Informacje

Witam serdecznie!
Nie jest to pierwsza historia, którą zaczynam pisać, lecz pierwsza, w której powstanie zaangażowałam się tak bardzo i postanowiłam opublikować. Hmm, tak sobie teraz przypomniałam, że kiedyś jednak miałam dwa czy trzy blogi, na których zaczęłam coś tam skrobać, ale znudziło mi się baaardzo szybko. Jednak było to za dzieciaka i przyznam, że nie oscylowały w kategoriach ciekawe czy też wiarygodne. No cóż, życie. Każdy uczy się na błędach, nie jestem wyjątkiem.
 Od kwietnia 2010 r. zaangażowałam się w tłumaczenie ficka o tematyce Sevmione pt. „Accountable”  napisanego przez Dyce.
Przez te trzy lata rozwinęłam swoje słownictwo, zainteresowałam się bliżej tekstem pisanym, interpunkcją i zasadami pisowni. Szczerze mówiąc, przed tym wydarzeniem, dużo czytałam, lecz byłam totalną ignorantką wobec strony stylistycznej opowiadania. Nadal pracuję nad tym tłumaczeniem, idzie mi to bardzo powolnie, lecz jestem z siebie dumna, bo sama podjęłam się tak poważnego zadania, a   mimo chwil zwątpienia w swoje możliwości  – zapał mnie nie opuścił i już się nie mogę doczekać, kiedy postawię ostatnią kropkę w Odpowiedzialnych.
Co do tego opowiadania, pomysł na nie wkradł mi się do głowy jakoś w połowie lutego 2013 r. i powoli kiełkował, aż pewnego dnia wzięłam w ręce laptopa, otworzyłam Worda i rozpoczęłam pisanie. Przyznam, że piszę rozdziały na bieżąco i sama nie wiem, jak potoczą się niektóre wątki. Ogólnie w głowie mam wizję kilku rozrzuconych w czasie wydarzeń, które staram się doprowadzić do składnego i logicznego połączenia. Zobaczymy, jak mi wyjdzie.
Początkowo zakładałam kilka długich rozdziałów, lecz nie przewidziałam, że pisanie jest takie trudne i zarazem łatwe - wymyślanie postaci, opisów czy dialogów, przy których tworzeniu mam ogromną frajdę, jest pasjonujące, ale narzuca pewien sposób zahamowania - nie mogę podać czytelnikowi wszystkiego jak na tacy, muszę umiejętnie dawkować informacje. Przyznaję, mam z tym ogromny problem, bo chciałabym  już, na hurra! pokazać, że „ten jest dobry, jego trzeba lubić, a tego najlepiej nie” oraz dlaczego bohaterowie postępują tak, a nie inaczej. Jednak wiem z doświadczenia, że właściwe serwowanie pewnych faktów potrafi bardziej podsycić ogień zainteresowania. Chciałabym, aby „Dramione Forever” było udanym eksperymentem i nie będę musiała się za niego wstydzić. Tak, to jest eksperyment, bo wcześniej nie pisałam z takim zapałem i uporem zakończenia. Nawet nie potrafię określić adekwatnego tytułu, ponieważ najzwyczajniej w świecie, nie wiem - poza głównymi kilkoma wątkami - co znajdzie się w środku tego utworu. Obecnie przewiduję około dwudziestu pięciu długich rozdziałów, choć wszystko może się potoczyć inną drogą, gdyż jest ogromne prawdopodobieństwo, że w trakcie pisania wpadnie mi do głowy kolejny genialny pomysł i ta historia rozrośnie się do niebotycznie wielkich rozmiarów. Żartuję, żartuję - kto wytrzymałby z tymi bohaterami aż tyle czasu? O, właśnie - bohaterowie. O nich też coś wspomnę.
Muszę nadmienić, że strasznie nie podoba mi się sposób, w jaki pani Rowling przedstawiła Ślizgonów. Ze Slytherinu uczyniła dom „wyrzutków”, co potwierdziła słowami Albusa „Wiesz co, czasami sobie myślę, że Ceremonia Przydziału powinna się odbywać trochę później...”*. Mam do niej o to żal, bo sama czuję się Ślizgonką - jestem skryta, dwa razy myślę, zanim powiem coś w ważnej sprawie. Potrafię analizować i często zajmuje mi to dużo czasu, ale dochodzę do wniosków, stosuję się do tego, co będzie dla mnie najlepsze. Jestem po części egoistką, choć wiele we mnie empatii - nie potrafię przejść obojętnie obok cierpiącego człowieka. Jednak są pewne wyjątki, jeśli kogoś wręcz nienawidzę, potrafiłabym przejść obojętnie, nawet nie przejmując się jej stanem. Ale na ogół bardzo ugodowe ze mnie stworzenie. Jak zwykle odbiegłam od tematu. Zatem Ślizgoni. Pragnę ukazać ich jak normalne osoby, które myślą i czują - wychodzę z założenia, że każdy człowiek jest inny i to od niego zależy, jaki się stanie. Nie ma dwóch identycznych osób, bo każdy przeżył co innego. Geny mają duży wpływ na temperament, jednak człowiek to wypadkowa genów, doświadczenia, które zebrał przez całe życie, oraz przemyśleń nad postępowaniem innych wobec tej osoby. To wszystko kształtuje człowieka jako jednostkę i nieważne, czy urodził się w arystokratycznym rodzie Malfoyów, czy rodzinie mugolskich dentystów. Dlatego zachowanie Ślizgonów może znacznie się różnić od tego z kanonu. Mam jednakże nadzieję, że będzie to przedstawione realistycznie.
Myślę, że spodoba Wam się to, co chcę przedstawić, i będziecie z radością czytać i komentować moje pomysły. Tak, komentować - po to publikuję to w Internecie, żeby uzyskać opinie o tym, co tworzę. Gdyby nie zależało mi na zdaniu innych, pisałabym do szuflady. Jak widać, nie robię tego, bo chcę się rozwijać, a to nie nastąpi, jeśli nie będę wiedziała, co robię źle, a co dobrze.
Ach, prawie bym zapomniała: niektóre fakty będą naginały kanon na wszelkie strony, jednak sądzę, że jakoś (niekoniecznie dobrze, wciąż się uczę!) z tego wybrnę i nie będziecie mi mieli za złe zmienienie kilku wydarzeń.
______________________
* fragment z „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, rozdział trzydziesty trzeci:  „Opowieść Księcia”, w tłum. Andrzeja Polkowskiego 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lileen czeka na opinie, gdyż nie wie, w czym jest dobra, a nad czym musi jeszcze popracować. Zatem zachęca do skrobnięcia kilku wyrazów od siebie, choćby z wiadomością, co się podobało ;)