Tak, wiem, że zwłoka była długa - nie mam niczego na swoje usprawiedliwienie. W sumie nawet nie chce mi się tłumaczyć, zatem tego nie zrobię. Jest Draco, jego przemyślenia - ogólnie dzieje się całe nic, jednak potrzebuję tego. Miałam jeszcze coś dopisać tutaj, ale stwierdziłam, że ten "kwit z pralni" ładnie zamknie rozdział 8. A tamto, co chciałam poruszyć, zawrę już w dziewiątce :D
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zajrzy po tak długiej przerwie...
Lileen
***
Draco siedział na starożytnych runach i wpatrywał się w okno.
Lekcja nie była zbyt ciekawa, mieli pracować na materiałach rozdanych przez
profesora. Skończył pięć minut temu i spokojnie mógł pogrążyć się w rozmyślaniach.
Blaise urządził im wczoraj ciekawy wieczór. Zaproszonymi
dziewczynami okazały się dwie śliczne Amerykanki, bliskie znajome Maxa. Na
szczęście Diabła, bo nie ręczyłby za siebie, jeśli zaprosiłby Weasley i
Granger. Co go opętało, żeby spoufalać się z Gryfonkami w większym stopniu, niż
unikanie ich lub ignorowanie? Nie wierzył, że tę nagłą zmianę spowodowały słowa
McGonagall. To zbyt wiele do przeskoczenia nawet dla Blaise’a.
Zabini cały czas kokietował Olivię – blondynkę o dużych,
brązowych oczach. Jednak jego starania spełzły na niczym, bo dziewczyna tylko
się śmiała z niego i odpowiadała jednoznacznie niezainteresowana jego zaczepkami
– ale Ślizgon się nie poddawał. Postanowił, że ona się do niego przekona i
będzie organizował więcej takich wieczorków.
Blaise miał talent do urządzania przyjęć, a urodziny Granger tylko
to potwierdziły. Mimo że byli na nich reprezentanci i jej bliscy znajomi,
atmosfera nie przytłaczała wyniosłością – Zabini postarał się z dekoracjami i
zapewnieniem rozrywki.
Wracając do Granger – od razu, kiedy Blaise poinformował ich
o wyprawianych urodzinach, kazał sobie obiecać, że nie zepsują jej humoru.
Czemu tak zależało mu na jej nastroju? To Granger! Zawsze denerwowali ją tylko
dlatego, żeby popatrzeć, jak się wścieka!
Diable, co się z tobą stało?
Jednak Draco musiał przysiąc, że będzie potulny, bo inaczej
przyjaciel nie wpuściłby go – Malfoya, na gacie Merlina! – na tę imprezę. Zatem
zmusił się do takiego poświecenia i był uprzejmy dla Granger tego jednego
wieczoru.
W sumie nie było tak źle – chwilę porozmawiali, ale kiedy
zaczęło mu się to podobać (Salazarze!),
zmusił się do ucieczki. Nie chciał mieć nic wspólnego z żadną Gryfonką, w
szczególności z Granger, która zawsze, ale to zawsze, musiała być lepsza od
niego we wszystkim. Ojciec nie omieszkał przypominać mu o tej ciągnącej się od
sześciu lat porażce za każdym razem, kiedy się widzieli.
Bycie gorszym w nauce magii od dziewczyny. I to Gryfonki.
Mugolaczki, na Merlina! On wychowywał się od małego w czarodziejskiej rodzinie
z tradycjami, które dokładnie w nim pielęgnowano; nauczano go podstaw
przedmiotów, których naukę miał oficjalnie rozpocząć dopiero w Hogwarcie, lecz
Malfoyowie chcieli dać synowi odpowiednie fundamenty, na których mógłby się
opierać w przyszłości. A ona na starcie zostawiła go w tyle, nie przywiązując
do tego wielkiej uwagi.
Jak powtarzał Lucjusz: Nie
posiądziesz wiedzy, jeśli nie będziesz jej rozumiał, Draconie. Aby zrozumieć,
musisz mieć się na czym opierać. Na początku nie wiedział, o czym ojciec
mówi, jednak nie śmiał się do tego przyznać – już jako dziecko nie lubił zostać
złapanym na niewiedzy; stwierdził, że niedługo zrozumie słowa Lucjusza i tak
się stało.
Podczas zajęć z guwernantką, zdał sobie sprawę, że bez
znajomości zaklęć w ogóle nie może nazywać się czarodziejem, bo jaki pożytek z
różdżki, skoro nie wie, które słowa spowodują odpowiedni skutek? Później
nadeszły zajęcia z transmutacji i pierwsze myśli skupiły się na mocy zaklęcia.
Dowiedział się trochę od Margaret – swojej guwernantki – że trwałość zaklęcia
zależy od siły skupienia na materializowanym lub transmutowanym przedmiocie.
Zaciekawiło go to i postanowił poczytać więcej w tym temacie. Ojciec podrzucił
mu wiele grubych ksiąg, lecz chłopak nie przebił się przez wszystkie jako
dziesięciolatek – po prostu większości z nich nie rozumiał. Z biegiem lat
jednak nadrabiał materiał, pojmując coraz więcej i jeszcze bardziej zagłębiając
się w tajniki magii. Uwielbiał to uczucie wiedzy, odkrywanie przyczyn działania
zaklęć, ich etymologii i sposobów modyfikowania.
Kiedy przybył do Hogwartu, miał większe pojęcie o samej magii
niż jakikolwiek pierwszoklasista, a sądząc po ignorancji większości uczniów
względem nauki, nawet od wielu starszych uczniów. Profesorowie nie wymagają
zrozumienia magii, pragną tylko przekazać uczniom to, czego będą potrzebowali
na egzaminach końcowych. Jednak Draco nie mógł przyswoić tylko wymaganej ilości wiedzy – on musiał
wiedzieć więcej. Nie potrafił nauczyć się czegoś, czego nie do końca rozumiał –
nie wystarczały mu te skrawki informacji, które przekazywali im nauczyciele.
A pierwszoroczna Granger jego starania i dociekania obróciła
w nic nie znaczący pęd wiedzy, samej ucząc się wszystkiego na pamięć. Nieraz
miał ochotę rzucić w nią jakimś paskudnym zaklęciem (raz mu się udało, na
szczęście żaden z profesorów się o tym nie dowiedział), lecz zwykle
przypominały mu się słowa Snape’a, jakie usłyszał po szlabanie w Zakazanym
Lesie, w który sam pięknie się wkopał. Pamiętaj,
Draco, jesteś Ślizgonem. Ślizgoni nie działają na swoją niekorzyść, więc ma
więcej nie być takich sytuacji – nie działaj na szkodę innych, samemu nie będąc
pewnym swojej pozycji, zrozumiano? Mimo że czasami ponosiły go emocje, jak
na przykład na czwartym roku, kiedy powiększył zęby Granger, zwykle starał się
chłodno oceniać sytuację. Jednak nic nie poradzi na to, że sam widok Pottera i
Wieprzleja podnosi mu ciśnienie. Dwójka paskudnych Gryfonów.
Skrzywił się na ich wspomnienie.
Jednak rozbawiło go żałosne wyznanie Wieprzleja, którego był
świadkiem podczas urodzin Granger. Oni oczywiście nic nie wiedzieli o jego
obecności – siedział sobie po drugiej stronie murku, a ciemność i ogromna roślina
skutecznie go osłaniały. Spokojnie podsłuchał całą ich rozmowę, ledwo
powstrzymując się od wybuchu śmiechem, gdy doszło do wielkiego „wyznania”. Przy
okazji zdobył coś cennego – Gryfoni byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli
chwilowego zniknięcia listu Granger. Co za głupiec kładzie korespondencję na
widoku? Jej strata, jego zysk, bo bardzo chciał się dowiedzieć więcej o
tajemniczym Ianie.
Draco ciekawiła zawartość listu – nadal nie rozgryzł, czemu
taki porządny czarodziej zadaje się z Granger. W końcu uczył się we Francji!
Jego ukochanym kraju, gdzie spędzał każde wakacje, póki babka Eloise nie zmarła
trzy lata temu. Gdzie się poznali? I jakim cudem nudna Granger przyciągnęła go
do siebie? Musi się tego dowiedzieć, a zdobycie tego listu mogło mu w tym
pomóc.
Jako jedenastolatek Draco chciał iść do Beauxbatons, lecz
Lucjusz oponował, by zachować rodzinną tradycję i wysłał syna do Hogwartu. W
czwartej klasie chłopak marzył o chodzeniu do Durmstrangu, gdzie uczył się
Wiktor Krum – wtedy głośno było o światowym szukającym – jednak tym razem
zaprotestowała matka. Nie zgadzała się na przerwanie nauki w takim momencie – w
Instytucie panowały inne zwyczaje i inny system nauczania, co mogło wprowadzić
zamieszanie do dotychczasowej wiedzy syna. I takim cudem nadal uczęszczał do
Hogwartu.
Wracając do listu – rzucił na niego czar kopiujący i szybko
zwrócił oryginał na miejsce. Postanowił przeczytać go, kiedy już będzie sam,
bez narażania się na ujawnienie. Był zniesmaczony swoją natarczywością w
dowiedzeniu się wszystkiego, co możliwe, o Ianie. Jednak fascynowała go ta
nutka tajemniczości i dreszcz emocji towarzyszący przypadkowemu odkryciu, więc
te małe wyrzuty sumienia przysłonięte zostały przez przekonanie o słuszności
działania. Niewiele dowiedział się z tego listu, bo zawierał głównie życzenia
urodzinowe i informację, że Ian wyjeżdża do pracy. Rozczarował się. Oczekiwał
jakichś pikantnych smaczków, dzięki którym mógłby szantażować Granger.
Jego rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka. Spakował książki do
torby i skierował się ku drzwiom. Nie zdążył wyjść z klasy, bo poczuł, jak ktoś
dotyka jego ramienia i mówi:
– Malfoy, pani Pince kazała ci oddać książkę do biblioteki.
Przetrzymujesz ją, a inni chcieliby z niej skorzystać.
Odwrócił się i zobaczył Hermionę Granger, co za zbieg
okoliczności!, która trzymała kurczowo pasek swojej torby. Minę miała zaciętą,
jakby rozmowa z nim kosztowała ją wiele wysiłku. Parsknął w myślach i
postanowił się trochę z nią podroczyć.
– Wiesz, Granger, prawie uwierzyłem, że tylko zależy ci na przekazaniu
wiadomości od Pince – zaczął, jak gdyby nigdy nic, opierając się o jedną z
ławek. – Ale to tylko prawie. –
Uśmiechnął się, nie dodając nic więcej. Czekał na jej ruch.
Jak mógł się spodziewać, zacisnęła mocno szczęki i zamknęła
oczy, próbując się uspokoić. Po chwili odetchnęła i ponownie zwróciła się do
niego.
– Malfoy, oddaj do biblioteki tę książkę, bo chcę z niej
skorzystać – powiedziała zniecierpliwiona.
– A co będę z tego miał? – spytał, przyglądając się, jak
próbuje maskować narastające ciśnienie krwi. Powoli robiła się czerwona na
twarzy. Och, jak pięknie! Ona tak zabawnie wygląda, gdy się denerwuje. Już
czekał, aż tylko wybuchnie tym swoim piszczącym głosem, wrzeszcząc na niego,
lecz zaskoczyła go – warknęła, zarzuciła mocno torbą przez ramię i ruszyła
pełnym wściekłości krokiem prosto do wyjścia z klasy, mamrocząc coś pod nosem.
A to ci heca,
odpuściła? Wzruszył
ramionami i ruszył na kolejną lekcję.
– Ej, już nie chcesz książki? – zapytał, gdy tylko ją
dogonił.
Hermiona przyspieszyła kroku.
– Wsadź sobie gdzieś tę książkę – odwarknęła.
– Uhu-hu, robi się ostro – zakpił. – Wielka Granger obraziła
się na złego Draco, bo nie oddał książki do biblioteki. – Zacmokał z
niezadowolenia. – Jaki on okrutny, nieładnie.
Prychnęła.
– Tylko się nie popłacz z rozpaczy. – Nie zwalniała, wciąż
szybko idąc korytarzem. Czasami wiele by dała, by wrócić do tego prostego i
niskiego budynku w mugolskiej podstawówce. Tam nie musiała pędzić na złamanie
karku, by dotrzeć z jednego końca zamku w drugi między lekcjami. Jednak nie ma
tego złego, co na dobre by nie wyszło – chociaż w ten sposób nie zasiedziała
się i mogła jakoś dbać o swoje mięśnie i stawy. Harry wciąż namawia ją do
biegania z nim co drugi dzień, lecz jest na to zbyt zmęczona. Albo tylko taką
wymówkę znalazła, jak twierdzi jej przyjaciel.
– Niby dlaczego miałbym płakać? – spytał nagle
zainteresowany.
– Wiesz, zostałeś nazwany „okrutnym” i „złym”. I to przez
samego siebie. Jak przykro. To chyba nie sprzyja twojej nowej roli Chłopca Po
Stronie Światła – wyjaśniła, lekko zwalniając, bo docierali do celu. Spojrzała
na niego przez ramię, chcąc zobaczyć jego reakcję.
Nagle spoważniał, patrząc na nią uważnie.
– Wcale nie odgrywam roli, Granger. Widzę, że mimo
zakończenia wojny, nie pozbędę się łatki, którą otrzymałem – powiedział,
starając się zachować pokerową twarz, lecz lekka gorycz przedostała się do jego
wyznania.
Zrobiło jej się głupio. Chciała mu się tylko odciąć, ale jak
zwykle nie powstrzymała języka przed wpleceniem trudnych tematów do rozmowy.
Jednak nie przeprosi. Nie ma takiej opcji.
– Świat nie jest sprawiedliwy, a jedna walka po naszej
stronie nie zmieni tego, co robiłeś przez całe życie – odparowała natychmiast.
Zatrzymał się i złapał ją za torbę, by również stanęła.
– Nie obwiniam cię za takie podejście, bo rozumiem, co masz
na myśli. Jednak nie miałem wpływu na to, czego uczy i wpaja mi ojciec razem z
jego znajomymi od kołyski. Matka się nie angażowała w wychowanie ponad to, co
było konieczne. Kiedy przybyłem do Hogwartu, obracałem się w towarzystwie osób
tak samo wychowanych jak ja. Więc powiedz szczerze, kto miał mnie tego nauczyć?
– To tylko istnieje w Slytherinie – powiedziała z pogardą,
nadal stojąc do niego tyłem.
Draco prychnął.
– A czy ten twój wielki mózg zauważył, że to nie Ślizgoni się
izolują, tylko ciągle jesteśmy do tego zmuszani? – powiedział trochę
zniecierpliwiony. – To inne domy się od nas odgradzają, jakbyśmy byli jakimiś
specjalnymi okazami. I z kogo oprócz rodziców i kolegów mamy brać przykład?
Słuszna uwaga. Tak było w rzeczywistości – Ślizgonów od
zawsze uważało się za zadufanych w sobie dupków, którzy tylko wywyższają się
ponad innych. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że w gruncie rzeczy tak starają się
bronić przed wymierzoną w nich obojętnością lub – w skrajnych przypadkach –
agresją.
Hermiona odwróciła się do niego przodem. Wyglądał na
przygnębionego, zgarbił się, jakby chciał schować się przed światem. Nie obchodziło
go to, co ona sobie teraz pomyśli – sama zaczęła ten temat, więc niech go kontynuuje,
jak na Gryfonkę przystało. Zaśmiał się do swoich myśli – a chciałem tylko podenerwować ją
tą książką. Co za przekręt losu.
– Masz rację. Wszystkie domy się od was trzymają z daleka,
ale wy także nie ułatwiacie, ośmieszając nas, Krukonów i Puchonów – zaczęła
niepewnie.
–Musimy się jakoś bronić. Gdybyśmy poddali się waszemu
odrzuceniu, myślisz, że wyszlibyśmy na tym lepiej niż Puchoni? –zakpił,
zakładając ręce na piersi. – Dzięki budowaniu wokół siebie skorupy, odcinamy
się od tych, którzy mogliby nas zranić.
Pokiwała głową w zamyśleniu.
– Jak tak na to spojrzeć, to masz sporo racji…
– Nie „sporo”, tylko „całkowitą rację”, Granger – poprawił
ją, z powrotem ruszając w wędrówce ku sali. Do zajęć pozostało im około pięciu
minut. Spokojnie zdążą, nie ma co się spieszyć.
Parsknęła.
– Jak zwykle musi wyjść na twoje – mruknęła, idąc w jego ślady.
Zrównała się z nim i szli przez jakiś czas w milczeniu. Cisza była trochę
krępująca, lecz nie przytłaczająca.
Dotarli pod salę transmutacji i Hermiona zwolniła, by
dołączyć do znajomych z tych zajęć – Susan Bones i Justina Finch-Fletcheya.
Draco zobaczył Ślizgonów i kierował się ku nim.
Jednak zanim zdołali się rozdzielić, Malfoy dotknął jej ramienia,
co spowodowało, że na niego spojrzała z pytaniem w oczach.
– Oddam tę książkę jeszcze dzisiaj – powiedział tylko i,
skinąwszy jej głową, ruszył ku znajomym.
Odkiwnęła, odwracając się z uśmiechem zadowolenia wymalowanym
na twarzy ku Susan. Może nie taki Malfoy zły, jak go malują?
Dodałam Cię do kolejki. Nie zrażaj się tym, że jesteś na końcu. Nie chciałam robić zamieszania i dodałam Cię według kolejności (numerek 39), ale podtrzymuję swoją obietnicę, że ocenię Cię jako pierwszą (ewentualnie drugą, bo tamtą ocenę mam już prawie napisaną ^^). Ta trzydziestka dziewiątka to tylko formalność :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Okej, będę czekać cierpliwie ;)
UsuńCóż... zaglądałam tu co jakiś czas, sprawdzając czy jest tu coś nowego, więc dlatego komentuje dopiero teraz - nie spodziewałam się, że jeszcze w listopadzie będzie rozdział, prawdę mówiąc obstawiałam jakoś połowę grudnia, jak nie dalej. Ale mniejsza o to. Rozdziału się doczekałam i z przykrością stwierdzam, że jest on krótki (za krótki, biorąc pod uwagę taką ilość czasu na napisanie rozdziału, spodziewałam się, że będzie on dłuższy, jednak rozumiem, że miałaś powody, przeszkody itd., by tak się stało). Chociaż... nie liczy się ilość, a jakość i tutaj wybrnęłaś. Przemyślenia Draco i ich to urocze spotkanie w pewnym stopniu zrekompensowało mi to czekanie. :) Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie jednak szybciej i dłuuuższy ;) Mimo to podobało mi się i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Potterheads
Dziękuję za komentarz ;) Sama jestem zdziwiona ilością czasu, jaka upłynęła od ostatniej publikacji, bo naprawdę czas teraz szybko mi płynie i te ostatnie pół roku to jakby z bicza strzelił, serio o.O Czyżbym już zaczynała się starzeć? xD Nie no, mam nadzieję, że jakoś wena i czas pozwolą na pisanie rozdziałów, choć teraz jestem padnięta i tylko bym leżała, patrząc tępo w sufit... Chyba jesienna chandra, lecz tu pewności nie mam ;D
UsuńDziękuję, że nie pogrzebałaś nadziei na to opowiadanie, na ukazanie się kolejnego rozdziału - to naprawdę budujące, że jednak ktoś we mnie wierzy i czeka na te wypociny :)
Pozdrawiam serdecznie,
Lileen
Jakbym mogła nie czekać?! I to wcale nie są wypociny! :) Rozdział jest wspaniały jak każdy poprzedni, więc proszę mi tutaj nie wypisywać takich bzdur :D
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo, dużo weny!,
Potterheads
PS: Wesołych Mikołajek! :)
Wena się przyda, bo aktualnie żyję świętami i tylko one mi w głowie xD
UsuńA co się stało z Twoim opowiadaniem?
Moje opowiadanie? Boże, sama nie wiem... totalna porażka, cały czas próbuje coś napisać, ale wydaję mi się, że się do tego po prostu nie nadaje. Zobaczymy co z tego wyjdzie. :)
Usuń~ Potterheads.
Cześć! Wpadłaś na mojego bloga, więc postanowiłam również zobaczyć, co piszesz. Uwielbiam historie Dramione, a gdy tylko będę miała czas, przeczytam wszystkie rozdziały, które dodałaś :) Dodaję do obserwowanych. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO, dziękuję ;)
UsuńTu hope z oceny-opowiadan.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZ przykrością informuję, że odeszłam z ocenialni i Twój blog trafił do Wolnej Kolejki. Wybacz, że tyle się naczekałaś w mojej kolejce, a z oceny i tak nic nie wyszło. Przepraszam
Przeczytałam wszystkie rozdziały w niecałe 3 godziny i bardzo spodobał mi się twój blog. Mogłabyś rozwinąć jeszcze o bracie Hermiony. Ale tak jest bardzo ciekawy. Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Tonks
Dziękuję za miłe słowa ;D Teraz przeżywam jakby kryzys twórczy... obmyślam na nowo fabułę, zdecydowałam się dodać jeden wątek, a co za tym idzie, dorzuciłam sobie trochę pracy (istna masochistka) i trochę mi głowa pęka od nadmiaru myśli :) Dodatkowo został mi nieco ponad miesiąc (a dokładnie do 2 czerwca :-o) do pierwszej części egzaminu zawodowego i jednak teraz skupiam się na tym :D
UsuńAle mam nadzieję, że się w najbliższym czasie wszystko ustabilizuje i rozdział dziewiąty nie zawiedzie nikogo.