Uff, skończyłam :D Jestem szczęśliwa, że udało
mi się zawrzeć wszystko, co zaplanowałam w tym rozdziale. Cieszę się z tylu
pozytywnych reakcji na tę historię, szczególnie Potterheads.
Oddaję w Wasze ręce ten najdłuższy dotąd
rozdział - ponad 22 strony. To może ja już nic nie mówię o długości, bo się
tylko załamię, że tworzę takie epopeje. Dobrze, miłego czytania i liczę, że
zostawicie po sobie jakiś ślad!
Lileen
***
– Słuchajcie, mam nowinę! – krzyknął Blaise,
podbiegając do nich z uśmiechem na ustach.
Draco spojrzał na przyjaciela z błyskiem w oku.
Musiało być coś na rzeczy.
– Diabełku, proszę, tylko nie żaden
pseudogenialny pomysł – jęknęła Pansy.
Zabini rzucił jej urażone spojrzenie.
– Pans, bo się obrażę – wyznał, a ona wywróciła
oczami.
– Więc? – ponaglił Draco.
– Idziemy na imprezkę! – oznajmił, wyrzucając
ręce w powietrze i szczerząc zęby. – Wyobraźcie sobie, że to wszystko dzięki
Freteczce!
– Dzięki mnie? – zdziwił się Malfoy. – A co ja
takiego zrobiłem?
Blaise uśmiechnął się do niego z wyższością.
– Gdyby nie twój genialny pomysł przymocowania mi torby do ławki, nie usłyszałbym,
jak Granger prosi McKocicę o pozwolenie na „małe przyjęcie”, a ona się zgadza.
– Malfoy parsknął rozbawiony. Chciał tylko wypróbować czar, o którym ostatnio
przeczytał. A że Blaise nie uważał… sam jest sobie winien.
Właśnie dołączyła do nich Tracey Davis i z
zaciekawieniem przysłuchiwała się toczącej rozmowie.
– Podszedłem do nich i zaproponowałem nasz
udział w imprezie, a McKocica się ze mną zgodziła! Żebyście widzieli minę
Granger – zarechotał, wieszając torbę na ramieniu.
– To kiedy i gdzie? – spytała Tracey.
– A ktoś cię zapraszał, Davis? – Pansy uniosła
brwi ze zdziwieniem. – Nie sły…
– Spoko luz, Pans. Mają przyjść wszyscy
reprezentanci – przerwał jej Zabini. – Granger ma wymyślić sposób, żeby
wszystkich powiadomić na obiedzie. Później muszę jej pomóc w organizacji. –
Podrapał się po głowie.
– Nad czym tak konspiracyjnie szepczecie? –
wtrąciła Dafne Greengrass, podchodząc do nich. Teraz przysłuchiwało im się
więcej osób. Kilkoro piątorocznych, garstka siódmorocznych i ich koledzy z
klasy.
Draco parsknął.
– Jeśli uważasz, że Diabeł potrafi szeptać, chyba
ogłuchłaś do reszty. Tak jest, jak się nie potrafi śpiewać, a jednak praktykuje
się to pod prysznicem.
Zgromiła go wzrokiem, a on nic sobie z tego nie
zrobił i postawił stopę na ścianie, o którą się opierał.
– Dziś będzie impreza, ale ty nie jesteś
zaproszona – odpowiedział radośnie Blaise.
Dafne się obruszyła.
– Dlaczego niby nie jestem zaproszona?
Zabini spojrzał na nią z góry.
– Po pierwsze – zaczął wyliczać na palcach – nie
jesteś reprezentantką, a to impreza zamknięta. – Ślizgonka wpatrywała się w
niego ze złością. Jak on śmie tak ją poniżać przy wszystkich? – Po drugie –
kontynuował zadowolony z jej wściekłości – mamy uczcić urodziny Granger. A z
tego, co zauważyłem, nie bardzo ją lubisz, prawda? – Uniósł brew, z
zadowoleniem obserwując obrzydzenie malujące na jej twarzy.
Draco zmarszczył brwi.
– To urodziny Granger? – spytał. – Czemu niby
mamy tam iść?
Blaise z uśmiechem pokręcił głową.
– Draco, Draco, Draco. Czy nie pomyślałeś, że to
będzie legalna imprezka? Granger
kończy siedemnaście lat, można będzie
się upić bez konsekwencji! – zaczął przedstawiać argumenty przemawiające za tym
wydarzeniem. – Ludki! To będzie ciekawe doświadczenie, móc zabawić się w
towarzystwie osób z innych domów, co nie? – zaśmiał się w głos, a niektórzy
pokiwali głowami w zamyśleniu. – A
najlepsze, że będzie się to odbywało pod pretekstem „zawarcia bliższych
kontaktów między reprezentantami”, co chciała osiągnąć McGonagall – zakończył z
uśmiechem, przyglądając się towarzyszom.
– Ale to są urodziny Granger – przypomniał
Draco. – Etykieta nakazuje przyjść z prezentem. Skąd ja jej teraz go wytrzasnę?
– Masz rację –
zgodziła się z nim Pansy. –
Jednak, proszę cię, nie wmawiaj mi, że nie masz niczego na takie okazje.
Czy ja wyglądam jak ten przygłup Hagrid? – spytała, trącając go ramieniem.
Blaise omiótł spojrzeniem zgraję Ślizgonów.
– To jak, mordki? Każdy wyczaruje jakiś piękny
prezencik i ci, którzy dostaną zaproszenia, stawią się na urodzinkach tej oto
uroczej Granger? – spytał, wskazując dłonią Hermionę stojącą na drugim końcu
korytarza. Widząc ich wzrok, lekko się zmieszała, ale uśmiechnęła nieśmiało i
pomachała do nich. Steven Verne, Robbie Harper oraz Tracey odesłali uśmiechy.
Dziewczyna odwróciła wzrok i ruszyła korytarzem,
a po chwili Ślizgoni także zajęli się swoimi sprawami. Właśnie zadzwonił
dzwonek obwieszczający kolejną lekcję.
Hermiona siedziała na zaklęciach i zastanawiała
się, czy dobrze postąpiła, zgadzając się na uczestnictwo w jej urodzinach tylu
nieznanych osób. Z jednej strony wiedziała, że profesor McGonagall chciała dobrze,
proponując taki układ. Na jej miejscu także próbowałaby wykorzystać nadarzającą
się okazję. Z drugiej jednak – wisiała nad nią wizja zepsutego wieczoru, który
miała nadzieję spędzić wśród przyjaciół.
Właśnie, przyjaciele. Zestresowana wizją rozmowy
z McGonagall, zapomniała powiadomić Harry’ego, Ginny i Rona o planowanym
przyjęciu. Będzie musiała pomówić z nimi później, jednak zanim roześle
zaproszenia.
Westchnęła, ponownie koncentrując się na
wykładzie profesora Flitwicka.
Godzina szybko minęła i już w towarzystwie Rona
i Harry’ego zmierzała do Wielkiej Sali. Mijali właśnie grupkę Krukonów, wśród
których była Luna. Blondynka przywitała się z nimi radośnie i do nich dołączyła.
Od razu pogrążyli się w rozmowie na temat reprezentantów z innych szkół, którzy
mają przybyć do Hogwartu za dwa dni.
– Ciekawe, co będziemy musieli zrobić w
pierwszym zadaniu – zagaił Harry, kiedy czekali, aż schody ustawią się w
odpowiednim miejscu.
– Mam nadzieję, że będzie to coś prostego –
odparł Ron z przejęciem. – Ja na pewno od razu odpadnę. W ogóle nie mam
pojęcia, czemu mnie wybrali.
Hermiona wywróciła oczami, a Luna się zaśmiała.
– Jak ty nie wierzysz w siebie, to po prostu
brak słów – powiedziała Granger, trącając go łokciem.
– Od kiedy stałaś się taka agresywna? – spytał z
uśmiechem, masując bok. – W zeszłych latach nie byłaś za przemocą.
Parsknęła.
– Bo do ciebie inaczej nie dociera – odparła,
pokazując mu język.
– To prawda – zgodziła się z nią Luna, zerkając
na rudzielca z ciekawością.
Ron posłał im powątpiewające spojrzenie i
pokręcił głową.
– Nie dociera? – zapytał poruszony. – A z czego
to niby wywnioskowałyście?
Hermiona zaśmiała się.
– No cóż, głównie po sposobie, w jaki reagujesz
na polecenia wydawane przez twoją mamę – wyjaśniła. – Nigdy nie robisz tego, o
co cię poprosi, za pierwszym razem. Trzeba ci powtarzać aż do znudzenia.
– I jak chętnie uczestniczysz w bójkach – dodała
Luna, kiwając głową. – Pamiętacie w tamtym roku? Jesteś strasznie narwany, Ron.
Dean aż musiał iść do madame Pomfrey, jak go zbiłeś, kiedy się dowiedziałeś, że
jest z Ginny.
Zarumienił się. Mieli o tym nie wspominać. Długo
nie mógł pogodzić się, że jego siostra ma kogoś – nie dość, że przed nim – to na dodatek obściskuje się
z chłopakiem przy każdej możliwej okazji. Nie dochodziło do niego, że jest po
prostu zazdrosny. Ucierpiał na tym niczego niespodziewający się Thomas. Do tej
pory nie są przyjaciółmi, lecz Ron go zaakceptował, a Dean stara się go nie
denerwować. Ginny uważa, że lepiej byłoby dla niego, gdyby złamał tę swoją
zasadę akceptowania rodziny swojej wybranki i porządnie sprał jej brata. Może
wtedy rudzielec pomyślałby dwa razy, zanim rzuci się drugi raz na niewinnego.
Jednak Dean wie swoje i postępuje, jak każe mu serce, za nic nie chcąc łamać
danych sobie obietnic.
– Oj, przesadzacie. Przecież jak profesorowie
coś mówią, to wykonuję ich polecenia, prawda?
– Taak, chyba tylko Snape’a i McGonagall, bo się
ich boisz – zaśmiał się Harry.
Ron stanął naburmuszony.
– Wcale się nie boję – wymamrotał.
– I tylko wtedy, kiedy wiercę ci dziurę w
brzuchu, żebyś odrobił te eseje – dorzuciła Hermiona, zaśmiewając się z jego
miny.
– Pewnie pijesz za mało leonuri – powiedziała Luna, wzruszając ramionami.
– Ee… Luno, ja w ogóle nie piję jakichś dziwnych stworzonek czy co to tam jest –
odpowiedział Ron, a Hermiona się zaśmiała i pokręciła głową.
– Ron, to nie jest nic dziwacznego. Leonuri cadiacae to tylko zwykłe ziele
serdecznika. Luna ma rację. – Hermiona spojrzała na Krukonkę i się do niej
uśmiechnęła, po czym zwróciła do Rona: – Musisz zacząć je pić, w końcu ma
działanie uspokajające.
Prychnął.
– Dzięki wielkie, że macie o mnie takie zdanie –
powiedział i założył ręce na piersi.
– Spokojnie, Ron. – Harry poklepał go po
plecach. – Powiem Zgredkowi, żeby codziennie przed snem przynosił ci pełen kubek.
– Wyszczerzył się i zaczął uciekać przed goniącym go przyjacielem. Byli już w
Sali Wejściowej, więc ich pościg trwał jedynie do stołu reprezentantów. Ronowi
udało się złapać Harry’ego, który dostał ręką po głowie za tę złośliwą uwagę.
– Zupełnie jak dzieci – rzekła Hermiona, kręcąc
głową z uśmiechem.
– Słyszałam kiedyś, że chłopcy rozwijają się
jedynie do czternastego roku życia, a później tylko rosną – oświadczyła
poważnym tonem Luna.
– Coś w tym musi być – zgodziła się z nią i
posłała uśmiech, po czym pożegnały się i każda z nich ruszyła do swojego stołu.
Mijała Gryfonów i Krukonów, kierując się do
piątego stołu, przy którym jadała posiłki od niespełna dwóch tygodni. Siedzący
przy nim uczniowie zapełniali go jedynie w jednej czwartej części i większość z
nich nie mogła się już doczekać na przybycie gości.
– Ej, Granger! – Usłyszała, po czym zobaczyła machającego
i szczerzącego zęby Zabiniego. – Chodź, zająłem ci miejsce! – Poklepał ławkę
obok siebie, a najbliżej siedzący uczniowie zaczęli się im przyglądać.
Jeszcze
tego mi brakowało, pomyślała smętnie i, prychnąwszy, ruszyła w jego stronę.
– Coś chciałeś? – spytała, stając przed nim i
kręcąc głową w odpowiedzi na zdziwione spojrzenia Ginny i Harry’ego. Ron
aktualnie był w zbyt wielkim szoku, żeby w ogóle zareagować.
Blaise otaksował ją wzrokiem i zacmokał.
– Jaką masz krótką pamięć, doprawdy.
Spodziewałem się, że jako naczelna kujonica Hogwartu nie zapominasz o takich
wydarzeniach – powiedział, uśmiechając się lekko.
Hermiona wywróciła oczami i odparła:
– Ja swoją część wykonałam, patrz – powiedziała,
po czym machnęła różdżką i pojawił się przed nim złożony kawałek pergaminu.
Chłopak szybko wziął w ręce beżową kartkę, rozłożył i zaczął czytać.
Serdecznie zapraszam
Blaise’a Zabiniego
na przyjęcie z okazji moich 17. urodzin,
które odbędzie się 19 września 1996 r.,
o godzinie 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze.
Liczę na Twoje przybycie!
Blaise’a Zabiniego
na przyjęcie z okazji moich 17. urodzin,
które odbędzie się 19 września 1996 r.,
o godzinie 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze.
Liczę na Twoje przybycie!
Hermiona Granger
– Nie podoba mi się. W ogóle zapomniałaś o moim
uczestnictwie w przygotowaniach – stwierdził, odkładając zaproszenie na blat.
Hermiona spojrzała na niego spod zmrużonych powiek i założyła ręce na piersi.
– Trudno. To są moje urodziny i ja chcę
takie zaproszenia – odparła, a on tylko się na to uśmiechnął.
– Oj, Granger, Granger. – Pokręcił głową z
pobłażaniem. – Czy ty myślisz, że kogoś zaciekawi taka treść i przybędzie w
podskokach po jej przeczytaniu? – Spojrzał na nią, machając jej przed nosem
zaproszeniem.
Wypuściła powietrze i opadła na miejsce obok
niego.
– W takim razie, co proponujesz? – spytała,
spoglądając na niego nieufnie.
On się tylko uśmiechnął szeroko i machnął
różdżką, a przed nią pojawiło się również beżowe zaproszenie, czcionka także
nie różniła się kolorem – nadal była złotobrązowa, lecz treść całkowicie
różniła się od swojej pierwotnej wersji.
Dostąpiłeś właśnie zaszczytu zaproszenia
na najlepszą imprezę tego roku, a nawet stulecia!
Dziś o 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze
odbędzie się przyjęcie z okazji 17. urodzin wszystkim znanej
Hermiony Granger,
więc liczymy na Twoje przybycie i uświetnienie tego wieczoru!
na najlepszą imprezę tego roku, a nawet stulecia!
Dziś o 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze
odbędzie się przyjęcie z okazji 17. urodzin wszystkim znanej
Hermiony Granger,
więc liczymy na Twoje przybycie i uświetnienie tego wieczoru!
Pozdrawiamy
Blaise Zabini i Hermiona
Granger
Hermiona aż otworzyła szerzej oczy ze
zdziwienia.
– Zabini! – warknęła. – To brzmi tak… tak…
snobistycznie! Nie ma mowy, żeby reprezentanci otrzymali tę wersję! – Spojrzała
na niego spod byka, a on parsknął śmiechem, zwracając na nich uwagę swoich
przyjaciół, którzy dotychczas byli pogrążeni w rozmowie. Pansy siedziała koło
Blaise’a, a obok niej, dłubiąc widelcem w talerzu, Draco.
– Co jest, Granger? Diabeł próbuje na tobie
swoich sztuczek? – spytał Malfoy, przyglądając się jej uważnie. Zaróżowione
policzki i oczy rzucające gromy Blaise’owi – dawno nie widział jej tak
wściekłej. Cóż, prawdę mówiąc, ostatnio było to ponad dwa lata temu, kiedy
przyłożyła mu w nos. Potrząsnął głową, by wyrzucić z myśli to niemiłe
wspomnienie, i skupił się na rozgrywanej scenie.
– Niczego nie próbuję, Freciu – odparł Blaise,
radośnie się szczerząc do przyjaciela, który wywrócił oczami. – Granger nie
chce dopuścić do obiegu mojego cudownego i zachęcającego zaproszenia na jej dzisiejsze
urodzinki – wyjaśnił. – Które lepsze? – Podał jedną kartkę Draco, drugą Pansy.
Czekali chwilę, podczas której Malfoy i Parkinson
czytali teksty, później się wymienili, przeczytali i stwierdzili jednocześnie:
– Lepszy Diabła.
– Lepszy Granger.
Spojrzeli po sobie, a Hermiona uśmiechnęła się z
wyższością.
– Ha! –
wykrzyknęła, wskazując palcem na Blaise’a. – Jednak mój lepszy! Dzięki,
Parkinson – zwróciła się do Ślizgonki, która parsknęła na to nagłe okazanie
emocji i uśmiechnęła się do Gryfonki.
– Hola, hola. Merlin świadkiem, że jest remis –
zaoponował Zabini. – Pans, co ci się nie podoba w moim idealnym zaproszeniu? –
spytał z udawaną urazą.
Pansy pokręciła głową z uśmiechem i klepnęła go
po ramieniu.
– Diabełku, Diabełku, zapomniałeś o tak
istotnych rzeczach jak to, że panie mają pierwszeństwo, a nie umieszczasz swój
podpis z przodu. – Wyliczała na palcach. – Drugą rzeczą, i chyba najważniejszą,
nie wspomniałeś nic, kompletnie nic,
o prezentach. Nieładnie, zważywszy na to, że powinno się podać, co jest
wymagane podczas obecności.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Ale ja nie chcę żadnych prezentów – wtrąciła,
a Draco spojrzał na nią jakby wyrosła jej druga głowa.
– Jak to nie chcesz prezentów? Przecież
siedemnaście lat kończy się raz w życiu! Musisz coś dostać, inaczej będzie
doskwierał ci niedostatek – powiedział oburzony. Za chwilę uśmiechnął się
kpiąco i dodał: – Ale skoro zadajesz się z taką hołotą jak Weasleyowie, to nie
dziwię się, że nie masz o niczym pojęcia. Pewnie już się przyzwyczaiłaś do
takich warunków.
– Słuchaj, Malfoy – zaczęła ostrym tonem – nie
waż się obrażać rodziny Ginny i Rona. To nie ich wina, że urodziłeś się na
górze galeonów i nic poza nimi nie zauważasz. Ja ich kocham jak rodzeństwo i
nie pozwolę na takie uwagi, rozumiesz? – Mówiąc to, opierała się rękoma o blat
stołu, a oczy świeciły jej się ze złości prosto w stronę Ślizgona.
– Pansy, to które zaproszenie mam wybrać? –
spytał lekkim tonem Blaise, zupełnie ignorując Draco i Granger.
– Popraw tylko to, o czym wspomniałam i możesz
wziąć to swoje – stwierdziła, zerkając kątem oka na Gryfonkę. – Dopisz tam
jeszcze wzmiankę o prezentach i roześlij je, zaraz po tym, jak Granger usiądzie
przy swoich lwiątkach – dodała ciszej, żeby Hermiona nie usłyszała. On kiwnął
głową i zajął się wprowadzaniem modyfikacji.
– Dobra, dobra, spasuj, dziewczyno – powiedział
Malfoy, unosząc dłonie. – Nie można sobie nawet zażartować – mruknął pod nosem.
– Wybrałeś sobie mało zabawny temat do żartów,
następnym razem się lepiej postaraj – odparła, podnosząc się. – Zabini. –
Chłopak spojrzał na nią niewinnym wzrokiem. – Zaraz po kolacji roześlę moje zaproszenia. Ty przyjdź o dziewiętnastej
do Pokoju Życzeń. Tylko się nie spóźnij! – ostrzegła i odeszła do swoich
przyjaciół, nawet nie czekając na odpowiedź.
– Tak, tak, Granger – odparł z uśmiechem. – Na
pewno poczekam, aż ty wszystko pięknie zepsujesz. Nie ma mowy – powiedział, obserwując,
jak siada przy stole i zaczyna rozmowę z Gryfkami. – Obiecałem najlepszą
imprezę stulecia, to taka będzie.
Pansy się zaśmiała i spytała, co konkretnie
planuje jej Diablątko. W miarę opowieści, stwierdziła, że musi tam być, choćby
w lochach wybuchł najgroźniejszy eliksir Snape’a, który zablokowałby przejście.
Kiedy skończył opowiadać o swoich zamiarach,
machnął krótko różdżką, a przed każdym reprezentantem i tymi, z którymi się
zadawała Granger, lecz nie zostali wybrani, pojawiła się beżowa karteczka.
Hermiona podeszła do trójki przyjaciół i opadła
na ławkę.
– Zabini jest niemożliwy – oświadczyła,
zwracając ich uwagę.
– O co chodzi? – spytał Harry, wbijając nóż w
kotleta. – Czemu z nimi – wskazał na Ślizgonów – rozmawiałaś?
Hermiona tylko głośno westchnęła.
– Organizuję przyjęcie z okazji moich urodzin –
powiedziała, a oni spojrzeli na nią z niemrawymi minami. Sami postanowili
wyciągnąć ją dziś wieczorem na urodzinowy piknik zamiast kolacji. Ich plan
właśnie legł w gruzach. – I jakoś tak wyszło, że McGonagall wkręciła w to
Zabiniego do pomocy, choć on tylko przeszkadza, a na dodatek mają przyjść
wszyscy reprezentanci – dodała, krzywiąc się lekko.
Ginny klasnęła w dłonie.
– To wspaniale! Będziesz miała super imprezkę,
Herm – oznajmiła jej Weasleyówna. – Serio, Zabini ma wspaniałe wyczucie, jeśli
chodzi o takie sprawy. – Pokiwała głową z uśmiechem, jakby na potwierdzenie
swoich słów.
– A ty skąd możesz o tym wiedzieć? – spytał Ron.
– Ile razy mam ci przypominać, że to są też
ludzie i można z nimi normalnie porozmawiać? – odparła, wywracając oczami na
głupotę brata. – Akurat jeśli chodzi o Zabiniego, to odejmując fakt, że jest
taki zadufany w sobie i święcie przekonany o swojej wyższości, całkiem miły i
zabawny z niego facet.
– Ginny, czy mam ostrzec Deana? – zażartowała
Hermiona, za co dostała kuksańca.
– Nie przesadzaj. Jesteśmy z dwóch różnych
światów, a na dodatek on w ogóle mnie nie kręci w taki sposób. Dean to co
innego – odparła, wypatrując wśród
Gryfonów swojego chłopaka, któremu posłała całusa, kiedy spostrzegła jego wzrok
na sobie.
Ron skrzywił się nieznacznie.
– Proszę, oszczędź mi – upomniał siostrę. – Ja jem.
Ginny prychnęła.
– Mówiłam już ci: znajdź sobie dziewczynę, Ronuś.
Rudzielec zerknął na Hermionę, która nalewała
sobie zupy marchewkowej, i otworzył usta, żeby odpowiedzieć Ginny, kiedy akurat
w tym momencie pojawiła się przed nim złożona na pół beżowa kartka. Dziewczyna, spostrzegłszy to, spojrzała w
stronę Ślizgonów, z którymi niedawno rozmawiała. Draco czytał z zacięciem swoje
zaproszenie, a jego uśmiech rósł z każdym przeczytanym słowem. Szybko wyrwała
kartkę z rąk zaśmiewającej się do łez Ginny.
Czarodzieju!
Wiesz, co to za święto mamy dzisiaj? Nie? Hańba Ci!
Cudowna i wspaniała Hermiona Granger obchodzi 17. urodziny!
Jeśli nie chcesz narazić się na szalony ryk Rona Weasleya
ani oślepiający błysk blizny Harry’ego Pottera
lub – w szczególności – posłanie cię do wszystkich diabłów przez samego Diabła,
przybądź czym prędzej (a konkretniej o 20.00) do Pokoju Życzeń
mieszczącego się na siódmym piętrze!
Liczę na Twoją obecność.
Niech Diabeł i dobry humor będą z Tobą!
Wiesz, co to za święto mamy dzisiaj? Nie? Hańba Ci!
Cudowna i wspaniała Hermiona Granger obchodzi 17. urodziny!
Jeśli nie chcesz narazić się na szalony ryk Rona Weasleya
ani oślepiający błysk blizny Harry’ego Pottera
lub – w szczególności – posłanie cię do wszystkich diabłów przez samego Diabła,
przybądź czym prędzej (a konkretniej o 20.00) do Pokoju Życzeń
mieszczącego się na siódmym piętrze!
Liczę na Twoją obecność.
Niech Diabeł i dobry humor będą z Tobą!
Pozdrawiam,
Blaise Zabini
Blaise Zabini
PS Nie zapomnij o prezencie, bo nie zostaniesz
wpuszczony!
Najpierw była wściekła, że jej nie posłuchał. Po
chwili złość jej odeszła i stwierdziła, że to naprawdę interesujące. Zaśmiała
się. Musiała przyznać Ginny rację – Zabini potrafił być przekonywający. Nawet
zabawnie to zabrzmiało i było oryginalne.
– To prawda? – doszedł ją głos Lisy Turpin. – Ta
impreza to nie ściema?
– Prawda, prawda. Mam nadzieję, że przyjdziesz?
– Hermiona spojrzała na koleżankę, która odpowiedziała uśmiechem i ochoczo
pokiwała głową.
Do kolacji jeszcze kilka osób spytało się jej,
czy impreza nie jest żartem Ślizgona. Po utwierdzeniu kolegów w prawdziwości
zaproszenia, zaczęła się cieszyć, że przybrało ono taką formę. Początkowo
chciała tylko niezobowiązującego spotkania z przyjaciółmi, lecz nie wyszło.
Zbyt formalne zaproszenia mogłyby nikogo nie zachęcić do przyjścia, a tak
okazało się, że reprezentanci są zdumieni jej sposobem współpracy ze Ślizgonem
i zaczęła w ich głowach formować się myśl: Czy
ona nie postradała zmysłów? Przecież brata się z wrogiem!
Przypomniały jej się słowa Ginny o tym, że oni
nie są tacy źli i powinna przestać stawiać ich na straconej pozycji. Jej
argumenty całkowicie do niej docierały, lecz w środku serce buntowało się za te
wszystkie nie przykrości otrzymane ze strony Malfoya, Parkinson i innych
mieszkańców domu węża. Chociaż musi przyznać, że od jakiegoś czasu nie usłyszała
z od nich żadnej „szlamy” ani innego wyzwiska. Jasne, docinali sobie, ale to
już nie ten sam poziom emocjonalny, co w drugiej czy trzeciej klasie. Wtedy
było najgorzej.
Malfoy i jego zgraja rozpoczynająca słowną
potyczkę z nią, Harrym i Ronem. Nierzadko kończyło się mugolską bójką lub
pojedynkiem. Na początku czwartej klasy zaczęło ustępować ze strony Ślizgonów,
choć Harry z Ronem nie przepuścili okazji, by się z nich ponabijać, co
wyprowadzało z równowagi ich rówieśników.
Całkowity przełom nastąpił pod koniec piątego
roku, lecz Potter i Weasley nadal nie wzięli do siebie tamtych wydarzeń,
uważając, że to kolejna sztuczka Ślizgonów. Zezłościli się na nią, że nic nie
powiedziała im o planie Zabiniego. Trudno. Pogniewają się chwilę, a do wieczora
im przejdzie. Nie pozwolą sobie ominąć takiego wydarzenia.
Po kolacji skierowała swe kroki do dormitorium,
gdzie odłożyła torbę, wskoczyła pod szybki prysznic i nałożyła wygodne dżinsy
oraz luźną purpurową bluzkę, którą kupiła w Paryżu. Przygotowała sobie ciuchy, w
jakie chciała później się przebrać, i, rzuciwszy na nie czar przeciw gnieceniu,
który poleciła jej kiedyś Parvati, schowała je do małej, magicznie powiększonej
torebki. Zabiegana nie zauważyła sowy stojącej na parapecie okna i ruszyła w
stronę Pokoju Życzeń.
Zabini już czekał, opierając się o otwarte
drewniane drzwi.
– Pozwoliłem sobie zażyczyć pokój idealny na
imprezę urodzinową – powiedział na powitanie, wskazując, żeby weszła przodem.
Kiedy tylko przekroczyła próg, stanęła jak
wryta, po czym zaczęła się śmiać.
– Czy nie pomyliły ci się uroczystości? –
wyksztusiła między spazmami śmiechu.
– Pomyślałem, że przyda nam się małe
rozluźnienie atmosfery na początek –wyszczerzył się do niej, lekko popychając,
aby weszła do środka.
– Nie uważasz, że odpowiedniejszy byłby bardziej
klubowy wystrój a nie istna scenografia z kinderbalu? – spytała, rozglądając
się po pokoju, w którym królowały mugolskie księżniczki Disneya i pluszowe
misie.
Blaise zaśmiał się i podszedł do niej.
– Zamknij oczka, Gryfoneczko.
– Nie ma mowy, mamy mało czasu. Za pół godziny
skrzaty dostarczą jedzenie – odparła, wymachując różdżką i pozbywając się
niepotrzebnego asortymentu. – No, pomóż mi, a nie stoisz jak słup soli.
– Zastanawiam się, czy zapomniałaś, że ten pokój
sam potrafi przybrać taką postać,
jakiej zażyczy sobie jego twórca, czyli w tym przypadku ja – powiedział,
przyglądając się jej z zainteresowaniem.
Hermiona opuściła różdżkę i spojrzała na niego
zaciekawiona. W Historii Hogwartu nie
było żadnej wzmianki o Pokoju Życzeń, więc miała nikłe pojęcie o jego
funkcjonowaniu. Najwyraźniej mało osób odkryło jego istnienie. Myślała, że to
pomieszczenie nie jest aż tak zależne od swojego tymczasowego pana. Harry nigdy
jej nie opowiadał dokładnie, w jaki sposób stawał się większy za każdym razem,
kiedy przybywali z nowymi członkami GD.
– W takim razie na co czekasz? Wyobraź sobie,
jak ma to wyglądać – ponaglała go.
Blaise oparł się pokusie pokazania jej języka i
tylko wywrócił oczami, szeroko się uśmiechając. Wziął wdech i zamknął oczy. Po
chwili wystrój zaczął się zmieniać. Przede wszystkim pomieszczenie powiększyło
się, pod teraz ciemnofioletową ścianą pojawiły się cztery dziesięcioosobowe i
kilka czteroosobowych brązowo-czerwonych boksów do siedzenia, między którymi
stały fikuśne i wysokie zielono-srebrne roślinki nadające prywatności. Podłoga
była z beżowego granitu, a na wysokości około dwóch i pół metra unosiły się
złote i srebrne balony w kształcie siedemnastek. Pod jedną ścianą stanął długi
stół na jedzenie, przykryty ozdobnym obrusem. Nad nim wisiał wielki transparent
z napisem „Szampańskiej siedemnastkowej zabawy, Hermiono!”.
– I jak? – spytał Blasie, który od jakiegoś
czasu przyglądał się dziewczynie.
Hermiona spojrzała na niego z błyszczącymi
oczami.
– Ja… nie wiem, co powiedzieć…
– Czekaj, zapiszę to w kalendarzu – zażartował,
puszczając jej oczko.
Zaśmiała się i podeszła do niego.
– Zabini… Blaise… dziękuję. Jest idealnie –
powiedziała, patrząc mu z uśmiechem w oczy. Odwzajemnił go.
– Jeszcze nie jest. – Spojrzała na niego
zdziwiona, a on parsknął. – Brakuje ludzi, niemądra Gryfoneczko – dodał,
pukając ją po głowie.
Zaśmiała się szczerze.
– Taak, masz rację. Ale i tak dziękuję.
Blaise spojrzał na nią z błyskiem w oku i
chytrym uśmieszkiem.
– Podziękujesz mi później. Jak obiecałem
diabelsko dobre urodziny, to takie będą, zobaczysz.
Niebawem skrzaty przyniosły i rozłożyły pokarm,
na czele z wielkim na pięćdziesiąt osób tortem w kształcie ogromnej książki z
życzeniami wypisanymi na jej kartach i siedemnastoma świeczkami, które tylko
czekały na zapalenie. Musiała przyznać, że Ślizgon jest zabawnym towarzyszem i nie
sposób się przy nim nudzić. Rozmawiali na różne tematy, aż nadeszła pora na
przebranie się.
– Zabini, zapomniałeś o czymś.
Spojrzał na nią leniwym wzrokiem. Tak miło mu
się leżało na tej kanapie.
– Nie ma łazienek – uświadomiła go lekkim tonem.
– O-och, już masz ochotę na małe igraszki? –
spytał, puszczając jej oczko. – Poczekaj, aż przyjdzie więcej osób, urządzimy
beach party!
Hermiona sięgnęła po swoją torebeczkę i odparła:
– Z miłą chęcią, ale następnym razem. A teraz
łaskawie wyobraź sobie dwie łazienki. – Zaśmiał się i spełnił jej prośbę. Po
chwili zniknęła za drzwiami damskiej, a on sam powędrował do męskiej. Musiał
się odświeżyć i przebrać.
Kiedy przybyli pierwsi wystrojeni goście, Blaise
czekał na nich przed wejściem do Pokoju Życzeń. Hermiona witała się ze
wszystkimi serdecznie, przyjmując życzenia i prezenty, które odkładała na
wyczarowany wcześniej stolik. Muzyka płynąca jakby znikąd umilała wszystkim
radosne pogawędki.
– Hermiono!
– Ginny! W końcu jesteście, co tak długo?
Hermiona przytuliła dwójkę Weasleyów, Harry’ego
i Deana, usłyszała miłe życzenia i przyjęła prezenty, które dołączyła do
pozostałych.
– Wyobraź sobie, że to wszystko wina Rona –
zaśmiała się, trącając łokciem szczerzącego się brata. – Stroił się przed
lustrem dłużej niż na Bal Bożonarodzeniowy.
Towarzystwo, łącznie z samym obiektem ich
wesołości, gruchnęło śmiechem.
– Ale przyznacie, że wyglądam niesamowicie w tych
ciuchach, prawda? – zaśmiał się, puszczając oczko Hermionie i lekko się
rumieniąc, kiedy otaksowała go wzrokiem i poruszyła sugestywnie brwiami.
– Dobra, nie tamujmy kolejki, Hermiona musi
przyjąć prezenciki – oświadczył Harry, odciągając przyjaciół w stronę jednego z
boksów. Pomachała im i obiecała, że niedługo do nich dołączy.
Rzeczywiście, przybywający goście ustawili się w
kolejce, która na szczęście malała. Myślała, że to już koniec i odłożyła
prezent od Erniego Macmillana, po czym zerknęła w stronę wejścia, by upewnić
się, że nikt na nią nie czeka.
Drzwi właśnie się zamknęły, a w jej kierunku
zmierzali Blaise, Draco i Pansy. Hermiona uśmiechnęła się do tego pierwszego, a
on – nie pierwszy raz tego dnia – puścił jej oczko.
– No, Granger, wszystkiego najlepszego –
powiedział, podchodząc do niej i przytulając. Poczuła się niezręcznie. Jasne,
przytulała dziś multum osób, ale ci ze Slytherinu i mniej znani, po prostu
wymieniali grzeczności, przekazywali podarunek i przechodzili się bawić. Nie
była przygotowana na taki gest z jego strony. – Żebyś miała tyle czasu, aby
przeczytać wszystkie książki – powiedział, odsuwając się od niej na
wyciągnięcie ramion i szczerze się uśmiechając.
– Dzięki, Zabini – odparła, nadal trochę
zmieszana, ale radosna.
On skinął głową, uśmiechnął się i odszedł w
kierunku grupki dziewcząt.
– Słyszysz to pewnie dziś setny raz, ale
wszystkiego najlepszego – rzekła z uśmiechem Pansy, wręczając jej ładnie
opakowane pudełko. – Zwykle mówię, żeby nie słuchać Diabełka, ale teraz jego
słowa były trafione: życzę ci dużo czasu i wygranej w Turnieju.
Hermiona zaśmiała się radośnie.
– Myślałam, że też chcesz wygrać – odparła,
uśmiechając się do Ślizgonki. Coraz bardziej lubiła tę dziewczynę. Nigdy w
ciągu pięciu lat tak naprawdę z nią nie rozmawiała, a teraz, w szóstej klasie,
przez te kilka tygodni coraz częściej się to zdarzało i musiała przyznać, że Parkinson,
kiedy nie obrażała innych, wydawała się miłą osobą.
– Oj, tam. Wiadomo, że jak startujesz ty i
Draco, to obydwoje wygracie. Reszta nie ma szans – oznajmiła i zaśmiała się,
widząc ich miny. – No co? Może mi powiecie, że kłamię? Jesteście najlepsi na
roku, a te wymoczki z innych szkół pewnie i tak nie mogą się z wami równać.
Jeszcze raz najlepszego, Granger! – I już jej nie było.
Została sama z Malfoyem. Chłopak wyglądał na
spiętego; ona również tak się czuła.
– Wszystkiego najlepszego. – Podał jej czarną torebkę
z jakimiś wzorami namalowanymi srebrną farbą.
– Dziękuję – odparła, przyjmując podarunek.
Przez chwilę stali tak, wpatrując się w siebie
nawzajem. Hermiona odłożyła prezent na pokaźny stosik i odwróciła się z
powrotem do niego.
Nadal stał w tym samym miejscu, uważnie ją
obserwując.
Włosy spięła w luźny kok, dzięki czemu się nie
puszyły. Na szyi zawiesiła jakiś srebrno-różowy naszyjnik. Ubrana była w beżową
sukienkę kończącą się kilka centymetrów przed kolanami. Opinając się na niej, podkreślała
jej biust i szczupłą talię, którą dodatkowo przewiązała brązowym paskiem. Dół
był luźny, co nadawało delikatności jej szerokim biodrom. Na stopach miała
brązowe czółenka na wysokim obcasie. Wyglądała bardzo elegancko.
– Ładnie wyglądasz – powiedział, a ona się lekko
zarumieniła. Nie codziennie tak się stroiła i strasznie miło było usłyszeć
komplement, nawet z jego ust. Był pierwszym chłopakiem, który to dziś powiedział.
Dlaczego tylko dziewczyny chwaliły jej strój, a chłopcy nie odzywali się, mimo
że kątem oka dobrze widziała, iż jej się przyglądają?
– Co ci się w tym roku stało, że prawisz mi tyle
komplementów? – spytała niepewnie, przypominając sobie, jak Ron się na niego
rzucił w pociągu. – Dziękuję.
Draco zaśmiał się gardłowo, spojrzał na nią z
błyskiem w oku, ale nic nie odpowiedział i tylko rozejrzał się po
pomieszczeniu.
– Nieźle się z Diabłem spisaliście z tym
wystrojem.
Zdziwiła się. Zmienił temat, więc raczej nic nie
powie. Znała etykietę na tyle, by spostrzec, kiedy nie wtykać nosa w nie swoje
sprawy. Chociaż niekiedy targały nią takie emocje, że nie potrafiła się po
prostu powstrzymać, lecz próbowała nad tym pracować. Dzisiejszy dzień sprawił,
że była rozluźniona i spokojna. Gwałtowne reakcje nie wchodziły w grę.
Nie spodziewała się, że będzie miły. Prędzej
oczekiwała, że specjalnie zepsuje jej humor, by zniszczyć ten wyjątkowy
wieczór. Ciekawe z jakiego powodu tak się zachowywał? Ze względu na jej
urodziny czy może coś jeszcze innego?
– Szczerze powiedziawszy, to głównie jego
sprawka – wyznała niechętnie. Nie lubiła przyznawać się do niewykonanej pracy.
– Wykiwał mnie w iście diabelskim stylu, wprowadzając najpierw do różowego
pokoiku rodem z kinderbalu, a później zamieniając wystrój w takie cudo –
powiedziała, wskazując ręką całą salę. – Naprawdę trafił w mój gust tymi
wszystkimi kolorami, ładnie się komponują. Ksywkę dobraliście mu idealnie.
– Racja, potrafi nieźle zajść za skórę – przyznał,
rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie przeszkadzają ci nawet ślizgońskie
zielenie i srebra? – spytał z krzywym uśmieszkiem błądzącym po ustach.
Hermiona spojrzała na niego uważnie. Miał na
sobie czarny, dopasowany garnitur, koszulę écru oraz srebrno-bordowy krawat i
czarne buty z jakimś wytłoczonym wzorem. Zwykle gdy nie musieli chodzić w
szatach, ubierał się w czarny garnitur i szarą koszulę. Zawsze wyglądał
elegancko, nie pozwalał innym oglądać się w innym wydaniu. Ciekawe, czy miał
wśród garderoby jakieś dżinsy lub dres?
– W sumie to nie, pasują tutaj – odparła
zamyślona, a jej wzrok spoczął ponownie na jego krawacie. – Czemu bordowy? –
spytała.
Draco spojrzał w dół i dotknął dłonią
wspomnianego dodatku.
– Nie jest cały bordowy. Ma srebrny wężowy wzór
– wyjaśnił z dumą, zerkając na nią.
– Nawet z gryfońską barwą podkreślasz Slytherin?
– zauważyła, lekko się uśmiechając. – Więc?
– Zielony nie bardzo pasuje do mojej karnacji.
Ciepłe barwy, jak écru i bordo, rozświetlają czerń i srebro, dzięki czemu nie wyglądam
tak chorobliwie blado. – Wzruszył ramionami. – Nie pomyśl, że to ze względu na
twoją przynależność do Gryffindoru – ostrzegł kpiąco.
– Gdzieżbym śmiała – odparła z uśmiechem
błądzącym po ustach.
Spojrzał na nią. Nigdy by nie przypuszczał, że
bez Złotego Chłopca i Wiewióra w pobliżu, można z nią normalnie porozmawiać.
Chociaż kilka godzin temu była całkowicie negatywnie do niego nastawiona. Teraz
wyglądała na rozluźnioną. Co wywołało tę zmianę? Zerknął na stos prezentów i
zaśmiał się w duchu. A tak się zaklinała,
że niczego nie chce, pomyślał. Spostrzegł machającego do niego z końca sali
Blaise’a.
– Miło się rozmawiało, Granger. Wybaczysz,
jednak zmuszony jestem cię opuścić – powiedział i, skinąwszy lekko głową,
oddalił się.
Kiwnęła w odpowiedzi i nie pozostało jej nic
innego, jak pójść w jego ślady.
Ginny siedziała na kolanach Deana i zajadała się
przekąskami przyniesionymi przez Rona, który razem z Justinem Finch-Fletcheyem zaśmiewał się
właśnie z tańczących. Doprawdy, co za
dzieci, pomyślała, kręcąc głową. Wydawałoby
się, że skoro starszy, powinien być mądrzejszy. Jak widać, to nie reguła.
Harry siedział po drugiej stronie niskiego
brązowego stolika pogrążony w rozmowie z Luną. Krukonka olśniła wszystkich,
przybywając na tę uroczystość. Wyglądała zjawiskowo w chabrowej sukience
podkreślającej intensywny kolor jej oczu i białych dodatkach dobrze
komponujących się z jej karnacją i włosami, w które wpięła kwiat lotosu1.
Musiała go w jakiś sposób zaczarować, by nie usechł, lecz w końcu nie znalazła
się w Ravenclawie przez przypadek. Wybraniec był nią oczarowany. Nie tylko ze
względu na wygląd porcelanowej lalki, która miałaby się skruszyć przy
najlżejszym dotyku, ale również za nietuzinkowe podejście do świata.
Niektórzy uważali ją za dziwaczkę, lecz kto nie
miał swoich mniejszych czy większych dziwactw? Wyrażała głośno swoje myśli, często
błądząc w świecie wyobraźni i wygadując historie o narglach czy innych stworzonkach, których istnienia chce
dowieść jej ojciec. Takie było jej życie – pełne niespodziewanych wydarzeń. W
każdej chwili oczekiwała niesamowitych wrażeń i często potrafiła je odnaleźć,
dzięki czemu wspaniały nastrój i zadowolenie nie opuszczało jej prawie nigdy. Ona po prostu promieniowała
dobrocią i czystym sercem. Ciągnęło go do niej i wcale się temu nie opierał. Postanowił
chwytać dzień i pozwolić, by magia uczyniła swoje. Intuicja zawiodła go kilka
razy, lecz znacznie więcej mu pomogła. Nie mógł tak jawnie zignorować tego
zainteresowania.
– Zobacz, jak Hermiona długo rozmawia z Malfoyem
– powiedziała Ginny, wskazując konsumowanym paluszkiem w stronę przyjaciółki.
– Pewnie znaleźli jakiś pasjonujący temat –
odparł Dean. – W końcu we dwójkę mają najlepsze oceny na roku.
– Kiedyś zawsze myślałam, że jego ojciec
przekupuje profesorów, żeby stawiali mu same Wybitne i Powyżej Oczekiwań –
dodała z namysłem, gryząc przekąskę. – Nie jest zbyt gadatliwy, gdy jestem w
ich towarzystwie, choć zawsze dorzuci swoje trzy knuty. Nie potrafi tego
powstrzymać. Naprawdę jest porównywalnie mądry do Hermiony? – Spojrzała uważnie
na chłopaka.
Dean pokiwał głową.
– Może nie rzuca regułkami z podręczników jak
różdżka Snape’a zaklęciami, jednak potrafi więcej niż przeciętny uczeń wiedzieć
powinien.
– Pewnie Malfoyowie tak mają. Kazali wyuczyć
synalka, nim poszedł do szkoły. – Ginny oparła się głową o klatkę piersiową
Deana. – Ładnie razem wyglądają, prawda? – Spojrzała w jego zielone oczy i po
raz kolejny się nimi zachwyciła. Były tak hipnotyzujące, że to aż niemożliwe,
żeby naturalnie miały taki odcień. Zauroczył ją najpierw swoimi oczami, później
wspaniałą osobowością. Nic więcej się dla niej nie liczyło.
– Mhm – wymruczał w odpowiedzi. – Ale nie licz
na to, że się zejdą, ani nawet nie sugeruj w pobliżu żadnego z nich. Malfoy nie
byłby pocieszony, gdybyś swatała go z Hermioną – ostrzegł.
– Ale no zobacz tylko! – Machnęła ręką w ich
kierunku. – Tacy mądrzy, tak ładnie wyglądają i nawet się dogadują!
– Ginny, musi jeszcze zaistnieć między nimi
uczucie miłości, a na to nie masz co
liczyć – oznajmił, obejmując ją w talii. Ona odwróciła się do niego twarzą i
spojrzała z zacięciem w twarz.
– Trzeba dać im szansę, Dean. Musimy ich jakoś
zeswatać, proooszę! – Wyglądała na tak poruszoną, że nie mógł się na nią
napatrzeć.
– Słonce, ja ci tylko dobrze radzę, nic nie rób.
To Ślizgon.
– No ale, Dean! Wy wszyscy jesteście do nich
uprzedzeni – oznajmiła naburmuszona, zsuwając się z jego kolan i siadając obok.
– Rozmawiałam z nimi nie raz i może są bardziej skryci niż my, to prawda, ale zauważ,
jacy z nich świetni przyjaciele! Malfoy, Zabini i Parkinson trzymają się razem
od początku, nie widziałam ani razu, ani
razu, Dean!, żeby byli skłóceni. Takie coś nie zdarza się nawet Hermionie,
Harry’emu i Ronowi!
Chłopak spojrzał na nią i tylko zacisnął
szczęki. Nie podobało mu się, że zadaje się z tymi gogusiami, ale nie mógł jej
tego zabronić. On miał swoje małe zboczenia, ona swoje i takimi siebie akceptowali.
Jednak nawet ona nie zmieni jego zdania. Zbyt wiele złego doświadczył od tych
popaprańców, żeby uwierzyć jej na słowo. Jeszcze jest za wcześnie.
– Uwaga, uwaga! – Blaise Zabini wystąpił na
środek i wszystkie światła skupiły się na nim. – Zebraliśmy się tutaj… – zaczął
i nagle parsknął śmiechem. – Żartowałem, nie jesteśmy na żadnej stypie! –
krzyknął, a obecni zaczęli klaskać i gwizdać. – Świętujemy siedemnaste urodziny
Hermiony Granger! – Światło objęło swoim zasięgiem uśmiechniętą solenizantkę. –
Granger, zapraszamy na środeczek! Chcemy w końcu skosztować tego pięknego tortu
– powiedział, przyciągając ją do siebie i stawiając naprzeciw ciasta. – No,
ludki, a teraz śpiewamy!
Po odśpiewaniu „Niech nam czarownica żyje” 2
i zdmuchnięciu świeczek za pierwszym razem, wybuchły radosne okrzyki. Hermiona
promieniała radością, zgodnie ze słowami piosenki. Machnęła różdżką i przed każdym
pojawił się kawałek tortu, który prawie każdy zjadł ze smakiem. Skrzaty
naprawdę się spisały.
– Hermiono! Miałam ci to przekazać wcześniej,
ale wyleciało mi z głowy. – Lavender przeciskała się do niej między tańczącymi
osobami. Przyjęcie trwało już od ponad godziny i niektórzy skosztowali więcej
trunków wyskokowych niż powinni, co rzucało się w oczy. – Sowa czekała na ciebie, kiedy przyszłam po
kolacji do dormitorium i pomyślałam, że albo jej nie zauważyłaś, albo
przyleciała, po tym, jak wyszłaś – wesoło trajkotała Brown, wyciągając w jej
stronę zamkniętą białą kopertę. – Była też jakaś paczka, ale ją chyba wolałabyś
obejrzeć na spokojnie. W sumie to listu także mogłam nie przynosić… – Lavender
zmarszczyła brwi. – Przepraszam, jeśli nie chciałaś czytać tego teraz. –
Podrapała się po głowie, a Hermiona obserwowała koleżankę z uśmiechem. Gryfonka
potrafiła wyrzucać z siebie słowa z niesamowitą szybkością. Mało kto
potrafi ją przegadać, a jeśli w porę nie zatamuje się tego potoku, bardzo
możliwe, że wcale nie dojdzie się do głosu. – Trudno, chyba nie masz mi tego za
złe? – Spojrzała na solenizantkę wielkimi, wytuszowanymi oczami, oczekując
odpowiedzi.
– Coś ty – zaprzeczyła. – Dziękuję, że o mnie
pomyślałaś. – Uśmiechnęła się do koleżanki. – Tak w ogóle to nie zdążyłam
podziękować ci za ten cudny prezent – rzekła Hermiona, łapiąc się za naszyjnik
zawieszony na szyi. – Naprawdę pomysłowe i przydatne.
Lavender rozpromieniła się.
– Prawda? Cieszę się, że ci się podoba. A wiesz, że Zabini nie chciał mnie wpuścić, bo
nie miałam przy sobie prezentu? – zaśmiała się, a rozbawiona Hermiona pokręciła
głową. – Bardzo poważnie podszedł do swojej roli organizatora imprezy. Nie
spodziewałam się, że będzie tak fajnie.
– Szczerze powiedziawszy, ja również – przyznała
Hermiona. – On jest niemożliwy, serio. Nigdy bym nie pomyślała, że można z nim
pożartować. Z tego, co zauważyłam, czasami jest strasznie uparty. Te
zaproszenia na początku miały wyglądać zupełnie inaczej – dodała, drapiąc się
po ręce, w której spoczywała koperta.
Porozmawiały jeszcze chwilę i Lavender została
wyciągnięta na parkiet przez przystojnego Puchona. Jednak Granger długo nie
doskwierała samotność. Zaraz znaleźli się przy niej Ginny z Deanem.
– Co tam trzymasz w ręce? – spytała Ginny, lekko
podrygując w takt muzyki. Trzymała dłoń Deana, który także się rytmicznie
kiwał.
Hermiona zerknęła na list i szybkim ruchem go
otworzyła. Światło było trochę przytłumione, więc musiała wytężyć wzrok, jednak
po latach praktyki nie miała z tym najmniejszego problemu. Zastanawiała się, że
nie ma jeszcze żadnej wady wzroku – w końcu po takim nadwyrężaniu oczu coś musiało się w nich uszkodzić. Może
niedługo będzie zmuszona zakupić okulary? Dziwnie by się czuła i – póki co – nie
wyobraża sobie tego momentu. Przebiegła szybko tekst i, skończywszy,
uśmiechnęła się.
– Ian przysłał życzenia. Jeszcze nie wyjechał z
Londynu, ale za dwa tygodnie rozpoczyna pracę w paryskiej kancelarii – wyjaśniła
radośnie. List wprawił ją w dobry humor. Cieszyła się, że nie zapomniał, jak to
miewają niektórzy bracia – choćby Ron. Nie rozumiała, jak można mieć tylko
jedną siostrę i nie pamiętać o jej urodzinach? Ale to jest Ron, on jest zdolny
do wszystkiego.
– Temu to fajnie, już nie musi się uczyć –
rzekła Ginny z zazdrością.
Hermiona spojrzała na nią z rozbawieniem.
– Gin, ty chyba nie sądzisz, że po skończeniu
Hogwartu w ogóle przestaniesz się uczyć? Ian wybrał sobie taki zawód, w którym
potrzebna jest ogromna wiedza i z przeszłości, i z teraźniejszości.
Szczególnie, jeśli chodzi o politykę, działalność gospodarczą czy też sprawy
majątkowe lub rodzinne. Znajomość odpowiednich przepisów jest podstawą w jego pracy,
ale on czuje się w tym jak ryba w wodzie.
Ginny westchnęła głośno i z uśmiechem
powiedziała:
– Na szczęście zawodowemu graczowi quidditcha
nie potrzebna jest znajomość historii.
Hermiona parsknęła. Ginny nie cierpiała
historii, o czym niejednokrotnie wspominała, ale za to była świetna w zaklęciach i
urokach, dlatego Granger wciąż stara się namówić ją, aby rozważyła posadę
łamacza klątw. Chociaż w tym zawodzie znajomość przeszłości dzieł, nad którymi
aktualnie łamacz pracuje, także zajmowała duże miejsce i panna Weasley musiałaby
pokonać swoją niechęć. Jednak to byłoby małe poświęcenie – a nuż to by ją
zaciekawiło? Mogłaby wieść ciekawe i pełne niespodzianek życie.
– Gin, historia jest ważną częścią każdego
zawodu – oznajmił poważnie Dean, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Chłopak
westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem, i wyjaśnił: – Choćby i biorąc pod
uwagę quidditch. Jeśli chcesz zastosować jakieś zwody, musisz najpierw
dowiedzieć się, czy już wcześniej nikt ich nie wymyślił i czy nie są zakazane. Dowiesz się tego, kiedy pogrzebiesz w przeszłości, nieważne, tej bliższej czy
dalszej, ale wciąż przeszłości.
– To ma sens. – Ginny pokiwała głową, w
zamyśleniu gryząc się po wewnętrznej stronie policzka. Dean uśmiechnął się, aż
zaiskrzyły mu oczy. Lubił, kiedy doceniała jego wiedzę. Z uwagi na to, że
bardzo interesował się rycerstwem, historia była ważną częścią jego życia. Nie
chwalił się tym na prawo i lewo – co powiedzieliby koledzy, gdyby przyznał, że
ciekawią go wykłady Binnsa? Prędzej sam pozwoliłby się w niego zamienić niż na
to pozwolić.
– Hermiono, cudna impreza – powiedział z
uśmiechem, który odwzajemniła. – A ty, Ginny – spojrzał na swoją partnerkę –
chodź – rzucił, ciągnąc ją na środek. – Dziewczyna poddała mu się zupełnie,
wtulając w jego ciało i kładąc głowę na ramieniu.
Hermiona usiadła na pobliskim murku, kładąc list obok, i
przyglądała się tańczącej parze. Cieszyła się, że przyjaciółka znalazła swoją
drugą połówkę. Oni naprawdę dobrze się dogadywali i, mimo różnic, byli zgodną
parą.
– O czym myślisz?
Cichy głos wyszeptany wprost do jej ucha
spowodował, że nieznacznie podskoczyła.
– Ron! Nie strasz mnie tak – zbeształa go, a
rudzielec wyszczerzył się radośnie. W jego ruchach jednak było coś napiętego.
– Co się stało? – spytała, marszcząc brwi.
Zdziwił się i pokręcił głową.
– A miało się coś stać? Nic się nie stało –
szybko odpowiedział.
Uniosła brwi, ale postanowiła nie drążyć tematu.
– Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami.
Przyglądał jej się przez chwilę, po czym wskazał
murek.
– Mogę?
Kiwnęła głową, uważnie mu się przyglądając.
Szybciej oddychał, a jego twarz była napięta. Dawno nie widziała, żeby był tak
zestresowany. Postanowiła poczekać, aż sam rozpocznie rozmowę.
– Wiesz… zauważyłem, że niezbyt dobrze bawisz
się na swoich urodzinach – powiedział nagle po minucie milczenia, patrząc jej
prosto w oczy.
– Ja? Zdaje ci się. Naprawdę mi się podoba –
odrzekła. To była prawda. Co chwilę ktoś do niej podchodził i zagadywał,
tańczyła parę razy, wypiła kilka toastów wzniesionych na jej cześć – nie wyobrażała
sobie lepszego dnia.
– No, mi też – wymamrotał, odwracając wzrok.
Co jest
grane?, przeleciało jej przez myśl.
– Ron, o co chodzi? Tylko nie wykręcaj się tym
razem – ostrzegła ostrym tonem.
Chłopak westchnął głęboko i w końcu na nią
spojrzał.
– Ja… Hermiono, nie wiem, jak to powiedzieć…
O nie…
Zmieszana tym razem to ona odwróciła wzrok,
rumieniąc się.
– Tak sobie pomyślałem… wiem, to głupie, ale… –
cały czas się plątał w myślach, nerwowo splatając palce. – Chciałem ci
powiedzieć, że bardzo ładnie wyglądasz – wydusił z siebie i wypuścił powietrze
z ulgą.
Hermiona odważyła się na niego spojrzeć.
– I to miało być takie głupie? – spróbowała
zażartować, na co on lekko się uśmiechnął. – Dziękuję. Ty też wyglądasz niczego
sobie – powiedziała, a jego uśmiech powiększył się dwukrotnie.
– Czyli ty też? Merlinie, Hermiono, nawet nie
wiesz, jak mi ulżyło – odparł z uśmiechem, kładąc rękę na klatce piersiowej i
wypuszczając głośno powietrze. – Myślałem, że tylko ja czuję…
– Ee… Ron? – Hermiona wpatrywała się w niego z
szokiem. – Chyba nie myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz?
Ron zaczerwienił się po koniuszki swoich rudych
włosów.
– Czyli ty nie… – wybąknął, jeszcze bardziej
czerwieniejąc. – Rany, czuję się tak cholernie głupio – wyznał, chowając twarz
w dłoniach.
Hermiona poklepała go po plecach.
– Przykro mi. Jesteś wspaniałym przyjacielem i
niech tak zostanie, dobrze? Nikt nie potrafi mnie rozśmieszyć tak, jak ty,
pamiętaj o tym. – Zrobiło jej się go żal. Nie jest przyjemnym uczuciem, zostać
odrzuconym. Dodatkowo przez chwilę był przekonany, że ona odwzajemnia jego
uczucia. Podwójny cios.
– Dziękuję, że mnie nie wyśmiałaś – wymamrotał,
podnosząc głowę.
– Ron, tu nawet nie ma się z czego śmiać –
powiedziała poważnie, patrząc mu w oczy. – Naprawdę schlebia mi, że ci się
podobam – rudzielec zarumienił się ponownie, ale odważnie utrzymywał kontakt
wzrokowy – ale ja kocham cię jak brata i nic tego nie zmieni.
– Naprawdę mnie kochasz? – spytał wzruszonym
głosem.
– Tak, Ron. Ale jak brata, pamiętaj.
Westchnął i uśmiechnął się smutno.
– Dobrze. Postaram się. – Westchnął ponownie i
zgarbił się. – To tak strasznie boli, Hermiono…
– Och, chodź tu. – Przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. – Z czasem będziesz
odczuwał to coraz mniej, aż niedługo zauroczysz się inną dziewczyną i zapomnisz
o mnie.
– Nigdy o tobie nie zapomnę – wymamrotał w jej
ramię.
Hermiona wywróciła oczami. Teraz tak mówi, a za tydzień będzie wszystko po staremu, pomyślała
z ulgą.
– To może skoro już tu ze mną siedzisz,
zatańczymy? – zaproponowała, chcąc skończyć ten przygnębiający temat. Machnęła różdżką i przeniosła list do dormitorium. Właśnie
rozpoczynała się jakaś energiczna piosenka. Przytaknął i już po chwili wirowali
w tańcu, udając, że przed chwilą nic się nie stało.
***
– Witajcie, Granger i Wiewiórko. – Blaise Zabini
uśmiechnął się do nich promiennie. Właśnie szły spokojnie na śniadanie. Od
urodzin Hermiony minęły dwa dni, w ciągu których wiele osób zaczepiało ją na
korytarzu, pytając, kiedy powtórka. Było jej bardzo miło, że z taką chęcią
wspominają to przyjęcie. Dostała tyle prezentów, że nie zdążyła ich jeszcze rozpakować.
Pozostawiła to na weekend.
– Witaj, Zabini – przywitała się Hermiona.
– A co ty tu robisz i to o tak wczesnej porze?
Lochy przecież są kilka pięter niżej – zdziwiła się Ginny. – I to kompletnie
sam? Gdzie twoja świta?
Ślizgon uśmiechnął się uroczo.
– Miałem interesy do załatwienia, a moja, jak
ich nazwałaś, świta, powędrowała do Wielkiej Sali, bo nie mogą się doczekać
przybycia pozostałych reprezentantów – wyjaśnił. – Chociaż dyrektor mówił, że
goście przyjadą dopiero po śniadaniu,
ale to narwane stworzenia i do nich nic nie dochodzi, kiedy im na czymś zależy.
W tym są do siebie podobni.
– Dyrektor nic nie mówił, o jakiej porze
przybędą uczniowie innych szkół. Skąd masz takie informacje? – spytała podejrzliwie
Hermiona.
Blaise zrobił minę, jakby miał ochotę uderzyć
się w twarz za bezmyślność.
Cholera. Nigdy
nie potrafię się w porę zamknąć, pomyślał.
– Ee… nie mówił? To pewnie coś mi się
przesłyszało – powiedział naprędce. Hermiona nadal przyglądała mu się
podejrzliwie, a Ginny założyła ręce na piersi.
– Właśnie, Zabini. Trzeba uważać na to, czego
się słucha.
– Jak niby mam uważać na to, co słyszę? –
zakpił. – Kiedyś Draco, chyba w drugiej klasie, rzucił na łóżko Crabbe’a
zaklęcie wyciszające tak mocne, że biednego Vinniego ogłuszyło na cały dzień. –
Zaśmiał się gardłowo. – Snape wkurzył się na niego, ale nic nie powiedział poza:
„Następnym razem upewnij się, że używasz poprawnej formuły, panie Malfoy” – skończył
z uśmiechem i po chwili podrapał się po głowie. – Ale po co ja wam to mówię?
Dziewczęta się zaśmiały.
– Widocznie wzbudzamy twoje zaufanie, Zabini –
stwierdziła Hermiona z uśmiechem, a Ginny jej przytaknęła.
Zabini parsknął.
– Taak, bo Gryfonki są warte zaufania – zakpił,
kręcąc głową. – Raczej zbyt ufne, powiedziałbym.
– Czy ty coś sugerujesz? – Ginny zmrużyła
groźnie oczy.
– Oczywiście. Was wszędzie można zaciągnąć na
piękne oczka – oznajmił lekkim głosem. – Zaraz zaciągnę was za jakąś zbroję i użyję
swoich diabelskich mocy.
– Czy ty zawsze i wszędzie musisz wtrącić coś o
diabłach i jego otoczeniu? – spytała zrezygnowana Hermiona. Właśnie dochodzili
do Sali Wejściowej.
– Taka moja diabelska natura, Granger. Pogódź się
z tym lub wal głową w mur, ale nie obiecuję, że pomoże. – Uśmiechnął się
szeroko, a z oczu tryskały mu iskierki rozbawienia.
Ginny parsknęła śmiechem, a kilkoro uczniów
zwróciło na nich uwagę. Nadal trudno było im się przyzwyczaić do widoku
jakiegokolwiek Gryfona i Ślizgona idącego razem.
Dotarli do Wielkiej Sali i zajęli swoje miejsca.
Podczas śniadania każdy siedział jak na szpilkach, często zerkając w kierunku
wejścia.
– Moi drodzy – zaczął dyrektor tuż po
zakończeniu posiłku. – Zauważyłem, że już nie możecie się doczekać naszych
gości… Argusie, jeśli mógłbyś – zwrócił się do woźnego, który pokuśtykał do
drzwi i je otworzył na oścież. – Powitajcie reprezentantów Akademii Magii
Beauxbatons i ich dyrektorkę, madame Maxime!
Do pomieszczenia płynnym ruchem weszła grupa
nastolatków ubranych w błękitne mundurki i takiego samego koloru berety. Za
nimi kroczyła dumnie postawna olbrzymka, która – zauważywszy Hagrida – szeroko
się do niego uśmiechnęła. Każdy z przybyłych uczniów szedł delikatnym,
niewymuszonym krokiem, szeroko się uśmiechając do uczniów Hogwartu. W dłoniach
trzymali różdżki uniesione na wysokość ramienia i co trzy kroki wystrzeliwali z
nich złote gwiazdki.
– Jakie one piękne… – wyszeptał Ron, nie
odrywając wzroku od powabnych Francuzek. Hermiona się zaśmiała – nie mówiła, że
tak będzie?
Ostatnia osoba wystrzeliła multum złotych iskierek,
które uformowały się nad nimi w godło Beauxbatons – dwie skrzyżowane różdżki
tryskające trzema gwiazdkami. Całego pokazu dopełniały ptasie trele, które ustały,
gdy wszyscy skończyli swą wędrówkę przed stołem prezydialnym. Uczniowie
przywitali ich brawami, a Dumbledore wskazał miejsca, jakie mają zająć, i po
chwili zamieszania czekali w ciszy na kolejnych gości.
Drzwi ponownie się otworzyły i tym razem ujrzeli
idących w mieszanych parach młodych czarodziejów ubranych w dopasowane krwistoczerwone
szaty z czarnymi wstawkami. Wyglądali bardzo poważnie z zaciętymi minami i
różdżkami wyciągniętymi jakby w przygotowaniu na pojedynek. Drzwi zamknęły się
za trzynastoma dwójkami. Nagle usłyszeli uderzenie gongu i pierwsza para –
jasnowłosa dziewczyna średniego wzrostu i krępej budowy chłopak – wystrzelili z
różdżek czerwone świetliste groty, które skrzyżowały się na wysokości około
trzech metrów nad ziemią i rozbłysły krwistą poświatą, rozchodzącą się półkolem
przez całą Wielką Salę. W momencie, gdy
pomieszczenie wypełniło się czerwienią, druga dwójka – dobrze zbudowani chłopak
i dziewczyna – przyklęknęli każde na jednym, zewnętrznym kolanie, opierając
łokieć na drugiej nodze i schylając głowę. Trzecia para – oboje atletycznie
zbudowani – zrobiła nabieg i wybiła się z pleców kolegów, robiąc w powietrzu
salto i wyrzucając w stronę pozostałych uczniów Durmstrangu czarne pnącza,
które natychmiast splotły pięć par. Zgrabnie wylądowali na palcach i dalej ruszyli
ku stołowi prezydialnemu, jakby nic się nie stało. Splątane osoby stanęły jak spetryfikowane. Usłyszeli
drugi gong, po którym kolejne dziesięć osób podeszło do związanych i
przystawiło różdżki do ich głów. Stanęli w ten sposób, że dziewczęta pilnowały
chłopców, chłopcy dziewcząt, a między nimi było dość miejsca do przejścia. Gdy
wybił trzeci gong, drzwi rozwarły się i dwie młode czarownice oraz dwóch młodych
czarodziejów wprowadziło do środka niską i szczupłą kobietę o ostrych rysach
twarzy i krótkich włosach. Ubrana była w czerwono-czarny kostium, który
dopełniała peleryna w takim samym kolorze.
– Czemu nie ma Karkarowa? – spytał półgębkiem
Neville siedzącego obok niego Seamusa. Gryfon zafascynowany wpatrywał się w
dyrektorkę Durmstrangu.
– Przecież Karkarow nie wrócił do szkoły już po Turnieju Trójmagicznym.
Musieli wybrać kogoś nowego – wyjaśnił Finnigan, wciąż oniemiały wpatrując się
w przechodzących obok niego gości. Neville przytaknął głową w zrozumieniu.
Gdy goście doszli do wcześniej ustawionych uczniów,
więzy zniknęły, a oni zaczęli iść za nimi. Po chwili znaleźli się przed stołem
prezydialnym, gdzie zostali obdarzeni gromkimi brawami. Zajęli wskazane miejsca.
Drzwi stanęły otworem jeszcze raz. Tym razem ujrzeli
wysokiego mężczyznę o bujnych brązowych włosach, za którym w równym rzędzie
szły dziewczęta w jasnofioletowych szatach sięgających kostek. Na głowach miały
czarne tiary z fioletowymi lamówkami. Chłopcy kroczyli z dumnie wypiętą piersią za
koleżankami. Ich szaty były koloru ciemnofioletowego, nakrycia głowy mieli
takie same. Dyrektor Uniwersytetu Salem uniósł różdżkę i wykonał nią jakiś
skomplikowany ruch, w którego następstwie fioletowe smugi zaczęły krążyć między
wszystkimi zgromadzonymi. Gdzieniegdzie usłyszeć można było westchnienia
zachwytu. Profesor Sprout delikatnie próbowała pochwycić dym, lecz zniknął tak
szybko, jak się pojawił. Po jego obecności został tylko zapach wrzosów.
Uczniowie Salem machnęli różdżkami i trzydzieści fioletowych grotów połączyło
się pod sklepieniem Wielkiej Sali, tworząc wielkiego, wijącego się węgorza.
– Witamy serdecznie wszystkich przybyłych gości!
– zaczął Dumbledore, kiedy Amerykanie zasiedli po gromkich brawach. – Mam
nadzieję, że ten rok będzie owocny w nowe znajomości i przyjaźnie oraz że miło
będziecie wspominać spędzony tutaj czas – powiedział radośnie, poprawiając
okulary. – Skoro jesteśmy już w komplecie, mogę zdradzić datę pierwszego
zadania – przerwał, a w powietrzu dało wyczuć się rosnące napięcie. – Otóż…
piątego października w samo południe zapraszam was do Wielkiej Sali. Z
dyrektorami Maxime, Lebiediew oraz Osborne postanowiliśmy dać wam czas na
oswojenie się z nowym miejscem i ludźmi. Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia –
zakończył. Uczniowie zaczęli wymieniać między sobą różne uwagi, a reprezentanci
postanowili się zapoznać.
Obok Hermiony usiadła szczupła Francuzka, Colette
Puissant. Miała złociste włosy, które spięła w wymyślny kok. Ron nie mógł
oderwać od niej wzroku.
Ruszyli w stronę błoni we czwórkę – ona, Colette, Harry i Ron.
Ruszyli w stronę błoni we czwórkę – ona, Colette, Harry i Ron.
– Więc, Colette, jak minęła podróż? – zagadnęła Gryfonka,
miło się uśmiechając.
Dziewczyna również się uśmiechnęła.
– Dobzi, ale ‘ochię moi smutna, żie nie ma tutai amie
– odpowiedziała, smutniejąc.
– My się tobą z chęcią zajmiemy – zaproponował
bez namysłu Ron. Colette uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Nap’awdi? – spojrzała na niego swoimi wielkimi
niebieskimi oczami. – Merci, ‘On –
rzekła z ulgą. – Excusez-moi za moi ęngilski.
– Zarumieniła się.
– Je parle
français3 – powiedziała Hermiona z uśmiechem, napierając ciałem
na drzwi wyjściowe z zamku. Colette spojrzała na nią z dziecięcą radością i aż
zaklaskała w dłonie.
– Magnifique4!
Chłopcy przyglądali im się z nic nierozumiejącymi
minami, więc Hermiona wywróciła oczami i machnęła różdżką.
– Translatio.
Teraz rozumiemy się wszyscy, prawda? – rzekła z uśmiechem, przyglądając się
pannie Puissant, która pokiwała głową.
– Dzięki, Hermiono. – Harry i Ron wyszczerzyli
się radośnie.
– Także możemy swobodnie porozmawiać.
Usiedli pod rozłożystym dębem, który powoli
tracił liście, rzucili na siebie zaklęcie rozgrzewające i Colette została
zasypana gradem pytań, na które natychmiast zaczęła z chęcią odpowiadać.
Wielu studentów także postanowiło pozwiedzać
błonia, oprowadzając nowych znajomych. Zazwyczaj grupka uczniów Hogwartu zapoznawała
kilkoro gości i w takim gronie spędzali ten pierwszy wspólny dzień.
______________________________
1 Kwiat lotosu symbolizuje boskość,
urodzaj, bogactwo, wiedzę i oświecenie. Z uwagi na fakt, że roślina ta może
odradzać się przez setki lat, jest ona także symbolem tryumfu, długiego życia i
pomyślności. Płatki lotosu otwierają się wraz z pierwszymi promieniami słońca,
a zamykają nocą. Podobnie umysł ludzki otwiera się, dzięki światłu wiedzy.
Nieskalany błotem, w którym rośnie, kwiat ten symbolizuje także czystość serca
i umysłu i przypomina w ten sposób, że człowiek – pomimo wszelkich
niesprzyjających okoliczności – zawsze powinien zachowywać wewnętrzną czystość.
[źródło: http://www.dotykindii.pl/category/kultura/kwiat-lotosu/]
2 Specjalna piosenka na siedemnaste
urodziny. Leci to mniej więcej tak:
[melodia wedle
uznania]
Kończysz dziś siedemnaście laaat, masz przed sobą
cały świaaat.
Żyj nam w zdrowiu i radości (i radości) – uśmiechaj się każdego dniaaa!
Zapamiętaj ten dzień!
U-u-u, niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – spotka czarodzieja miłego, wesołego, zabawnego.
Niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – znajdzie swą drogę w świecie, szczęściem i radością pro-mie-nie-je!
Żyj nam w zdrowiu i radości (i radości) – uśmiechaj się każdego dniaaa!
Zapamiętaj ten dzień!
U-u-u, niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – spotka czarodzieja miłego, wesołego, zabawnego.
Niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – znajdzie swą drogę w świecie, szczęściem i radością pro-mie-nie-je!
Istnieje również wersja dla osobnika płci
męskiej, jednak teraz nie jest to istotne ;)
3 (fr.) Ja znam francuski.
4 (fr.) Wspaniale!
Bardzo fajnie piszesz :).Ja próbuje pisać ale mi nie wychodzi :(.Powodznia i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Na pewno oceniasz się zbyt surowo, ale pamiętaj o tym, że ćwiczenie czyni mistrza ;D
UsuńPozdrawiam,
Lileen
świetny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńpolubiłam Diabełka i mam nadzieję, że zaprzyjaźnią się z Hermioną.
ciekawe jak to będzie ze swataniem Malfoy'a i Granger ? :D
czekam na kolejny wspaniały rozdział, życzę weny *.*
Dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że postacie się podobają. Także lubię Blaise'a, a szczególnie o nim pisać :D Co do Malfoya i Granger... wszystko przyjdzie z czasem :D
UsuńPozdrawiam,
Lileen
Och, ten rozdzial byl zachwycajacy *.* i przy tym taaaaaki dlugi - naprawde cie podziwam, ze udalo ci sie napisac rozdzial na tyle stron. Wspaniale opisalas impreze urodzinowa i rozmowy gryfonow ze slizgonami :D Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Flo :*
historia-hermiony-riddle.blogspot.com
Dziękuję serdecznie :D Sama się sobie dziwię, że wyszedł taki długi xD Jednak musiałam zawrzeć w nim to, co zaplanowałam, i się udało ;) Co do imprezy - sądzę, że chwila rozrywki nikomu nie zaszkodzi.
UsuńPozdrawiam,
Lileen
Na początku muszę to napisać: Jakże się cieszę, że już dodałaś rozdział! I to w dodatku taki długi!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wymyśliłaś to zaprezentowanie się wszystkich szkół, zwłaszcza to z tym kwiatem. :) Impreza urodzinowa fajnie wyszła - Boże, jak ja lubię Zabiniego! A jaki mi się spodobał ten pomysł ze swataniem... byłoby super, gdyby Ginny jednak się zdecydowała i ich zeswatała - ekstra pomysł. A ta rozmowa z Malfoy'em... mmm :3 Ogólnie bardzo mi się podobają te relacje Ginny i Hermiony ze Ślizgonami.
Rozdział jak zwykle jest fenomenalny i już to pisałam - masz ogromny talent. Sumując: Rozdział estetyczny, ładny, fenomenalny, bez błędu. Czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnego rozdziału, który z pewnością będzie równie niesamowity. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo, dużo weny! :)
Słodzisz, słodzisz - dziękuję ;D Przyznam szczerze, że te prezentacje najtrudniej przyszło mi napisać. Szczególnie jeśli chodzi o Durmstrang i Salem. Jak może zauważyłaś, każda ze szkół zaprezentowała coś, w czym jest dobra i co jest z nimi związane. Nawet te kwiaty i węgorz :D Pomyślałam, że profesor Sprout będzie odpowiednia do fragmentu o zapachu wrzosów - w końcu uczy zielarstwa ;D Staram się łączyć wydarzenia w jakiś sposób i każdemu nadawać głębszy sens, niż się początkowo wydaje.
UsuńPozdrawiam,
Lileen
Wspaniały rozdział. :>
OdpowiedzUsuńAh.. Malfoy zachwycający się Hermanji oraz ona nim.. Francuzka.. Ron wyznający miłość.. Nieźle. :D
Czekam na następny. :)
dramionezawszeinazawsze.blogspot.com - zapraszam ; >
Dziękuję za opinię ;) Raczej nie zachwycali się sobą, chciałam bardziej ukazać, że potrafią zachowywać się wobec siebie kulturalnie, jeśli sytuacja tego wymaga (i Draco nikogo nie obraża ^^). Wątek z Ronem zaczął się już wcześniej, wprowadzałam subtelne znaki - nie wiem, czy były tak oczywiste, jak mi się wydawało? ;D
UsuńA Colette odegra jeszcze swoją rolę, myślę, że się spodoba ;D
Pozdrawiam,
Lileen
świetny!kiedy nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńZaczęłam już pisać kolejny rozdział, lecz nie wiem, ile mi to zajmie, bo jestem w trakcie przeprowadzki - jednak myślę, że końcówka maja/początek czerwca to będzie ten czas :)
UsuńNie jest tajemnicą że mam słabość do historii dramione i muszę przyznać że mnie zaciekawiłaś.
OdpowiedzUsuńNa początek bardzo długie notki co dla mnie jest bardzo ciekawe.
Niesamowicie zaintrygowały mnie relacje Gryfonek ze Ślizgonami
W ogóle podoba mi się również sam pomysł, który wprowadziłaś sie w opowiadanie.
Wyróżniasz się a ja należę do osób, które cenia w sobie bardzo oryginalność, co można bardzo rzadko spotkać.
I tym mnie ujęłas naprawdę gdyż historia jak mało która jest naprawdę oryginalna i ciekawa.
Jestem pod wrażeniem Twego talentu i uważam że mnie na pewno go brakuje.
pozdrawiam serdecznie.
http://pokochac-lotra.blogspot.com
Dziękuję za tak miłe słowa, rosmaneczko :) Swoją przygodę z FF rozpoczynałam właśnie od Dramione, więc sentyment pozostał. Staram się być oryginalna, nie powielać schematów i rozwiązywać problemy na swój sposób, choć przyznam, że radosny Blaise jako przyjaciel Draco bardzo mi przypasował i wykorzystałam go u siebie.
UsuńMam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :)
Pozdrawiam,
Lileen
Świetny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńMusze przyznać, że wciągnęło mnie twoje opowiadanie ;)
Mam nadzieje, że nowy rozdział pojawi się niebawem ♥
Zapraszam tez do siebie ;)
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Twój blog został dodany do Stowarzyszenia.
OdpowiedzUsuńZapraszamy do udziału w życiu bloga. Pozdrawiam serdecznie.
Ross.
Hej, nie widzę tutaj jakiejś zakładki na spam i informacje, więc zdecydowałam się napisać pod rozdziałem. Jestem byłą stażystką z bloga oceny-opowiadan.blogspot.com i niestety byłam zmuszona porzucić ocenianie, więc Twoje opowiadanie trafiło do wolnej kolejki. Za utrudnienia i niedogodności najmocniej przepraszam,
OdpowiedzUsuńN.W.
Mój komentarz nie będzie zbyt elokwentny: Hahaha, uśmiałam się miejscami! Poza tym uwielbiam Blaise'a! Hahaha :)
OdpowiedzUsuńTeż go uwielbiam :D
UsuńNa Cissy Graphics pojawiło się Twoje zamówienie. Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńJestem troszkę niecierpliwa, więc wybacz, że pytam, ale nie mogę się już doczekać! :) Kiedy nowy rozdział? Mam wielką nadzieję, że już niedługo. :) Pozdrawiam i życzę duuuuuużo weny. :D
OdpowiedzUsuńPrzed wakacjami, przepraszam za zastój, ale brak Internetu to zło :)
UsuńZnam to :) Czekam cierpliwie i dziękuję za informację ;)
UsuńWitaj, tu Krystaliczna z betowanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to mówić, ale skoro się nie odzywasz, mimo moich dwóch maili do Ciebie, jestem zmuszona poinformować, że jednak nici z naszej współpracy. W razie, gdybyś jednak postanowiła kontynuować opowiadanie (trochę przestarzały masz ostatni rozdział) i wciąż będzie zależeć Ci na becie, zapraszam :)
Serdecznie pozdrawiam,
K.
Odpisałam Ci na maila, mam nadzieję na pozytywny odzew mimo zastoju :)
Usuń