środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 8 cz.1.


Witam po dość długiej przerwie! Ten rozdział postanowiłam podzielić na dwie części, bo według mnie dużo się w nim dzieje. Taką mam wizję, nie sposób mi zmienić nastawienia zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może zauważyliście zmianę szablonu? Prawda, że śliczny? ;) Cissy się postarała, za co serdecznie dziękuję. (EDIT: 10.08. Zmieniam na poprzedni, mojego autorstwa, mam sentyment do tego minimalizmu :D)
Pozdrawiam,
Lileen
***

Severus Snape siedział w swoim gabinecie i sprawdzał prace czwartorocznych Krukonów. Skrzywił się – zresztą nie pierwszy raz tego wieczoru – i podkreślił szybkim ruchem fragment eseju Tima Porke’a, a następnie wyskrobał drobnymi literami: Czy Pan był obecny na zajęciach, podczas których niejednokrotnie podkreślałem, jak ważną rolę odgrywa kolejność dodawania składników? A może Pański móżdżek jest zbyt mały, by pomieścić taką ilość informacji? Jednak, skoro Pan jest mądrzejszy ode mnie, proponuję skorzystać z tej instrukcji przygotowania wywaru na porost włosów, ale POZA zamkiem, a szczególnie pracownią eliksirów! Jednego głupca mniej.
Jak on nie cierpiał takich bezmyślnych dzieciaków. Czy oni nie rozumieją, że postępowanie zgodnie z instrukcjami ma na celu ochronę ich zdrowia i życia? A on jeszcze musi ich nauczać! Na szczęście nie wszyscy są takimi ignorantami, jednak ci stanowią zdecydowaną mniejszość – jeśli na roku trafią się cztery osoby doceniające eliksiry, jest to obfity rocznik.
Odłożył pióro, by móc rozprostować palce. Ciągłe pisanie przez tyle lat lekko nadwyrężyło jego mięśnie. Usłyszał ciche pukanie do drzwi.
– Wejść – powiedział krótko, odsuwając prace na bok.
Zobaczył Blaise’a Zabiniego. Szczerze mówiąc, spodziewał się go wcześniej.
– Dobry wieczór, profesorze – przywitał się uczeń, siadając na wskazanym krześle.
– Czemu przyszedłeś dopiero teraz, Blaise? – spytał Snape, przyglądając mu się uważnie. Chłopak wyglądał na przejętego, co nie zdarzało się często. Zwykle rozsiewał wokół siebie radosne fluidy.
– Mamy mały problem, profesorze – wyrzucił z siebie, błądząc oczami po całym gabinecie. Nie potrafił skupić na niczym uwagi. – Niechcący wypsnęło mi się przy Granger, że odwiedzałem Dumbledore’a. – Spojrzał na drewniany zegar z kurantem, który wskazywał kilka minut po dziewiętnastej. – Nie powiedziałem wprost, że u niego byłem, ale ona jest bystra i zacznie węszyć, aż się dowie. Pomyślałem, że powinien pan profesor się o tym dowiedzieć.
Severus westchnął i odchylił się na oparcie wygodnego fotela. Dziewucha nie da spokoju Zabiniemu, skoro dotarła do niej informacja, że rozmawiał z dyrektorem – przecież nie jest jednym z prefektów, którzy powinni pośredniczyć między uczniami swojego domu a Dumbledore’em.
– W jakich okolicznościach to się stało?
Blaise spojrzał w końcu na profesora i uśmiechnął się krzywo.
– Zaczepiłem ją i Weasleyównę, jak wracałem od dyrektora. Pytały, co tam robię i gdzie zgubiłem Draco i Pansy – zaczął streszczać ich poranne spotkanie. – Wspomniałem coś o reprezentantach i kiedy mają przyjechać do zamku, a Granger do mnie z tekstem, że Dumbledore nic o tym nie mówił – kontynuował, pocierając co jakiś czas krótkie czarne włosy. – Musiał coś wspomnieć, gdy z nim rozmawiałem, a mi się pomyliło z ogłoszeniem. – Wzruszył ramionami z krzywym uśmiechem. – Powiedziałem, że pewnie gdzieś się przesłyszałem.
Snape przyglądał mu się w zamyśleniu, przesuwając palcem po brodzie.
Niby nic takiego się nie stało, w końcu Granger mogła uwierzyć w wyjaśnienie Blaise’a, który teraz przyglądał się półce z książkami stojącej po przeciwległej stronie drzwi. Jednak jeśli dziewczyna zacznie węszyć, nie będzie to dla nich korzystne.
– Jesteś pewien, że ci nie uwierzyła? – spytał nagle, sprowadzając na siebie wzrok młodego Ślizgona. – Może niepotrzebnie zaprzątasz tym sobie głowę, Blaise.
Zabini spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Profesorze, czy mówimy o tej samej osobie? – spytał na wpół ironicznie. – Zna pan Granger, ona zauważyłaby nierówne ułożenie pergaminów na stoliku, nie wspominając o szykujących się przekrętach. Czemu miałaby nie zwrócić uwagi na coś, co łączy Dumbledore’a i Ślizgona? Zwłaszcza, że nie jestem prefektem, a tylko oni mogą z nim rozmawiać.
– Masz trochę racji – przyznał niechętnie. – Ale tylko trochę, Blaise. Zapomniałeś, że ona wierzy dyrektorowi. Gryfoni widzą świat w czarno-białych barwach, nie zauważyłeś? – spytał lekko ironicznie. Nigdy nie rozumiał, jak można być takim ignorantem – w końcu świat taki nie jest, a nawet w tym ich złotym Gryffindorze zdarzają się czarne owce. – Skoro Dumbledore rozmawiał z tobą, jesteś „dobry”. – Uśmiechnął się kpiąco. – Dzięki tej informacji, którą niechcący jej przekazałeś, sytuacja Ślizgonów może się zmienić. Uczniowie innych domów, kiedy zobaczą, że Gryfoni – a przynajmniej niektórzy z nich – normalnie z wami rozmawiają, także zaczną was doceniać – mówił profesor, uważnie wpatrując się w podopiecznego. Dłonie opierał na blacie ciemnego, dębowego biurka. Blaise przyglądał mu się z zaciekawieniem. O takim podejściu do sprawy nie pomyślał. – Jeśli tak się stanie, nie będziecie musieli wkupywać się w odpowiednie kręgi, by zdobyć posadę w Ministerstwie czy jakiejkolwiek firmie, co praktykuje się od dawna. Z tej pozornie beznadziejnej sytuacji jest wyjście, jednak musisz podążać do niego właściwą drogą – zakończył ze wzrokiem utwierdzonym w biblioteczce.
– Nie wszyscy Gryfoni są do nas wrogo nastawieni – powiedział spokojnie Blaise. – Z Weasleyówną można pogadać i nie mam na myśli kłótni, tylko zwykłą i kulturalną rozmowę.
Severus zamyślił się na chwilę, zakładając ręce na piersi.
– W takim razie musisz to wykorzystać.
Blaise westchnął.
– To nie będzie takie proste. Granger ma łeb na karku i nie da się zbyć zwykłymi wymówkami, nawet jeśli podpuścimy Weasley.
Snape lekko się skrzywił. Chłopak miał rację. Ta Gryfonka nie potrafiła powstrzymać swojego wścibskiego nosa przed niczym. Mieli dwa wyjścia: albo zwodzić ją, jak najdłużej się da, albo…
– Musimy ją wtajemniczyć – stwierdził sucho.
Zabini spojrzał na niego wielkimi oczami.
– Ale… jak to będzie wyglądało? W czym niby może to nam pomóc? – zaczął pytać sceptycznie nastawiony. – Inni Ślizgoni nawet z nią nie rozmawiają, a co dopiero mają się jej spowiadać. – Prychnął.
Profesor wyczarował przed nimi dwie filiżanki z gorącą herbatą i sięgnął po tę bliżej siebie.
– Nie mówię o tym, żeby wciągnąć ją w te umoralniające rozmówki, Blaise. Jeśli tylko jej o tym powiesz, przestanie węszyć, o co nam chodzi. – Spojrzał na podopiecznego czarnymi oczami. – Sądzę, że na początek uspokoiłoby twoje myśli, byś mógł skupić się na tym, co ważne – powiedział, a chłopak prychnął.
– Że niby teraz się dostatecznie nie skupiam? – spytał poirytowanym głosem. – Ja zawsze dobrze wykonuję swoje obowiązki, profesorze. Myślałem, że pan to zauważył przez tyle lat.
Severus uśmiechnął się krzywo pod nosem.
– Blaise, ale teraz nie chodzi tu o to, czy należycie wykonujesz swoje obowiązki, czy nie. Sęk w tym, żeby nic cię nie rozpraszało, bo wiele zależy od tego, żebyś nie został zdemaskowany. Młodsi uczniowie mają cię za wesołego i radosnego lekkoducha – rzekł spokojnie Snape. – Wiele wysiłku wkładasz w przedstawienie im siebie jako godnego zaufania.
– Tak, to nie jest takie łatwe, bo od początku są nastawieni nieufnie – wyznał, pocierając kark. – Wie pan, profesorze, myślałem, że to będzie o wiele prostsze. W końcu co może być trudnego w rozmawianiu z trzynasto- i czternastolatkami? – Prychnął. – Zapomniałem, jakim małym dupkiem byłem w ich wieku. – Pokręcił głową z rozbawieniem na wspomnienie chudego mulata, który świecił oczami przed wszystkimi, w duchu planując kolejną rozróbę. Na szczęście Ślizgoni mieli po swojej stronie Snape’a, który krył ich, jak mógł. To go zawsze ratowało i nie odbył ani jednego szlabanu u profesora eliksirów.
Snape uśmiechnął się ironicznie.
– Blaise, czy mam przez to rozumieć, że już nie będziesz robił głupich dowcipów, po których profesor McGonagall zawsze suszyła mi głowę, bo nie dawałem ci żadnej kary? – spytał z niedowierzaniem.
Zabini zaśmiał się, kręcąc głową.
– Tak, koniec z głupimi dowcipami – odpowiedział z błyskiem w oku. – Teraz czas na inteligentne zagrania, profesorze. – Z uśmiechem błądzącym po ustach zaczął nieświadomie stukać nogą o biurko. – Nie mam zamiaru więcej dać się złapać przez McKocicę. Zawsze, kiedy mnie karała, wymyślała takie rzeczy, że później przez tydzień miałem odciski na rękach – dla podkreślenia swoich słów machnął lewą dłonią w powietrzu – ona jest zbyt mściwa. Nie wiem, jak Gryfiaki z nią wytrzymują – rzekł ze słabo maskowaną złością w głosie.
 Severus wykrzywił usta w krzywym uśmiechu i uniósł brew.
– Chyba nie sądzisz, że ona daje swoim ukochanym Gryfonom tak surowe kary, jak innym uczniom? Czy mnie postrzegasz tak samo? – Prychnął rozbawiony wizją siebie samego niedającego szlabanów. – Blaise, każdy opiekun faworyzuje swoich podopiecznych.
– Zawsze myślałem, że traktuje nas pan ulgowo, bo inni i tak wystarczająco od nas stronią – powiedział ze smutkiem, odwracając od niego wzrok. W głębi duszy myślał, że profesor robi to, bo ich po prostu lubi, a nie dlatego, że inni opiekunowie postępują w ten sam sposób.
Spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem. Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.
– Oddaliliśmy się od pierwotnego tematu – zauważył, a Ślizgon przytaknął. – Możesz powiadomić pannę Granger o swoim celu wizyty u dyrektora, ale upewnij się, że nie przekaże tej informacji komuś niepowołanemu jak pan Weasley. – Snape skrzywił się, wspominając Rona. – Ten chłopak jest tak niepojęty, że nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.
Blaise parsknął. Zawsze bawiła go reakcja opiekuna na tego konkretnego Gryfona.
– Dobrze, profesorze – odpowiedział z uśmiechem, podrygując prawą nogą. – Wie pan, Hooperowi ostatnio wymsknęło się, że żałuje zniszczenia Voldemorta przez Pottera. Młody się zmieszał, kiedy zorientował się, co wypaplał. – Spoważniał, patrząc na profesora.
Snape kiwnął głową w zamyśleniu. Młodzi chłopcy, szczególnie w wieku Hoopera, mają różne wahania nastroju i postrzegania rzeczywistości. Często świat staje im na głowie w ciągu jednego dnia, dlatego tak ważne są te rozmowy, które Blaise z nimi przeprowadza.
Zabini jest otwarty i ludzie szybko się przy nim rozluźniają, dzięki czemu mogą nieświadomie powiedzieć coś skrywanego. To było jedną z przyczyn, dla których zaproponował dyrektorowi właśnie tego chłopaka. Jeśli zareagują w odpowiednim czasie, mogą wyprostować krętą ścieżkę wyborów, przed którymi stoją nastolatkowie – jak zrobił on, rozmawiając z Pansy, Draco i Blaise’em. Ta trójka właśnie swojemu opiekunowi zawdzięcza to, że sprzeciwili się zamiarom ich pewnych słuszności swoich poglądów rodzin.
Właściwie przeprowadzona rozmowa, szczególnie poruszenie odpowiednich tematów pod przykrywką czegoś innego, daje do myślenia. Jeśli człowiek zaczyna się wahać, jest już w połowie drogi do zmienienia pierwotnej decyzji, a o to im właśnie chodzi.
Blaise podniósł się i skierował w stronę drzwi.
– Ja się zbieram, dzięki za radę, profesorze – powiedział, kiwając głową w podzięce. – Pogadam z Granger i jeśli nie będzie chciała współpracować, wymyślę coś przekonywającego.
Snape uśmiechnął się pod nosem i pożegnał z uczniem. Na pomysłowość Zabiniego nie można narzekać.
Kiedy drzwi za nim się zamknęły, Severus westchnął i wrócił do sprawdzania prac.
***
            Na śniadaniu wszystko zdawało się przebiegać zwykłym rytmem. Ron jadł łapczywie, Hermiona posyłała mu zdegustowane spojrzenia, Harry zaspany przecierał oczy, wpatrując się w talerz zupy mlecznej, a uśmiechnięta Ginny łapała spojrzenie Deana oraz dzięki sprytnemu zaklęciu tłumaczącemu, rozmawiała z Colette, której spodobało się towarzystwo tej czwórki Gryfonów.
– Żadne z twoich przyjaciół nie zostało wybrane do konkursu? – spytała zaciekawiona Ginny, chwytając w dłonie kubek z herbatą.
–Niestety. – Pokręciła głową Francuzka. – Myślałam, że chociaż Elodie będzie tu ze mną, ale najwyraźniej nie skupiła się zbyt bardzo na odpowiedziach. Jest typem buntowniczki – wyjaśniła z uśmiechem. – Pewnie znowu chciała podkreślić swoją niezależność, więc postanowiła udzielić dziwnych, a jej zdaniem normalnych, odpowiedzi. – Wzruszyła ramionami. – I tak ją kocham.
Ginny uśmiechnęła się, wyobrażając sobie niewysoką dziewczynę o czarnych, mocno kręconych włosach  i wyrazistych oczach, która staje pierwsza do bijatyki o honor przyjaciół.
– Jak się poznałyście? – spytała z ciekawością Gryfonka, skupiając się na dokładnym nałożeniu dżemu na chleb. Nie lubiła pustych miejsc na kanapce, wolała zapełnić całą jej przestrzeń – w przeciwieństwie do Deana, któremu wystarczało niechlujne rozsmarowanie konfitury na maśle.
Colette uniosła palec w geście poczekania, przeżuła kęs bułki, po czym go połknęła i odpowiedziała:
– Wpadłam na nią pierwszego dnia szkoły podczas przechodzenia przez bramę wejściową do Beauxbatons. Rodzice szli za mną, lewitując bagaże – opowiadała z uśmiechem, wspominając to wydarzenie. Rozmowie zaczęła się przysłuchiwać także Hermiona, która skończyła właśnie jeść i dopijała powoli swoje kakao. – Wyobraź sobie, idę spokojnie w stronę szkoły, przyglądam się błękitnemu niebu i nagle czuję, jak coś wielkiego uderza we mnie z ogromną mocą. – Zamachnęła się rękami, lekko trącając siedzącego obok niej Rona, by zademonstrować sposób, w jaki to się stało. Weasley spojrzał na nią z wyrzutem, bo  wytrąciła mu z dłoni kielich z herbatą, która wylądowała na przodzie jego szaty. Ginny z Hermioną parsknęły. – Zaczęłam na nią wrzeszczeć, żeby uważała, dokąd biegnie, a ona krzyczała na mnie, żebym uważała następnym razem, czy nie idę po torze biegu innych osób. – Pokręciła głową z uśmiechem. – Zaczęłyśmy się kłócić i tylko nasi rodzice zdążyli do nas podbiec na czas i odciągnąć od siebie, bo prawie się na siebie rzuciłyśmy z pięściami – wspominała z radością w oczach.
Hermiona przypatrywała się jej w zdumieniu.
– Jak to się stało, że jednak się zaprzyjaźniłyście?
– Przez chyba pierwszy miesiąc wyzywałyśmy się na każdym kroku, aż któregoś razu dostałyśmy razem szlaban i jakoś wyszło, że potrafimy się dogadać. – Rozpostarła ręce w nic nie wiedzącym geście. – Takie życie. Czasami spotykamy kogoś, by się z nim pokłócić, żeby później dojść do wniosku, że nie potrafimy bez tej osoby żyć.
Ron poruszył brwiami z uśmiechem na ustach.
– A pamiętasz, Hermiono, jakie były nasze początki? Ja z Harrym uciekaliśmy od ciebie, bo za bardzo się mądrzyłaś i dopiero, kiedy nie wykablowałaś nas przed profesorami, po tym zajściu z trollem górskim, zaczęliśmy się przyjaźnić – przypomniał rudzielec.
– O, przepraszam, Ron, ale tylko ty mnie wyzywałeś od kujonów. – Hermiona zrobiła obruszoną minę i założyła ręce na piersi. – Nie rób z Harry’ego jakiegoś brutala.
Harry spojrzał na nich nieprzytomnym wzrokiem.
– Moglibyście trochę ciszej? Głowa mi pęka.
Ginny zacmokała.
– Oj, Harry, co to się stało? Czyżby kacyk? – zażartowała.
– Proszę cię, Gin – zaczął Ron z uśmiechem. – Kiedy widziałaś, żeby Harry pił coś poza kremowym? – spytał, zarzucając grzywką na bok. – Siedział chyba całą noc i czytał jakąś grubą książkę.
– Nie całą – sprostował Potter z zamkniętymi oczami, opierając policzek na dłoni, przez co mówił niewyraźnie. – Poszedłem spać po piątej.
Ron wyszczerzył się do niego.
– To wcale a wcale nie czytałeś całej nocy, Harry – zarechotał, czym jeszcze pogłębił ból głowy przyjaciela. Harry spojrzał jednym okiem, machnął na niego wolną ręką i ponownie zamknął oko.
– Co to za ciekawą książkę tak zawzięcie czytałeś? – spytała Hermiona. – Od kiedy ty w ogóle czytasz coś nadprogramowego?
Harry westchnął i spojrzał na nią przymrużonymi oczami.
– Luna pożyczyła mi zbiór gier zespołowych z całego świata. Jej tata przywiózł go z jednej wyprawy poszukiwawczej zbirka łasicowatego – wyjaśnił z uśmiechem. – Wiecie, że stare plemiona afrykańskie zamiast tłuczków, używają w quidditchu zaczarowanych przez ich szamanów, czyli odpowiedników czarodziejów, wielbłądzich odchodów?
Ginny skrzywiła się, jakby poczuła afrykańskie „tłuczki”.
– Fuj. Co za szczęście, że urodziłam się w Wielkiej Brytanii i nie musimy być zacofani.
Hermiona wywróciła oczami.
– We wczesnym średniowieczu ubodzy czarodzieje, którym było szkoda starych kawałków płótna na tłuczki, ponieważ używali ich jako ubrania, również zaczarowywali zwierzęce odchody do tego celu. Za kafel służył im zwykły kamień – wyjaśniła przemądrzałym tonem.
Ron spojrzał na nią zdumiony.
– Czemu uczysz się o czymś, czego nie lubisz? – spytał. – I dlaczego nie mogli zaczarować kamieni zamiast łajna?
– Dla bezpieczeństwa, Ron – powiedziała, odstawiając kubek na stół. – Jak sobie wyobrażasz dziecko, które przetrwałoby kilkukrotne uderzenia rozpędzonego kamienia? Łajno nie wyrządzało zbyt wielkich obrażeń. Zresztą mała część mugolskich dzieci przeżywała do dorosłego życia ze względu na panujące wtedy powszechnie choroby, z czarodziejskimi sprawa miała się podobnie, choć tutaj odsetek przeżywających był większy. – Spojrzała na niego z uniesioną brwią. – Lubię wiedzieć różne ciekawostki.
Colette spojrzała na nią z podziwem.
– Masz tak rozległą wiedzę, że nie dziwię się, dlaczego zostałaś wybrana do konkursu – stwierdziła. – Chyba potrafisz z niej skorzystać, prawda?
Ginny uśmiechnęła się z dumą, przytulając przyjaciółkę.
– Pewnie, że potrafi. Na pierwszym roku rozwiązała zagadkę Snape’a, a on na pewno nie układał jej z myślą o zapewnieniu rozrywki dwunastolatce.
Hermiona westchnęła.
– Gin, kiedy przestaniesz się mną chwalić? Nawet nie masz powodu – wymamrotała zrezygnowana.
Weasleyówna mrugnęła do panny Puissant.
– Mam, mam i się nie poniżaj. Wiem, że jest ci miło z tego powodu, Herm. – Przytuliła się do niej jeszcze mocniej, aż Granger odpuściła i z uśmiechem wtuliła się w przyjaciółkę.
– Dzięki, Gin – szepnęła jej do ucha, a Weasleyówna cmoknęła ją w policzek i odsunęła się uśmiechnięta.
– Muszę już lecieć, niedługo zaczynam transmutację i nie chciałabym się spóźnić. Poza tym muszę pogadać z Deanem. Cześć! – rzuciła i, chwyciwszy torbę, zniknęła gdzieś przy stole Gryfonów. Po chwili zobaczyli, jak wychodzi z Wielkiej Sali w towarzystwie wysokiego, czarnoskórego chłopaka.
Hermiona dopiła ostatni łyk kakao i podniosła się z miejsca.
– Lecę na numerologię. Colette, na jakie zajęcia idziesz? – spytała, zakładając torbę na ramię i poprawiając włosy.
Francuzka spojrzała na nią z nadzieją.
– Mogę iść z tobą? Numerologia to mój ulubiony przedmiot zaraz po obronie przed czarną magią.
Ron posłał nowej koleżance maślane spojrzenie.
– A może zostaniesz z nami? Ja i Harry zaczynamy za godzinę właśnie obroną.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego czarująco.
– Może innym razem, ale miło z twojej strony – powiedziała i cmoknęła go na pożegnanie. Harry chyba przysnął i nawet nie zwrócił na nie swojej uwagi. Jego strata.

Kiedy wyszły z Wielkiej Sali, usłyszały przytłumione głosy. Spojrzały po sobie i skierowały się w kierunku sali, z której dobiegała rozmowa. Stanęły  pod nieużywaną klasą i kiwnęły głową na znak, że poczekają chwilę, by dowiedzieć się, o co chodzi. Obie były ciekawskie i często nieświadomie wtrącały się w nieswoje sprawy – miały taki wrodzony odruch. Hermiona odziedziczyła go po babci ze strony taty, Colette – po swojej mamie.
Panna Granger czasami starała się powstrzymywać, jednak nie zawsze jej wychodziło. Zwykle jej niezaspokojona ciekawość przerzucała się z jednej rzeczy na drugą, aby nie wtrącać się w niczyje sprawy. Właśnie to pomaga jej w nauce – wrodzona ciekawość. Woli tę opcję niż wieczne uprzykrzanie życia przyjaciołom i znajomym. Zauważyła to już w mugolskiej podstawówce – jeśli nie zajmuje się codziennie odkrywaniem czegoś nowego, nosi nią na wszystkie strony, ma zaburzenia funkcjonowania – szczególnie objawia się to poprzez nadpobudliwość ruchową. Rodzice opowiadali, że była bardzo energicznym dzieckiem, o Ianie także wspominali w ten sposób. Właśnie on poradził jej czytanie wielu książek z różnych dziedzin, aby szybko się nie znudziła. Takie rozegranie sprawy jej odpowiada, ponieważ dzięki temu rozwija się, pogłębia wiedzę, dba o oceny, a przede wszystkim nie sprzeciwia się swojej naturze. Znalazła sposób, by jakoś ostudzić palącą potrzebę dowiadywania się nowych rzeczy.
– …nie ma mowy! Nie powiemy jej o niczym, Diable! – usłyszały przytłumiony krzyk Malfoya, który brzmiał na wyprowadzonego z równowagi.
– Ciszej! – odkrzyknął Zabini, po czym usłyszały tylko szuranie krzesła i jego skrzypniecie pod naporem opadającego na nie ciała.
Po uwadze Blaise’a zdołało do nich dotrzeć tylko kilka niewyraźnych wyrażeń.
–… trzeba… kazał… lepiej…
– Co on… wiedzieć? …mowy… Granger.
– …będzie… uspokoić…
Na nazwisko jednej z nich osunęły się od drzwi, przechodząc na drugą stronę, by oprzeć się o ścianę naprzeciw klasy, w której przebywało dwóch Ślizgonów.
– To ciekawe – zaczęła Colette. Mimo że dzięki zaklęciu mogła porozumiewać się z osobami, na które zostało rzucone, angielski rozumiała znacznie lepiej, niż w nim mówiła, także rozmowa chłopaków dotarła do niej tak samo, jak do Hermiony. Jednak, kiedy były same bez postronnych świadków, wolały rozmawiać po francusku. Granger uważała, że dzięki temu ćwiczy swój język, a nie ma nic lepszego od kontaktu z żywym językiem.
– Zgadzam się. – Gryfonka założyła ręce na piersi i zaczęła przytupywać nogą w zniecierpliwieniu. – Teraz to muszę dowiedzieć się, o co chodzi. Najpierw dziwne zachowanie Zabiniego, teraz sobie szepczą o mnie w jakiejś klasie. – Tupała coraz intensywniej. – Niech stamtąd wyłażą jak najprędzej, bo nie ręczę za siebie!
Colette przyglądała się nowej znajomej z uśmiechem. Ta dziewczyna ma temperament, tego nie można zaprzeczyć. Nie chciałaby znaleźć się teraz osoba, która przeszkodzi jej w zdobyciu informacji. Nawet kosztem spóźnienia na zajęcia.
Po jakiejś minucie drzwi w końcu się otworzyły. Hermiona już na nich czekała.
– Możecie mi łaskawie wyjaśnić, co to, na gacie Merlina, było? – zaatakowała, nim zdążyli całkiem wyjść z klasy.
Zbaranieli. Nagle Zabini się zaśmiał i wyciągnął palec, wskazując Gryfonkę.
– A nie mówiłem? – powiedział tryumfującym głosem. – Granger jest wszędzie i wszystko wyniucha.
Malfoy spojrzał na niego rozgniewany.
– Rób, co chcesz, Diable – rzucił ze złością w głosie. – Tylko później nie narzekaj, że nic ci nie wyszło.
Posłał Hermionie ostre spojrzenie, zacisnął szczęki i wyminął Colette, kierując się na zaawansowaną numerologię. Chodził na te same zajęcia, co Hermiona. No, może poza mugoloznawstwem.
– Więc? – Hermiona zwróciła się do Ślizgona, który pozostał z nimi. – Czemu o mnie rozmawialiście?
Blaise spojrzał na nią, a później jego wzrok skierował się ku Francuzce.
– Musimy pogadać, Granger. – Ponownie spojrzał na Hermionę. – Na osobności.
Colette zmieszała się lekko, lecz nie dała niczego po sobie poznać.
– Dobrze, Hermiono. Pójdę na zajęcia z Harrym i Ronem, może innym razem dołączę do ciebie na numerologii – powiedziała szybko, delikatnie łapiąc ją za ramię. – Skoro musisz z nim porozmawiać, nie będę przeszkadzać.
– Naprawdę? Nie będziesz miała mi tego za złe? – spytała Hermiona z nadzieją w głosie. – Dziękuję. Chłopcy powinni być jeszcze w Wielkiej Sali.
Blaise przyglądał im się zdezorientowanym wzrokiem. Nie znał francuskiego, znacznie bardziej podobał mu się włoski, którego uczyła go matka. W ich trio to Draco władał tym językiem. Pansy pośredniczyła w ich rozmowach z Niemcami – któraś z jej babek była Niemką, która emigrowała w latach 40. do Anglii, więc za punkt honoru powzięła sobie, by jedyna wnuczka znała jej ojczysty język.
Gryfonki szybko przeprowadziły rozmowę, z której niczego nie zrozumiał – słyszał tylko melodyjne i gardłowe dźwięki. Colette odeszła i w końcu został sam z Gryfonką.
– Zatem? Co masz mi do powiedzenia? – spytała ze zmarszczonymi brwiami.
Zabini westchnął i wskazał ręką na klasę.
– Panie przodem. – Kiedy weszli i wyciszyli klasę, o co upomniała się Hermiona, dodał: – Ostrzegam, że to trochę zajmie i na pewno spóźnisz się na numerologię.
Przygryzła wargę w zastanowieniu. Po chwili kiwnęła głową i zasiadła na stoliku, przy którym stanęli.
– Mów, jakoś usprawiedliwię się przed profesor Vector. To ważniejsze – stwierdziła, czym kompletnie go zaskoczyła. Granger rezygnująca z zajęć na rzecz, jak jej się zdaje, plotki? Świat stanął na głowie.
Wzruszył ramionami i zaczął mówić.
– Wszystko zaczęło się, kiedy wpadłem na ciebie i Weasley w sobotę przed śniadaniem – przerwał, by sprawdzić jej reakcję. Wyprostowała się, a oczy otworzyły jej się szeroko w oczekiwaniu na informacje. Dokładnie to, czego się spodziewał.
– Kiedy naściemniałeś o słowach dyrektora, pamiętam. – Przytaknęła żywo, a on prawie się zaśmiał. Wyglądała tak zabawnie – skupiona i spięta.
– Rozluźnij się, bo ci żyłka pęknie i będą nici z tego jędrnego tyłeczka. – Mrugnął do niej, na co spiorunowała go wzrokiem.
– Odczep się od mojego „tyłeczka” – przedrzeźniła go, na co parsknął – i mów dalej. Nic ci do tego, jak bardzo będę spięta lub nie.
Uśmiechnął się lekko i kontynuował:
– Jak zauważyłem, nie uwierzyłaś w moją szybką wymówkę. Rozmawiałem z dyrektorem, zgadłaś – przyznał, a ona uśmiechnęła się tryumfująco.
– Wiedziałam! – wykrzyknęła, podrywając się z ławki. – O czym?
– I tu przechodzimy do bardziej skomplikowanej części. – Spojrzał na nią poważnie. Trochę się przestraszyła, bo zawsze był niepoważnym lekkoduchiem. Przełknęła głośno ślinę i odetchnęła, ponownie opierając się o stolik.
– Wal.
– Musisz obiecać, że to, czego się dowiesz, zachowasz tylko dla siebie.  Żadnego informowania Złotego i Wiewióra.
Zgodziła się bez wahania. W końcu decyzję podjęła wcześniej, zostając z nim tutaj.
– Po rozmowie ze Snape’em doszliśmy do wniosku, że jesteś poważniejszym zagrożeniem, kiedy żyjesz w nieświadomości i na własną rękę szukasz informacji. – Spojrzała na niego uważnie, łapczywie zapamiętując każde słowo, które wypowiedział. – Jestem tak jakby zbieraczem informacji od młodszych Ślizgonów. – Skrzywił się na te słowa. – Rozmawiam z nimi, próbuję się zaprzyjaźnić, żeby powiedzieli, co sądzą na temat Voldemorta. – Zdziwiła się, że bez zająknięcia wymawia imię czarnoksiężnika, zwykle nazywali go Czarnym Panem. – Snape polecił mnie Dumbledore’owi, bo jestem otwarty na ludzi, jak twierdzi. Ślizgoni są w większości skryci i trudno cokolwiek z nich wyciągnąć, ale młodziakom zdarza się wymsknąć co nieco, kiedy odpowiednio poprowadzi się rozmowę. Na moją korzyść działa także fakt, że większość z nich ma mnie za luzackiego gościa, który chce tylko pogadać – wyjaśniał.
– Skoro Ślizgoni są skryci, jak to możliwe, że ty nim jesteś? Wszędzie cię pełno, nigdy się nie zamykasz… – powiedziała cicho, wpatrując się w jego oczy. Miały niesamowicie brązowy kolor, jednak inny odcień niż jej. – Rozumiem… Gadasz wkoło o wszystkim, a tak naprawdę to nic ważnego.
Przytaknął z uśmiechem. Nieliczni to zauważali. Większość sądziła, że papla jak opętany o wszystkim, co się mu powie. Czasami to pomocne.
– Właśnie dzięki temu Snape zaproponował mnie dyrektorowi. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka to męcząca praca – wyznał, przysiadając obok niej. – Przekonanie trzynastolatków, że Voldemort to gówno i nie warto się w nie pchać. Najgorzej jest na początku, kiedy jeszcze nie wiem, jaki mają do niego stosunek, muszę obrać właściwą strategię, by w porę zareagować, jak to zrobił ze mną, Draco i Pansy Snape. Dzięki niemu nie jesteśmy śmierciożercami, którymi pewnie byśmy zostali, gdyby Potter nie zniszczył Voldemorta i gdyby Snape nie rozmawiał z nami przez kilka lat.
Do Hermiony dotarło, że dziwne zachowanie Malfoya, Parkinson i Zabiniego było dojrzewaniem i zmianą priorytetów. Dlatego w końcu nie zachowują się jak wszystkowiedzące bachory, którymi byli w pierwszej i drugiej klasie, jak ich zapamiętali Gryfoni. Na trzecim roku Snape musiał zacząć z nimi rozmawiać, bo prowokowane kłótnie zmniejszyły się znacznie od tamtej pory i z roku na rok ich ilość wciąż malała.
– Mogę jakoś pomóc? – spytała łagodnie, patrząc w oczy.
Pokręcił głową.
– Jak to sobie wyobrażasz? Gryfonka rozmawiająca ze Ślizgonami.
– A teraz to co niby robię? – Uniosła brew, a on pokręcił głową z uśmiechem i trącił ją ramieniem. Oddała mu ze śmiechem.
Zaczynała przyłapywać się na tym, że często o nim myśli. Przywołuje z pamięci te nieliczne chwile, które spędzili razem – najwięcej wspomnień ma ze swoich urodzin. Gdzieś tam pałętał się też Malfoy, ale to Blaise przyćmiewał go swoją obecnością i poczuciem humoru. Może nie chciał się otworzyć przy obcych? W końcu Ślizgoni są skryci. Blaise zawsze miał mnóstwo do powiedzenia, Malfoy był skryty.
– Mogę cię o coś spytać?
– Już to zrobiłaś. – Wyszczerzył się, kiedy przewróciła oczami.
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Pytaj, pytaj. – Machnął wyczekująco dłonią.
– Czemu przyjaźnisz się z Malfoyem? – wyrzuciła szybko, zanim uleciała z niej cała odwaga.
 Zmarszczył brwi.
– A czemu miałbym się z nim nie przyjaźnić? – zapytał z ciekawością. Co też wymyśliła ta Gryfonka?
– Jesteście tak różni, że to aż dziwne – wyznała, wzruszając ramionami. – Tacy ludzie nie mają nawet sposobności się dogadać.
Zerknął na nią.
– A co z tobą, Potterem i Weasleyem? Chyba nie wmówisz mi, że oni skrycie także kochają książki – zakpił, a ona się zaśmiała.
– Masz mnie, o tym nie pomyślałam. Oni po prostu są ze mną od początku i nikt inny nie interesuje się bliską przyjaźnią ze mną – wyznała, wzruszając ramionami. – Odpowiada mi to, bo ich pokochałam za to, jacy są, i nie chciałabym ich wymienić na nikogo innego.
Spojrzał na nią uważnie.
– A co z chłopakiem i przyszłym mężem? – spytał, przekrzywiając głowę.
Serce załomotało jej w piersi, by po chwili wrócić do normalnego rytmu.
– Na razie się tym nie przejmuję, bo nikogo takiego nie ma w moim życiu – odpowiedziała chłodno.
Blaise spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
– Chyba nie powiesz mi, że masz zamiar wyjść za Wiewióra?
Parsknęła śmiechem.
– Za Rona? Nie, coś ty. – Uśmiechnęła się smutno. – Harry także nie wchodzi w rachubę. Za dobrze ich znam.
– Chyba o to chodzi, żeby znać swojego partnera, co nie? – zapytał z uśmiechem błądzącym po wargach.
Hermiona puściła mu oczko.
– Źle się wyraziłam. Chodziło mi o to, że za dobrze ich znam, by wiedzieć, że nie są dla mnie odpowiedni – sprostowała, kręcąc się niepewnie na miejscu. Czy nie mówi mu zbyt dużo?
– Ach, czyli mają jakieś dostrzegalne przez ciebie wady? – Uśmiechnął się z błyskiem w oku. – Jakie? Potter śpi nago? Wiewór uwielbia skrycie wyjadać gile z nosa?
Hermiona się zaśmiała.
– Nie, fuj. Nie powiem ci, bo jeszcze wykorzystasz to przeciwko nim – odpowiedziała, pokazując mu język.
Udał, że się wścieka.
– Kurczę, rozgryzłaś mój misternie ułożony plan.
– Przykro mi – odparła, głaszcząc go po głowie. – Chodź do Hermionki, ona cię pocieszy. – Poklepała kolana, a on się wrednie uśmiechnął.
– Skoro chcesz. – Wzruszył ramionami i wpakował jej się tyłkiem na kolana. Zaczął się wiercić i do niej przytulać. – O, teraz mi wygodnie – powiedział, obejmując ją ramionami. Nogi miał przewieszone przez jej, na jednej stronie.
Zaśmiała się radośnie i popchnęła go, by spadł na ziemię. Nie przewidziała tylko, że chłopak pociągnie ją za sobą i oboje wylądują na posadzce. Czuła na twarzy jego ciepły oddech. Pachniał cierpkim jajkiem, które już zdążyło zacząć się trawić. Nigdy nie lubiła wąchać oddechu innych ludzi. W romansach, które poczytywała ukradkiem,  by się odstresować, zwykle autorzy wspominali o „kwiatowym” lub „owocowym” zapachu z ust, żadnego trawienia – to jest możliwe tylko wtedy, gdy dana osoba jadła właśnie w tym momencie. Im dłużej od posiłku, tym bardziej strawiony pokarm, czyli mniej przyjemne doznania węchowe.
Przyglądał jej się z uwagą, jakby chcąc zapamiętać każdy por twarzy.
– Co jest? – wyszeptała. Nie było potrzeby mówić głośniej – i tak na nim leżała, więc nie dzieliła ich zbyt duża odległość.
– Nic, Gryfiaczku – odpowiedział cicho, lecz nie szeptem. Poczuła drganie ciała pod sobą, kiedy wprawiał w ruch struny głosowe. Zamruczałaby z przyjemności, gdyby nie uzmysłowiła sobie, co wyrabia. Leży na Zabinim. W pustej klasie. Klasie, która jest zamknięta i obwarowana zaklęciami wyciszającymi. Może byłoby przyjemniej, ale ogarnęła ją krótka panika. On jest chłopakiem, a który chłopak oprze się takiej sytuacji? Po chwili uzmysłowiła sobie, że miał już nie raz okazję ją wykorzystać i jeśli by chciał to zrobić, nie czekałby aż tak długo. Odprężyła się. – Czemu się spięłaś?
– Wystraszyłam się, która godzina, a potem pomyślałam, że mnie to nie obchodzi – zełgała szybko, nawet nie poruszywszy okiem, które zdradziłoby jej kłamstwo.
– Granger, która nie przejmuje się lekcjami? – Uniósł brew ze zdziwieniem. – Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger?
Zaśmiała się, aż poczuła coś twardego pod sobą. Zerknęła na Zabiniego, który wzruszył ramionami.
– Nic nie poradzę na naturalne odruchy. Delikatne, ładne, dziewczęce i milusie ciałko leży na moim, szczerząc się niesłychanie i jak ma to na mnie nie działać? – spytał bezradnie.
Uśmiechnęła się lekko zdezorientowana i zaróżowiona.
– Jasne – odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
Złapał ją w talii i pomógł wstać.
– Przyjaźnię się z Draco, bo to spoko gość. Może nie sprawia wrażenia wylewnego, bo taki nie jest wśród obcych. Jednak na osobności to całkiem inny czarodziej – odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie. – No i znam się z nim od piaskownicy, a nadal ze sobą wytrzymujemy, więc coś jest na rzeczy. – Puścił jej oko. – Dowiedziałaś się, czego miałaś się dowiedzieć. Mam nadzieję, że zachowasz to dla siebie, w przeciwnym razie mogłoby mi to nieźle przeszkodzić. – Spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową, nadal na niego nie patrząc. – Granger, nie powiesz mi, że cię onieśmielam – stwierdził nagle poruszony jej dziwnym zachowaniem. Zwykle ta dziewczyna to wulkan energii, a teraz co?
Zerknęła na niego, głośno przełykając ślinę.
– Wiem, że tego nie kontrolujesz, ale nie jestem przyzwyczajona do tak bliskiego kontaktu. Wybacz moją reakcję. – Musiała to powiedzieć, bo jeszcze pomyślałby sobie, Merlin wie co.
Zdziwiła go jej odpowiedź. Prawdę mówiąc, miał ochotę się na nią rzucić. Na te roztrzepane włosy i lekki uśmiech. Czuł lekką woń jej przyjemnych perfum oraz doceniał delikatność skóry. Jednak wiedział, że nie może. To Gryfonka. Co innego jest z nią rozmawiać, a co innego całować. Poza tym Draco dopiero dałby mu do słuchu, gdyby dowiedział się, że całował Granger. Wolał sobie tego oszczędzić.
– Nie było sprawy – rzekł z przymilnym uśmiechem, machając różdżką, by zdjąć zaklęcia.
Wyszli z klasy odprowadzani wzrokiem zdziwionych uczniów. Nie dość, że muszą się przyzwyczaić do widoku Gryfonów rozmawiających ze Ślizgonami (rzadki widok, lecz się zdarza), teraz dochodzą jeszcze nie całkiem tajne schadzki w nieużywanych salach? Świat staje powoli na głowie albo Merlin ma psotny humor. W sumie to może jedno i to samo. Kto wie?
***
– Draco, ratuj! – Usłyszał krzyk Pansy, zanim ją zauważył. Czytał właśnie dzisiejszego Proroka, kiedy przyjaciółka wpadła do pokoju wspólnego i do niego podbiegła.
Odłożył gazetę na pobliski stolik, zaznaczając wcześniej moment, na którym skończył.
– Co jest? – spytał, wpatrując się w jej przerażoną twarz. Włosy miała rozwiane, była blada i ledwo łapała oddech.
– Max… – Przypomniał sobie krępej budowy blondyna, który od sobotniego popołudnia zaczepiał Pansy. Parsknął śmiechem, za co od razu został zgromiony spojrzeniem. – Już skończyłeś? Mogę? – spytała urażona.
Kiwnął głową z poważną miną, jednak w oczach błądziły mu iskierki rozbawienia.
– On jest nienormalny! Cały czas mnie nachodzi i nie dociera do niego moja odmowa – wyjaśniła, machając rękami i spacerując w tę i z powrotem. – Napadł na mnie, jak wychodziłam z łazienki i zaczął tę swoją amerykańską gadkę w stylu: „Cze,  zabieram moją śliczną lasencję na dłuuuuugi spacerek” – powiedziała niskim głosem. Draco miał ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem, ale ze względu na Pansy się powstrzymał. Doskonale widział, że to by jej nie pomogło. – A potem jeszcze zaczął się ślinić! Czy ja wyglądam jak opiekunka dla psów? – zapytała ze złością.
            Malfoy westchnął i pociągnął ją, by usiadła na kanapie obok niego.
– Chłopak się zakochał i nie potrafi inaczej okazać swojego zainteresowania, zrozum – powiedział, patrząc jej w oczy.
– Ale nie dociera do niego, że ja nie jestem zainteresowana nim? – Złość trochę z niej wyparowała, ustępując miejsce bezradności. – Nie chcę, żeby taki półgłówek się za mną uganiał. On mi się nawet nie podoba – dodała, jakby ten fakt przesądzał wszystko.
– Pans, mogę z nim pogadać, ale nie obiecuję, że to coś zdziała. To Amerykanie, oni mają się za pępek świata. – Oparł plecy o kanapę i przymknął oczy ze zmęczenia. – Może źle podchodzi do sprawy, ale jakimś cudem dostał się do konkursu, nie może być głupi.
– A Weasley? Nie powiesz mi, że nagle stał się twoim guru – rzekła z krzywym uśmieszkiem.
Prychnął.
– To pewnie jakaś pomyłka – odparł lekko, nadal z zamkniętymi oczami. – Odpadnie w pierwszym etapie. A Potter dotrwa góra do drugiego.
Zaśmiała się wrednie, a Draco otworzył oczy.
– Nadal zazdrosny o ostatni mecz?
Usiadł wygodniej, opierając stopę na kolanie i stukając palcami o podeszwę buta.
– Mogliśmy wygrać. Tylko ta mała trzecioroczna nie mogła odważyć się uderzyć pałką w tłuczka, bo jeszcze uszkodziłby Złotego Chłopca – powiedział, krzywiąc się. – Nigdy więcej dziewczyn w drużynie. – Pokręcił głową, a Pansy lekko uśmiechnęła się pod nosem. Co roku tak mówi, a i tak kapitan Slytherinu jest zmuszony włączyć do gry Ślizgonki, które niekiedy są dużo lepsze od chłopaków. – Nie wiem, co te hormony wyrabiają w ich głowach, że podoba im się Złoty Potter a nie ja.
Pansy spojrzała na niego uważnie. Nie cieszył się powodzeniem wśród dziewcząt – chyba że chodziło o arystokratki, które tylko czyhały na jego fortunę. Poza tymi kilkoma wyjątkami był dla nich niewidoczny.
– Nigdy nie zależało ci na uwadze innych – stwierdziła, a on przewrócił oczami.
– Bo nigdy o nią nie musiałem prosić – odpowiedział spokojnie. – I nadal nie zamierzam – dodał szybko, widząc jej otwierające się usta. – Nie zależy mi na pustogłowych idiotkach, które chcą się pokazać wśród koleżanek z Malfoyem. Niech już lecą do Pottera. – Skrzywił się. – Tylko żeby drużyna na tym nie cierpiała! – dodał wzburzony. – Nie wiem, co Blaise widzi w takich głupich pannach. Toć ani z nią nie pogadasz, bo cały czas się chichra nie wiadomo z czego, ani nie przyjdziesz do znajomych z tego samego powodu.
Pansy się zaśmiała.
– Chciałabym zobaczyć ciebie z taką – powiedziała, dając mu kuksańca.
– I nie zobaczysz, chyba że przegram jakiś zakład – odparł z lekkim uśmiechem, mrugając do niej okiem.
Właśnie wszedł Blaise.
– Zakład? Czy ja o czymś nie wiem? – spytał z łobuzerskim uśmiechem, siadając na podłokietniku po stronie Pansy.
Draco spojrzał na niego, kręcąc głową.
– Zastanawiałem się, co widzisz w tych pustych pannach, co to nic nie robią, tylko się śmieją, a Pansy zachciało się zobaczyć mnie w towarzystwie takiej. Poza przegranym zakładem nie ma szans – wyjaśnił, a Zabini zacmokał.
– Zobaczymy, zobaczymy – podsumował tajemniczo, a Pansy zaśmiała się, zobaczywszy minę Draco. – Nie marszcz się w ten sposób, bo matka cię wydziedziczy za brzydotę.
Malfoy w odpowiedzi pokazał mu język i zepchnął z kanapy. Blaise podniósł się z kamiennej podłogi i usadowił z powrotem na swoim miejscu.
– Więc, Diabełku? Co widzisz w tych dziewczynach? – spytała zaciekawiona Parkinson.
– Jak to, co widzę? Mają niezłe ciałka i dobrze całują. Trzeba korzystać z życia, póki jest się pięknym i młodym – powiedział, ruszając brwiami w górę i dół.
– A to stwierdzenie pewnie przekazała ci w spadku ciotka Opulentia, co? – zakpił Draco, szczerząc się do Zabiniego.
Cała trójka się zaśmiała na tę uwagę.
– To dobre, udało ci się, Freciu – rzekł nadal uśmiechnięty Blaise. – Akurat matka nie miała z tym nic wspólnego, raczej pewnego wieczoru wujcio Lucek zabrał mnie na „męską” rozmowę, która odmieniła moje życie.
Draco spojrzał na niego zdziwiony.
– Mój ojciec też o tym z tobą rozmawiał? – Machnął ręką. – Nieważne. Widać, że cię oczarował swoimi błyskotliwymi argumentami. Ze mną mu się nie udało, musiał przerzucić się na kogoś łatwiejszego do złamania – powiedział z uśmiechem. Pansy się zaśmiała i złapała za brzuch.
– Z wami to nie idzie nawet spokojnie posiedzieć, bo brzuch boli od śmiechu – narzekała, rozciągając się.
– Leć do Maxa, z pewnością będzie chętny do masażu – podsunął Draco, schylając się przed lecącą w jego stronę poduszką.
– Max? Ten Amerykanin? – Uzyskawszy skinienie, uśmiechnął się szeroko. – Umówiłem nas z nim dziś na karty, nie macie nic przeciwko, prawda?
Pansy spojrzała na Draco, który zmarszczył brwi i pokręcił głową. Westchnęła i odpowiedziała niechętnie:
– Skąd. Miło będzie zagrać we czwórkę.
Blaise spojrzał na nią jak na wariatkę.
– Kto powiedział, że będzie nas tylko czworo?
– A nie będzie? – spytał Draco, obawiając się odpowiedzi. Zabini zbyt dużo czasu spędzał teraz z małą Weasley, jeszcze okaże się, że spoufalają się z Gryfonami ponad to, co obiecali Snape’owi.
– Oczywiście, że nie. Zaprosiłem jeszcze dwie miłe panie – rzekł uśmiechnięty. – Ale kim one są, dowiecie się o dwudziestej u nas w dormitorium.
– Crabbe i Goyle wyniosą się na wieczór? – spytał trochę zdziwiony przygotowaniem przyjaciela. Zwykle na schadzki udawali się do Pokoju Życzeń. To nie będzie tylko gra w karty. On coś kombinuje.
– Spokojnie, wszystko będzie cacy – rzekł lekkim tonem i zaczął nucić pod nosem nowy hit Fatalnych Jędz.
***

10 komentarzy:

  1. Li!
    Miło, że wreszcie wróciłaś do blogerskiego półświatka. Powrót w bardzo wielkim stylu :D Jesteś cholernie dobra w tym co robisz, więc zabraniam Ci przerywania tego. Jestem oczarowana. Gdyby nie fakt, że mój laptop umarł to bym wyciągnęła z Ciebie wszystkie szczegóły na temat opowiadania. Świetne!

    Ps.Sprawdź pocztę :D

    Pozdrowienia wraz z weną przesyła Ci twoja największa fanka. H.R.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze pozostaje niedosyt i ciekawość po przeczytaniu Twojego rozdziału... ah, no i szeroki uśmiech. Jak sobie wyobraziłam Pansy, mówiącą amerykańskim głosem, to parsknęłam śmiechem. :) Rozdział baaardzo mi się podobał, co chyba zwiększył czas oczekiwania na niego, jednak warto było. Jesteś naprawdę niesamowita! A jeszcze co do rozdziału, to jestem teraz mega ciekawa: CO KOMBINUJE ZABINI? ;3
    Aaaa, no właśnie... Czemu oni na sobie leżeli i czemu Hermiona o nim myśli? Dobra, tak naprawdę wiem czemu, ale nie dopuszczam do siebie tej myśli. Ona ma być z Draco! DRACO, nie Zabini! :) Mam wielką nadzieję, że Blaise i Hermiona zostanę jedynie przyjaciółmi czy coś, bo gdyby byli parą to chybabym nie przeżyła :D Życzę ci duuużo, dużo weny, żeby rozdział pojawił się szybko. Pozdrawiam, Potterheads. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział!
    Mam nadzieję, że coś zadzieje się między Hermioną i Blaisem *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominuję cię do Liebester Award, więcej informacji tutaj : http://jestes-miloscia-moja.blogspot.com/p/libster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Całkiem ciekawy blog, postaram się tu jeszcze wpaść.

    Kultura

    OdpowiedzUsuń
  6. Przybywam z oceny-opowiadan. Nadal jesteś zainteresowana oceną? Pytam, bo nic się nie pojawiło od 26 czerwca, a informacji, że prosisz o ocenę pomimo przeterminowania, nie otrzymałam.
    Jeśli możesz, o odpowiedź prosiłabym na stronie ocenialni.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, nawet nie wiem, jak mam Cię przeprosić. Twoja odpowiedź musiała mi się gdzieś zawieruszyć... Wybacz, zazwyczaj staram się takie rzeczy zapisywać i trzy razy sprawdzać, zanim coś zrobię. Tym razem zajrzałam tylko tutaj, spojrzałam na komentarz powyżej i nie dostrzegłam odpowiedzi, więc dodałam sobie, że nigdy jej nie otrzymałam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
      Niestety z kolejki i zgłoszeń już Cię usunęłam (kolejna nieprzemyślana decyzja...), ale mogę Ci zaproponować kolejne zgłoszenie, dopiszę Cię wtedy od razu do swojej kolejki i ocenię poza kolejnością. Tylko tak się mogę zrewanżować po tej głupocie, jaką strzeliłam. Co Ty na to? Zrozumiem, jeśli nie będziesz zainteresowana oceną.

      Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo przepraszam za swoją nieuwagę.
      hope

      Usuń
    2. Teraz będę odpisywać w dwóch miejscach jednocześnie ;p Nie powiem, zależało mi na tej ocenie i zgłoszę się ponownie, ale dopiero po publikacji kolejnego postu, dobrze? :)

      Usuń
    3. Dobrze, będę czekać i tym razem obiecuję o Tobie pamiętać ;)

      Usuń

Lileen czeka na opinie, gdyż nie wie, w czym jest dobra, a nad czym musi jeszcze popracować. Zatem zachęca do skrobnięcia kilku wyrazów od siebie, choćby z wiadomością, co się podobało ;)