafimy
się dogadać. – Rozpostarła ręce w nic nie wiedzącym geście. – Takie życie.
Czasami spotykamy kogoś, by się z nim pokłócić, żeby później dojść do wniosku,
że nie potrafimy bez tej osoby żyć.
Ron poruszył brwiami z uśmiechem na ustach.
– A pamiętasz, Hermiono, jakie były nasze początki? Ja z
Harrym uciekaliśmy od ciebie, bo za bardzo się mądrzyłaś i dopiero, kiedy nie
wykablowałaś nas przed profesorami, po tym zajściu z trollem górskim,
zaczęliśmy się przyjaźnić – przypomniał rudzielec.
– O, przepraszam, Ron, ale tylko ty mnie wyzywałeś od
kujonów. – Hermiona zrobiła obruszoną minę i założyła ręce na piersi. – Nie rób
z Harry’ego jakiegoś brutala.
Harry spojrzał na nich nieprzytomnym wzrokiem.
– Moglibyście trochę ciszej? Głowa mi pęka.
Ginny zacmokała.
– Oj, Harry, co to się stało? Czyżby kacyk? – zażartowała.
– Proszę cię, Gin – zaczął Ron z uśmiechem. – Kiedy
widziałaś, żeby Harry pił coś poza kremowym? – spytał, zarzucając grzywką na
bok. – Siedział chyba całą noc i czytał jakąś grubą książkę.
– Nie całą – sprostował Potter z zamkniętymi oczami,
opierając policzek na dłoni, przez co mówił niewyraźnie. – Poszedłem spać po
piątej.
Ron wyszczerzył się do niego.
– To wcale a wcale nie czytałeś całej nocy, Harry –
zarechotał, czym jeszcze pogłębił ból głowy przyjaciela. Harry spojrzał jednym
okiem, machnął na niego wolną ręką i ponownie zamknął oko.
– Co to za ciekawą książkę tak zawzięcie czytałeś? – spytała
Hermiona. – Od kiedy ty w ogóle czytasz coś nadprogramowego?
Harry westchnął i spojrzał na nią przymrużonymi oczami.
– Luna pożyczyła mi zbiór gier zespołowych z całego świata.
Jej tata przywiózł go z jednej wyprawy poszukiwawczej zbirka łasicowatego –
wyjaśnił z uśmiechem. – Wiecie, że stare plemiona afrykańskie zamiast tłuczków,
używają w quidditchu zaczarowanych przez ich szamanów, czyli odpowiedników
czarodziejów, wielbłądzich odchodów?
Ginny skrzywiła się, jakby poczuła afrykańskie „tłuczki”.
– Fuj. Co za szczęście, że urodziłam się w Wielkiej Brytanii
i nie musimy być zacofani.
Hermiona wywróciła oczami.
– We wczesnym średniowieczu ubodzy czarodzieje, którym było
szkoda starych kawałków płótna na tłuczki, ponieważ używali ich jako ubrania,
również zaczarowywali zwierzęce odchody do tego celu. Za kafel służył im zwykły
kamień – wyjaśniła przemądrzałym tonem.
Ron spojrzał na nią zdumiony.
– Czemu uczysz się o czymś, czego nie lubisz? – spytał. – I
dlaczego nie mogli zaczarować kamieni zamiast łajna?
– Dla bezpieczeństwa, Ron – powiedziała, odstawiając kubek na
stół. – Jak sobie wyobrażasz dziecko, które przetrwałoby kilkukrotne uderzenia
rozpędzonego kamienia? Łajno nie wyrządzało zbyt wielkich obrażeń. Zresztą mała
część mugolskich dzieci przeżywała do dorosłego życia ze względu na panujące
wtedy powszechnie choroby, z czarodziejskimi sprawa miała się podobnie, choć
tutaj odsetek przeżywających był większy. – Spojrzała na niego z uniesioną
brwią. – Lubię wiedzieć różne ciekawostki.
Colette spojrzała na nią z podziwem.
– Masz tak rozległą wiedzę, że nie dziwię się, dlaczego
zostałaś wybrana do konkursu – stwierdziła. – Chyba potrafisz z niej
skorzystać, prawda?
Ginny uśmiechnęła się z dumą, przytulając przyjaciółkę.
– Pewnie, że potrafi. Na pierwszym roku rozwiązała zagadkę
Snape’a, a on na pewno nie układał jej z myślą o zapewnieniu rozrywki dwunastolatce.
Hermiona westchnęła.
– Gin, kiedy przestaniesz się mną chwalić? Nawet nie masz
powodu – wymamrotała zrezygnowana.
Weasleyówna mrugnęła do panny Puissant.
– Mam, mam i się nie poniżaj. Wiem, że jest ci miło z tego
powodu, Herm. – Przytuliła się do niej jeszcze mocniej, aż Granger odpuściła i
z uśmiechem wtuliła się w przyjaciółkę.
– Dzięki, Gin – szepnęła jej do ucha, a Weasleyówna cmoknęła
ją w policzek i odsunęła się uśmiechnięta.
– Muszę już lecieć, niedługo zaczynam transmutację i nie
chciałabym się spóźnić. Poza tym muszę pogadać z Deanem. Cześć! – rzuciła i,
chwyciwszy torbę, zniknęła gdzieś przy stole Gryfonów. Po chwili zobaczyli, jak
wychodzi z Wielkiej Sali w towarzystwie wysokiego, czarnoskórego chłopaka.
Hermiona dopiła ostatni łyk kakao i podniosła się z miejsca.
– Lecę na numerologię. Colette, na jakie zajęcia idziesz? –
spytała, zakładając torbę na ramię i poprawiając włosy.
Francuzka spojrzała na nią z nadzieją.
– Mogę iść z tobą? Numerologia to mój ulubiony przedmiot zaraz
po obronie przed czarną magią.
Ron posłał nowej koleżance maślane spojrzenie.
– A może zostaniesz z nami? Ja i Harry zaczynamy za godzinę
właśnie obroną.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego czarująco.
– Może innym razem, ale miło z twojej strony – powiedziała i
cmoknęła go na pożegnanie. Harry chyba przysnął i nawet nie zwrócił na nie
swojej uwagi. Jego strata.
Kiedy wyszły z Wielkiej Sali, usłyszały przytłumione głosy.
Spojrzały po sobie i skierowały się w kierunku sali, z której dobiegała
rozmowa. Stanęły pod nieużywaną klasą i
kiwnęły głową na znak, że poczekają chwilę, by dowiedzieć się, o co chodzi.
Obie były ciekawskie i często nieświadomie wtrącały się w nieswoje sprawy –
miały taki wrodzony odruch. Hermiona odziedziczyła go po babci ze strony taty,
Colette – po swojej mamie.
Panna Granger czasami starała się powstrzymywać, jednak nie
zawsze jej wychodziło. Zwykle jej niezaspokojona ciekawość przerzucała się z
jednej rzeczy na drugą, aby nie wtrącać się w niczyje sprawy. Właśnie to pomaga
jej w nauce – wrodzona ciekawość. Woli tę opcję niż wieczne uprzykrzanie życia
przyjaciołom i znajomym. Zauważyła to już w mugolskiej podstawówce – jeśli nie
zajmuje się codziennie odkrywaniem czegoś nowego, nosi nią na wszystkie strony,
ma zaburzenia funkcjonowania – szczególnie objawia się to poprzez
nadpobudliwość ruchową. Rodzice opowiadali, że była bardzo energicznym dzieckiem,
o Ianie także wspominali w ten sposób. Właśnie on poradził jej czytanie wielu
książek z różnych dziedzin, aby szybko się nie znudziła. Takie rozegranie
sprawy jej odpowiada, ponieważ dzięki temu rozwija się, pogłębia wiedzę, dba o
oceny, a przede wszystkim nie sprzeciwia się swojej naturze. Znalazła sposób,
by jakoś ostudzić palącą potrzebę dowiadywania się nowych rzeczy.
– …nie ma mowy! Nie powiemy jej o niczym, Diable! – usłyszały
przytłumiony krzyk Malfoya, który brzmiał na wyprowadzonego z równowagi.
– Ciszej! – odkrzyknął Zabini, po czym usłyszały tylko
szuranie krzesła i jego skrzypniecie pod naporem opadającego na nie ciała.
Po uwadze Blaise’a zdołało do nich dotrzeć tylko kilka
niewyraźnych wyrażeń.
–… trzeba… kazał… lepiej…
– Co on… wiedzieć? …mowy… Granger.
– …będzie… uspokoić…
Na nazwisko jednej z nich osunęły się od drzwi, przechodząc
na drugą stronę, by oprzeć się o ścianę naprzeciw klasy, w której przebywało
dwóch Ślizgonów.
– To ciekawe – zaczęła Colette. Mimo że dzięki zaklęciu mogła
porozumiewać się z osobami, na które zostało rzucone, angielski rozumiała
znacznie lepiej, niż w nim mówiła, także rozmowa chłopaków dotarła do niej tak
samo, jak do Hermiony. Jednak, kiedy były same bez postronnych świadków, wolały
rozmawiać po francusku. Granger uważała, że dzięki temu ćwiczy swój język, a
nie ma nic lepszego od kontaktu z żywym językiem.
– Zgadzam się. – Gryfonka założyła ręce na piersi i zaczęła
przytupywać nogą w zniecierpliwieniu. – Teraz to muszę dowiedzieć się, o co
chodzi. Najpierw dziwne zachowanie Zabiniego, teraz sobie szepczą o mnie w
jakiejś klasie. – Tupała coraz intensywniej. – Niech stamtąd wyłażą jak
najprędzej, bo nie ręczę za siebie!
Colette przyglądała się nowej znajomej z uśmiechem. Ta
dziewczyna ma temperament, tego nie można zaprzeczyć. Nie chciałaby znaleźć się
teraz osoba, która przeszkodzi jej w zdobyciu informacji. Nawet kosztem
spóźnienia na zajęcia.
Po jakiejś minucie drzwi w końcu się otworzyły. Hermiona już
na nich czekała.
– Możecie mi łaskawie wyjaśnić, co to, na gacie Merlina,
było? – zaatakowała, nim zdążyli całkiem wyjść z klasy.
Zbaranieli. Nagle Zabini się zaśmiał i wyciągnął palec,
wskazując Gryfonkę.
– A nie mówiłem? – powiedział tryumfującym głosem. – Granger
jest wszędzie i wszystko wyniucha.
Malfoy spojrzał na niego rozgniewany.
– Rób, co chcesz, Diable – rzucił ze złością w głosie. –
Tylko później nie narzekaj, że nic ci nie wyszło.
Posłał Hermionie ostre spojrzenie, zacisnął szczęki i wyminął
Colette, kierując się na zaawansowaną numerologię. Chodził na te same zajęcia,
co Hermiona. No, może poza mugoloznawstwem.
– Więc? – Hermiona zwróciła się do Ślizgona, który pozostał z
nimi. – Czemu o mnie rozmawialiście?
Blaise spojrzał na nią, a później jego wzrok skierował się ku
Francuzce.
– Musimy pogadać, Granger. – Ponownie spojrzał na Hermionę. –
Na osobności.
Colette zmieszała się lekko, lecz nie dała niczego po sobie
poznać.
– Dobrze, Hermiono. Pójdę na zajęcia z Harrym i Ronem, może
innym razem dołączę do ciebie na numerologii – powiedziała szybko, delikatnie
łapiąc ją za ramię. – Skoro musisz z nim porozmawiać, nie będę przeszkadzać.
– Naprawdę? Nie będziesz miała mi
tego za złe? – spytała Hermiona z nadzieją w głosie. – Dziękuję. Chłopcy
powinni być jeszcze w Wielkiej Sali.
Blaise przyglądał im się zdezorientowanym
wzrokiem. Nie znał francuskiego, znacznie bardziej podobał mu się włoski,
którego uczyła go matka. W ich trio to Draco władał tym językiem. Pansy
pośredniczyła w ich rozmowach z Niemcami – któraś z jej babek była Niemką,
która emigrowała w latach 40. do Anglii, więc za punkt honoru powzięła sobie,
by jedyna wnuczka znała jej ojczysty język.
Gryfonki szybko przeprowadziły
rozmowę, z której niczego nie zrozumiał – słyszał tylko melodyjne i gardłowe
dźwięki. Colette odeszła i w końcu został sam z Gryfonką.
– Zatem? Co masz mi do powiedzenia? –
spytała ze zmarszczonymi brwiami.
Zabini westchnął i wskazał ręką na
klasę.
– Panie przodem. – Kiedy weszli i
wyciszyli klasę, o co upomniała się Hermiona, dodał: – Ostrzegam, że to trochę
zajmie i na pewno spóźnisz się na numerologię.
Przygryzła wargę w zastanowieniu. Po
chwili kiwnęła głową i zasiadła na stoliku, przy którym stanęli.
– Mów, jakoś usprawiedliwię się przed
profesor Vector. To ważniejsze – stwierdziła, czym kompletnie go zaskoczyła.
Granger rezygnująca z zajęć na rzecz, jak jej się zdaje, plotki? Świat stanął
na głowie.
Wzruszył ramionami i zaczął mówić.
– Wszystko zaczęło się, kiedy wpadłem
na ciebie i Weasley w sobotę przed śniadaniem – przerwał, by sprawdzić jej
reakcję. Wyprostowała się, a oczy otworzyły jej się szeroko w oczekiwaniu na
informacje. Dokładnie to, czego się spodziewał.
– Kiedy naściemniałeś o słowach
dyrektora, pamiętam. – Przytaknęła żywo, a on prawie się zaśmiał. Wyglądała tak
zabawnie – skupiona i spięta.
– Rozluźnij się, bo ci żyłka pęknie i
będą nici z tego jędrnego tyłeczka. – Mrugnął do niej, na co spiorunowała go
wzrokiem.
– Odczep się od mojego „tyłeczka” –
przedrzeźniła go, na co parsknął – i mów dalej. Nic ci do tego, jak bardzo będę
spięta lub nie.
Uśmiechnął się lekko i kontynuował:
– Jak zauważyłem, nie uwierzyłaś w
moją szybką wymówkę. Rozmawiałem z dyrektorem, zgadłaś – przyznał, a ona
uśmiechnęła się tryumfująco.
– Wiedziałam! – wykrzyknęła,
podrywając się z ławki. – O czym?
– I tu przechodzimy do bardziej skomplikowanej
części. – Spojrzał na nią poważnie. Trochę się przestraszyła, bo zawsze był
niepoważnym lekkoduchiem. Przełknęła głośno ślinę i odetchnęła, ponownie
opierając się o stolik.
– Wal.
– Musisz obiecać, że to, czego się
dowiesz, zachowasz tylko dla siebie. Żadnego informowania Złotego i Wiewióra.
Zgodziła się bez wahania. W końcu
decyzję podjęła wcześniej, zostając z nim tutaj.
– Po rozmowie ze Snape’em doszliśmy do wniosku, że jesteś
poważniejszym zagrożeniem, kiedy żyjesz w nieświadomości i na własną rękę
szukasz informacji. – Spojrzała na niego uważnie, łapczywie zapamiętując każde
słowo, które wypowiedział. – Jestem tak jakby zbieraczem informacji od
młodszych Ślizgonów. – Skrzywił się na te słowa. – Rozmawiam z nimi, próbuję
się zaprzyjaźnić, żeby powiedzieli, co sądzą na temat Voldemorta. – Zdziwiła
się, że bez zająknięcia wymawia imię czarnoksiężnika, zwykle nazywali go
Czarnym Panem. – Snape polecił mnie Dumbledore’owi, bo jestem otwarty na ludzi,
jak twierdzi. Ślizgoni są w większości skryci i trudno cokolwiek z nich
wyciągnąć, ale młodziakom zdarza się wymsknąć co nieco, kiedy odpowiednio
poprowadzi się rozmowę. Na moją korzyść działa także fakt, że większość z nich
ma mnie za luzackiego gościa, który chce tylko pogadać – wyjaśniał.
– Skoro Ślizgoni są skryci, jak to możliwe, że ty nim jesteś?
Wszędzie cię pełno, nigdy się nie zamykasz… – powiedziała cicho, wpatrując się
w jego oczy. Miały niesamowicie brązowy kolor, jednak inny odcień niż jej. –
Rozumiem… Gadasz wkoło o wszystkim, a tak naprawdę to nic ważnego.
Przytaknął z uśmiechem. Nieliczni to zauważali. Większość
sądziła, że papla jak opętany o wszystkim, co się mu powie. Czasami to pomocne.
– Właśnie dzięki temu Snape zaproponował mnie dyrektorowi.
Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka to męcząca praca – wyznał, przysiadając obok
niej. – Przekonanie trzynastolatków, że Voldemort to gówno i nie warto się w
nie pchać. Najgorzej jest na początku, kiedy jeszcze nie wiem, jaki mają do
niego stosunek, muszę obrać właściwą strategię, by w porę zareagować, jak to
zrobił ze mną, Draco i Pansy Snape. Dzięki niemu nie jesteśmy śmierciożercami,
którymi pewnie byśmy zostali, gdyby Potter nie zniszczył Voldemorta i gdyby
Snape nie rozmawiał z nami przez kilka lat.
Do Hermiony dotarło, że dziwne zachowanie Malfoya, Parkinson
i Zabiniego było dojrzewaniem i zmianą priorytetów. Dlatego w końcu nie
zachowują się jak wszystkowiedzące bachory, którymi byli w pierwszej i drugiej
klasie, jak ich zapamiętali Gryfoni. Na trzecim roku Snape musiał zacząć z nimi
rozmawiać, bo prowokowane kłótnie zmniejszyły się znacznie od tamtej pory i z
roku na rok ich ilość wciąż malała.
– Mogę jakoś pomóc? – spytała łagodnie, patrząc w oczy.
Pokręcił głową.
– Jak to sobie wyobrażasz? Gryfonka rozmawiająca ze
Ślizgonami.
– A teraz to co niby robię? – Uniosła brew, a on pokręcił
głową z uśmiechem i trącił ją ramieniem. Oddała mu ze śmiechem.
Zaczynała przyłapywać się na tym, że często o nim myśli.
Przywołuje z pamięci te nieliczne chwile, które spędzili razem – najwięcej
wspomnień ma ze swoich urodzin. Gdzieś tam pałętał się też Malfoy, ale to
Blaise przyćmiewał go swoją obecnością i poczuciem humoru. Może nie chciał się
otworzyć przy obcych? W końcu Ślizgoni są skryci. Blaise zawsze miał mnóstwo do
powiedzenia, Malfoy był skryty.
– Mogę cię o coś spytać?
– Już to zrobiłaś. – Wyszczerzył się, kiedy przewróciła
oczami.
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Pytaj, pytaj. – Machnął wyczekująco dłonią.
– Czemu przyjaźnisz się z Malfoyem? – wyrzuciła szybko, zanim
uleciała z niej cała odwaga.
Zmarszczył brwi.
– A czemu miałbym się z nim nie przyjaźnić? – zapytał z
ciekawością. Co też wymyśliła ta Gryfonka?
– Jesteście tak różni, że to aż dziwne – wyznała, wzruszając
ramionami. – Tacy ludzie nie mają nawet sposobności się dogadać.
Zerknął na nią.
– A co z tobą, Potterem i Weasleyem? Chyba nie wmówisz mi, że
oni skrycie także kochają książki – zakpił, a ona się zaśmiała.
– Masz mnie, o tym nie pomyślałam. Oni po prostu są ze mną od
początku i nikt inny nie interesuje się bliską przyjaźnią ze mną – wyznała,
wzruszając ramionami. – Odpowiada mi to, bo ich pokochałam za to, jacy są, i
nie chciałabym ich wymienić na nikogo innego.
Spojrzał na nią uważnie.
– A co z chłopakiem i przyszłym mężem? – spytał,
przekrzywiając głowę.
Serce załomotało jej w piersi, by po chwili wrócić do
normalnego rytmu.
– Na razie się tym nie przejmuję, bo nikogo takiego nie ma w
moim życiu – odpowiedziała chłodno.
Blaise spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
– Chyba nie powiesz mi, że masz zamiar wyjść za Wiewióra?
Parsknęła śmiechem.
– Za Rona? Nie, coś ty. – Uśmiechnęła się smutno. – Harry
także nie wchodzi w rachubę. Za dobrze ich znam.
– Chyba o to chodzi, żeby znać swojego partnera, co nie? –
zapytał z uśmiechem błądzącym po wargach.
Hermiona puściła mu oczko.
– Źle się wyraziłam. Chodziło mi o to, że za dobrze ich znam,
by wiedzieć, że nie są dla mnie odpowiedni – sprostowała, kręcąc się niepewnie
na miejscu. Czy nie mówi mu zbyt dużo?
– Ach, czyli mają jakieś dostrzegalne przez ciebie wady? –
Uśmiechnął się z błyskiem w oku. – Jakie? Potter śpi nago? Wiewór uwielbia
skrycie wyjadać gile z nosa?
Hermiona się zaśmiała.
– Nie, fuj. Nie powiem ci, bo jeszcze wykorzystasz to
przeciwko nim – odpowiedziała, pokazując mu język.
Udał, że się wścieka.
– Kurczę, rozgryzłaś mój misternie ułożony plan.
– Przykro mi – odparła, głaszcząc go po głowie. – Chodź do
Hermionki, ona cię pocieszy. – Poklepała kolana, a on się wrednie uśmiechnął.
– Skoro chcesz. – Wzruszył ramionami i wpakował jej się
tyłkiem na kolana. Zaczął się wiercić i do niej przytulać. – O, teraz mi
wygodnie – powiedział, obejmując ją ramionami. Nogi miał przewieszone przez
jej, na jednej stronie.
Zaśmiała się radośnie i popchnęła go, by spadł na ziemię. Nie
przewidziała tylko, że chłopak pociągnie ją za sobą i oboje wylądują na
posadzce. Czuła na twarzy jego ciepły oddech. Pachniał cierpkim jajkiem, które
już zdążyło zacząć się trawić. Nigdy nie lubiła wąchać oddechu innych ludzi. W
romansach, które poczytywała ukradkiem,
by się odstresować, zwykle autorzy wspominali o „kwiatowym” lub
„owocowym” zapachu z ust, żadnego trawienia – to jest możliwe tylko wtedy, gdy
dana osoba jadła właśnie w tym momencie.
Im dłużej od posiłku, tym bardziej strawiony pokarm, czyli mniej przyjemne
doznania węchowe.
Przyglądał jej się z uwagą, jakby chcąc zapamiętać każdy por
twarzy.
– Co jest? – wyszeptała. Nie było potrzeby mówić głośniej – i
tak na nim leżała, więc nie dzieliła ich zbyt duża odległość.
– Nic, Gryfiaczku – odpowiedział cicho, lecz nie szeptem.
Poczuła drganie ciała pod sobą, kiedy wprawiał w ruch struny głosowe.
Zamruczałaby z przyjemności, gdyby nie uzmysłowiła sobie, co wyrabia. Leży na
Zabinim. W pustej klasie. Klasie, która jest zamknięta i obwarowana zaklęciami
wyciszającymi. Może byłoby przyjemniej, ale ogarnęła ją krótka panika. On jest
chłopakiem, a który chłopak oprze się takiej sytuacji? Po chwili uzmysłowiła
sobie, że miał już nie raz okazję ją wykorzystać i jeśli by chciał to zrobić,
nie czekałby aż tak długo. Odprężyła się. – Czemu się spięłaś?
– Wystraszyłam się, która godzina, a potem pomyślałam, że
mnie to nie obchodzi – zełgała szybko, nawet nie poruszywszy okiem, które
zdradziłoby jej kłamstwo.
– Granger, która nie przejmuje się lekcjami? – Uniósł brew ze
zdziwieniem. – Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger?
Zaśmiała się, aż poczuła coś twardego pod sobą. Zerknęła na
Zabiniego, który wzruszył ramionami.
– Nic nie poradzę na naturalne odruchy. Delikatne, ładne,
dziewczęce i milusie ciałko leży na moim, szczerząc się niesłychanie i jak ma
to na mnie nie działać? – spytał bezradnie.
Uśmiechnęła się lekko zdezorientowana i zaróżowiona.
– Jasne – odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
Złapał ją w talii i pomógł wstać.
– Przyjaźnię się z Draco, bo to spoko gość. Może nie sprawia
wrażenia wylewnego, bo taki nie jest wśród obcych. Jednak na osobności to
całkiem inny czarodziej – odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie. – No i znam
się z nim od piaskownicy, a nadal ze sobą wytrzymujemy, więc coś jest na
rzeczy. – Puścił jej oko. – Dowiedziałaś się, czego miałaś się dowiedzieć. Mam
nadzieję, że zachowasz to dla siebie, w przeciwnym razie mogłoby mi to nieźle
przeszkodzić. – Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową, nadal na niego nie
patrząc. – Granger, nie powiesz mi, że cię onieśmielam – stwierdził nagle
poruszony jej dziwnym zachowaniem. Zwykle ta dziewczyna to wulkan energii, a
teraz co?
Zerknęła na niego, głośno przełykając ślinę.
– Wiem, że tego nie kontrolujesz, ale nie jestem
przyzwyczajona do tak bliskiego kontaktu. Wybacz moją reakcję. – Musiała to
powiedzieć, bo jeszcze pomyślałby sobie, Merlin wie co.
Zdziwiła go jej odpowiedź. Prawdę mówiąc, miał ochotę się na
nią rzucić. Na te roztrzepane włosy i lekki uśmiech. Czuł lekką woń jej
przyjemnych perfum oraz doceniał delikatność skóry. Jednak wiedział, że nie może.
To Gryfonka. Co innego jest z nią rozmawiać, a co innego całować. Poza tym
Draco dopiero dałby mu do słuchu, gdyby dowiedział się, że całował Granger.
Wolał sobie tego oszczędzić.
– Nie było sprawy – rzekł z przymilnym uśmiechem, machając
różdżką, by zdjąć zaklęcia.
Wyszli z klasy odprowadzani wzrokiem zdziwionych uczniów. Nie
dość, że muszą się przyzwyczaić do widoku Gryfonów rozmawiających ze Ślizgonami
(rzadki widok, lecz się zdarza), teraz dochodzą jeszcze nie całkiem tajne
schadzki w nieużywanych salach? Świat staje powoli na głowie albo Merlin ma
psotny humor. W sumie to może jedno i to samo. Kto wie?
***
– Draco, ratuj! – Usłyszał krzyk Pansy, zanim ją zauważył.
Czytał właśnie dzisiejszego Proroka, kiedy przyjaciółka wpadła do pokoju
wspólnego i do niego podbiegła.
Odłożył gazetę na pobliski stolik, zaznaczając wcześniej
moment, na którym skończył.
– Co jest? – spytał, wpatrując się w jej przerażoną twarz.
Włosy miała rozwiane, była blada i ledwo łapała oddech.
– Max… – Przypomniał sobie krępej budowy blondyna, który od
sobotniego popołudnia zaczepiał Pansy. Parsknął śmiechem, za co od razu został
zgromiony spojrzeniem. – Już skończyłeś? Mogę? – spytała urażona.
Kiwnął głową z poważną miną, jednak w oczach błądziły mu
iskierki rozbawienia.
– On jest nienormalny! Cały czas mnie nachodzi i nie dociera
do niego moja odmowa – wyjaśniła, machając rękami i spacerując w tę i z
powrotem. – Napadł na mnie, jak wychodziłam z łazienki i zaczął tę swoją
amerykańską gadkę w stylu: „Cze,
zabieram moją śliczną lasencję na dłuuuuugi spacerek” – powiedziała
niskim głosem. Draco miał ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem, ale ze względu na
Pansy się powstrzymał. Doskonale widział, że to by jej nie pomogło. – A potem
jeszcze zaczął się ślinić! Czy ja wyglądam jak opiekunka dla psów? – zapytała
ze złością.
Malfoy westchnął i pociągnął ją, by
usiadła na kanapie obok niego.
– Chłopak się zakochał i nie potrafi inaczej okazać swojego
zainteresowania, zrozum – powiedział, patrząc jej w oczy.
– Ale nie dociera do niego, że ja nie jestem zainteresowana nim?
– Złość trochę z niej wyparowała, ustępując miejsce bezradności. – Nie chcę,
żeby taki półgłówek się za mną uganiał. On mi się nawet nie podoba – dodała,
jakby ten fakt przesądzał wszystko.
– Pans, mogę z nim pogadać, ale nie obiecuję, że to coś
zdziała. To Amerykanie, oni mają się za pępek świata. – Oparł plecy o kanapę i
przymknął oczy ze zmęczenia. – Może źle podchodzi do sprawy, ale jakimś cudem
dostał się do konkursu, nie może być głupi.
– A Weasley? Nie powiesz mi, że nagle stał się twoim guru –
rzekła z krzywym uśmieszkiem.
Prychnął.
– To pewnie jakaś pomyłka – odparł lekko, nadal z zamkniętymi
oczami. – Odpadnie w pierwszym etapie. A Potter dotrwa góra do drugiego.
Zaśmiała się wrednie, a Draco otworzył oczy.
– Nadal zazdrosny o ostatni mecz?
Usiadł wygodniej, opierając stopę na kolanie i stukając
palcami o podeszwę buta.
– Mogliśmy wygrać. Tylko ta mała trzecioroczna nie mogła
odważyć się uderzyć pałką w tłuczka, bo jeszcze uszkodziłby Złotego Chłopca –
powiedział, krzywiąc się. – Nigdy więcej dziewczyn w drużynie. – Pokręcił
głową, a Pansy lekko uśmiechnęła się pod nosem. Co roku tak mówi, a i tak
kapitan Slytherinu jest zmuszony włączyć do gry Ślizgonki, które niekiedy są
dużo lepsze od chłopaków. – Nie wiem, co te hormony wyrabiają w ich głowach, że
podoba im się Złoty Potter a nie ja.
Pansy spojrzała na niego uważnie. Nie cieszył się powodzeniem
wśród dziewcząt – chyba że chodziło o arystokratki, które tylko czyhały na jego
fortunę. Poza tymi kilkoma wyjątkami był dla nich niewidoczny.
– Nigdy nie zależało ci na uwadze innych – stwierdziła, a on
przewrócił oczami.
– Bo nigdy o nią nie musiałem prosić – odpowiedział
spokojnie. – I nadal nie zamierzam – dodał szybko, widząc jej otwierające się
usta. – Nie zależy mi na pustogłowych idiotkach, które chcą się pokazać wśród
koleżanek z Malfoyem. Niech już lecą do Pottera. – Skrzywił się. – Tylko żeby
drużyna na tym nie cierpiała! – dodał wzburzony. – Nie wiem, co Blaise widzi w
takich głupich pannach. Toć ani z nią nie pogadasz, bo cały czas się chichra
nie wiadomo z czego, ani nie przyjdziesz do znajomych z tego samego powodu.
Pansy się zaśmiała.
– Chciałabym zobaczyć ciebie z taką – powiedziała, dając mu
kuksańca.
– I nie zobaczysz, chyba że przegram jakiś zakład – odparł z
lekkim uśmiechem, mrugając do niej okiem.
Właśnie wszedł Blaise.
– Zakład? Czy ja o czymś nie wiem? – spytał z łobuzerskim
uśmiechem, siadając na podłokietniku po stronie Pansy.
Draco spojrzał na niego, kręcąc głową.
– Zastanawiałem się, co widzisz w tych pustych pannach, co to
nic nie robią, tylko się śmieją, a Pansy zachciało się zobaczyć mnie w
towarzystwie takiej. Poza przegranym zakładem nie ma szans – wyjaśnił, a Zabini
zacmokał.
– Zobaczymy, zobaczymy – podsumował tajemniczo, a Pansy
zaśmiała się, zobaczywszy minę Draco. – Nie marszcz się w ten sposób, bo matka
cię wydziedziczy za brzydotę.
Malfoy w odpowiedzi pokazał mu język i zepchnął z kanapy.
Blaise podniósł się z kamiennej podłogi i usadowił z powrotem na swoim miejscu.
– Więc, Diabełku? Co widzisz w tych dziewczynach? – spytała
zaciekawiona Parkinson.
– Jak to, co widzę? Mają niezłe ciałka i dobrze całują.
Trzeba korzystać z życia, póki jest się pięknym i młodym – powiedział, ruszając
brwiami w górę i dół.
– A to stwierdzenie pewnie przekazała ci w spadku ciotka
Opulentia, co? – zakpił Draco, szczerząc się do Zabiniego.
Cała trójka się zaśmiała na tę uwagę.
– To dobre, udało ci się, Freciu – rzekł nadal uśmiechnięty
Blaise. – Akurat matka nie miała z tym nic wspólnego, raczej pewnego wieczoru wujcio
Lucek zabrał mnie na „męską” rozmowę, która odmieniła moje życie.
Draco spojrzał na niego zdziwiony.
– Mój ojciec też o tym z tobą rozmawiał? – Machnął ręką. –
Nieważne. Widać, że cię oczarował swoimi błyskotliwymi argumentami. Ze mną mu
się nie udało, musiał przerzucić się na kogoś łatwiejszego do złamania –
powiedział z uśmiechem. Pansy się zaśmiała i złapała za brzuch.
– Z wami to nie idzie nawet spokojnie posiedzieć, bo brzuch
boli od śmiechu – narzekała, rozciągając się.
– Leć do Maxa, z pewnością będzie chętny do masażu – podsunął
Draco, schylając się przed lecącą w jego stronę poduszką.
– Max? Ten Amerykanin? – Uzyskawszy skinienie, uśmiechnął się
szeroko. – Umówiłem nas z nim dziś na karty, nie macie nic przeciwko, prawda?
Pansy spojrzała na Draco, który zmarszczył brwi i pokręcił
głową. Westchnęła i odpowiedziała niechętnie:
– Skąd. Miło będzie zagrać we czwórkę.
Blaise spojrzał na nią jak na wariatkę.
– Kto powiedział, że będzie nas tylko czworo?
– A nie będzie? – spytał Draco, obawiając się odpowiedzi.
Zabini zbyt dużo czasu spędzał teraz z małą Weasley, jeszcze okaże się, że
spoufalają się z Gryfonami ponad to, co obiecali Snape’owi.
– Oczywiście, że nie. Zaprosiłem jeszcze dwie miłe panie –
rzekł uśmiechnięty. – Ale kim one są, dowiecie się o dwudziestej u nas w
dormitorium.
– Crabbe i Goyle wyniosą się na wieczór? – spytał trochę
zdziwiony przygotowaniem przyjaciela. Zwykle na schadzki udawali się do Pokoju
Życzeń. To nie będzie tylko gra w karty. On coś kombinuje.
– Spokojnie, wszystko będzie cacy – rzekł lekkim tonem i
zaczął nucić pod nosem nowy hit Fatalnych Jędz.
***
Li!
OdpowiedzUsuńMiło, że wreszcie wróciłaś do blogerskiego półświatka. Powrót w bardzo wielkim stylu :D Jesteś cholernie dobra w tym co robisz, więc zabraniam Ci przerywania tego. Jestem oczarowana. Gdyby nie fakt, że mój laptop umarł to bym wyciągnęła z Ciebie wszystkie szczegóły na temat opowiadania. Świetne!
Ps.Sprawdź pocztę :D
Pozdrowienia wraz z weną przesyła Ci twoja największa fanka. H.R.
Zawsze pozostaje niedosyt i ciekawość po przeczytaniu Twojego rozdziału... ah, no i szeroki uśmiech. Jak sobie wyobraziłam Pansy, mówiącą amerykańskim głosem, to parsknęłam śmiechem. :) Rozdział baaardzo mi się podobał, co chyba zwiększył czas oczekiwania na niego, jednak warto było. Jesteś naprawdę niesamowita! A jeszcze co do rozdziału, to jestem teraz mega ciekawa: CO KOMBINUJE ZABINI? ;3
OdpowiedzUsuńAaaa, no właśnie... Czemu oni na sobie leżeli i czemu Hermiona o nim myśli? Dobra, tak naprawdę wiem czemu, ale nie dopuszczam do siebie tej myśli. Ona ma być z Draco! DRACO, nie Zabini! :) Mam wielką nadzieję, że Blaise i Hermiona zostanę jedynie przyjaciółmi czy coś, bo gdyby byli parą to chybabym nie przeżyła :D Życzę ci duuużo, dużo weny, żeby rozdział pojawił się szybko. Pozdrawiam, Potterheads. :)
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że coś zadzieje się między Hermioną i Blaisem *.*
fajny rozdział:)
OdpowiedzUsuńNominuję cię do Liebester Award, więcej informacji tutaj : http://jestes-miloscia-moja.blogspot.com/p/libster-award.html
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawy blog, postaram się tu jeszcze wpaść.
OdpowiedzUsuńKultura
Przybywam z oceny-opowiadan. Nadal jesteś zainteresowana oceną? Pytam, bo nic się nie pojawiło od 26 czerwca, a informacji, że prosisz o ocenę pomimo przeterminowania, nie otrzymałam.
OdpowiedzUsuńJeśli możesz, o odpowiedź prosiłabym na stronie ocenialni.
Pozdrawiam,
Jejku, nawet nie wiem, jak mam Cię przeprosić. Twoja odpowiedź musiała mi się gdzieś zawieruszyć... Wybacz, zazwyczaj staram się takie rzeczy zapisywać i trzy razy sprawdzać, zanim coś zrobię. Tym razem zajrzałam tylko tutaj, spojrzałam na komentarz powyżej i nie dostrzegłam odpowiedzi, więc dodałam sobie, że nigdy jej nie otrzymałam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
UsuńNiestety z kolejki i zgłoszeń już Cię usunęłam (kolejna nieprzemyślana decyzja...), ale mogę Ci zaproponować kolejne zgłoszenie, dopiszę Cię wtedy od razu do swojej kolejki i ocenię poza kolejnością. Tylko tak się mogę zrewanżować po tej głupocie, jaką strzeliłam. Co Ty na to? Zrozumiem, jeśli nie będziesz zainteresowana oceną.
Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo przepraszam za swoją nieuwagę.
hope
Teraz będę odpisywać w dwóch miejscach jednocześnie ;p Nie powiem, zależało mi na tej ocenie i zgłoszę się ponownie, ale dopiero po publikacji kolejnego postu, dobrze? :)
UsuńDobrze, będę czekać i tym razem obiecuję o Tobie pamiętać ;)
Usuń