piątek, 3 maja 2013

Rozdział 7


Uff, skończyłam :D Jestem szczęśliwa, że udało mi się zawrzeć wszystko, co zaplanowałam w tym rozdziale. Cieszę się z tylu pozytywnych reakcji na tę historię, szczególnie Potterheads.
Oddaję w Wasze ręce ten najdłuższy dotąd rozdział - ponad 22 strony. To może ja już nic nie mówię o długości, bo się tylko załamię, że tworzę takie epopeje. Dobrze, miłego czytania i liczę, że zostawicie po sobie jakiś ślad!
Lileen
  ***
– Słuchajcie, mam nowinę! – krzyknął Blaise, podbiegając do nich z uśmiechem na ustach.
Draco spojrzał na przyjaciela z błyskiem w oku. Musiało być coś na rzeczy.
– Diabełku, proszę, tylko nie żaden pseudogenialny pomysł – jęknęła Pansy.
Zabini rzucił jej urażone spojrzenie.
– Pans, bo się obrażę – wyznał, a ona wywróciła oczami.
– Więc? – ponaglił Draco.
– Idziemy na imprezkę! – oznajmił, wyrzucając ręce w powietrze i szczerząc zęby. – Wyobraźcie sobie, że to wszystko dzięki Freteczce!
– Dzięki mnie? – zdziwił się Malfoy. – A co ja takiego zrobiłem?
Blaise uśmiechnął się do niego z wyższością.
– Gdyby nie twój genialny pomysł przymocowania mi torby do ławki, nie usłyszałbym, jak Granger prosi McKocicę o pozwolenie na „małe przyjęcie”, a ona się zgadza. – Malfoy parsknął rozbawiony. Chciał tylko wypróbować czar, o którym ostatnio przeczytał. A że Blaise nie uważał… sam jest sobie winien.
Właśnie dołączyła do nich Tracey Davis i z zaciekawieniem przysłuchiwała się toczącej rozmowie.
– Podszedłem do nich i zaproponowałem nasz udział w imprezie, a McKocica się ze mną zgodziła! Żebyście widzieli minę Granger – zarechotał, wieszając torbę na ramieniu.
– To kiedy i gdzie? – spytała Tracey.
– A ktoś cię zapraszał, Davis? – Pansy uniosła brwi ze zdziwieniem. – Nie sły…
– Spoko luz, Pans. Mają przyjść wszyscy reprezentanci – przerwał jej Zabini. – Granger ma wymyślić sposób, żeby wszystkich powiadomić na obiedzie. Później muszę jej pomóc w organizacji. – Podrapał się po głowie.
– Nad czym tak konspiracyjnie szepczecie? – wtrąciła Dafne Greengrass, podchodząc do nich. Teraz przysłuchiwało im się więcej osób. Kilkoro piątorocznych, garstka siódmorocznych i ich koledzy z klasy.
Draco parsknął.
– Jeśli uważasz, że Diabeł potrafi szeptać, chyba ogłuchłaś do reszty. Tak jest, jak się nie potrafi śpiewać, a jednak praktykuje się to pod prysznicem.
Zgromiła go wzrokiem, a on nic sobie z tego nie zrobił i postawił stopę na ścianie, o którą się opierał.
– Dziś będzie impreza, ale ty nie jesteś zaproszona – odpowiedział radośnie Blaise.
Dafne się obruszyła.
– Dlaczego niby nie jestem zaproszona?
Zabini spojrzał na nią z góry.
– Po pierwsze – zaczął wyliczać na palcach – nie jesteś reprezentantką, a to impreza zamknięta. – Ślizgonka wpatrywała się w niego ze złością. Jak on śmie tak ją poniżać przy wszystkich? – Po drugie – kontynuował zadowolony z jej wściekłości – mamy uczcić urodziny Granger. A z tego, co zauważyłem, nie bardzo ją lubisz, prawda? – Uniósł brew, z zadowoleniem obserwując obrzydzenie malujące na jej twarzy.
Draco zmarszczył brwi.
– To urodziny Granger? – spytał. – Czemu niby mamy tam iść?
Blaise z uśmiechem pokręcił głową.
– Draco, Draco, Draco. Czy nie pomyślałeś, że to będzie legalna imprezka? Granger kończy siedemnaście lat, można będzie się upić bez konsekwencji! – zaczął przedstawiać argumenty przemawiające za tym wydarzeniem. – Ludki! To będzie ciekawe doświadczenie, móc zabawić się w towarzystwie osób z innych domów, co nie? – zaśmiał się w głos, a niektórzy pokiwali głowami w zamyśleniu. –  A najlepsze, że będzie się to odbywało pod pretekstem „zawarcia bliższych kontaktów między reprezentantami”, co chciała osiągnąć McGonagall – zakończył z uśmiechem, przyglądając się towarzyszom.
– Ale to są urodziny Granger – przypomniał Draco. – Etykieta nakazuje przyjść z prezentem. Skąd ja jej teraz go wytrzasnę?
– Masz rację –  zgodziła się z nim Pansy. –  Jednak, proszę cię, nie wmawiaj mi, że nie masz niczego na takie okazje. Czy ja wyglądam jak ten przygłup Hagrid? – spytała, trącając go ramieniem.
Blaise omiótł spojrzeniem zgraję Ślizgonów.
– To jak, mordki? Każdy wyczaruje jakiś piękny prezencik i ci, którzy dostaną zaproszenia, stawią się na urodzinkach tej oto uroczej Granger? – spytał, wskazując dłonią Hermionę stojącą na drugim końcu korytarza. Widząc ich wzrok, lekko się zmieszała, ale uśmiechnęła nieśmiało i pomachała do nich. Steven Verne, Robbie Harper oraz Tracey odesłali uśmiechy.
Dziewczyna odwróciła wzrok i ruszyła korytarzem, a po chwili Ślizgoni także zajęli się swoimi sprawami. Właśnie zadzwonił dzwonek obwieszczający kolejną lekcję.

Hermiona siedziała na zaklęciach i zastanawiała się, czy dobrze postąpiła, zgadzając się na uczestnictwo w jej urodzinach tylu nieznanych osób. Z jednej strony wiedziała, że profesor McGonagall chciała dobrze, proponując taki układ. Na jej miejscu także próbowałaby wykorzystać nadarzającą się okazję. Z drugiej jednak – wisiała nad nią wizja zepsutego wieczoru, który miała nadzieję spędzić wśród przyjaciół.
Właśnie, przyjaciele. Zestresowana wizją rozmowy z McGonagall, zapomniała powiadomić Harry’ego, Ginny i Rona o planowanym przyjęciu. Będzie musiała pomówić z nimi później, jednak zanim roześle zaproszenia.
Westchnęła, ponownie koncentrując się na wykładzie profesora Flitwicka.
Godzina szybko minęła i już w towarzystwie Rona i Harry’ego zmierzała do Wielkiej Sali. Mijali właśnie grupkę Krukonów, wśród których była Luna. Blondynka przywitała się z nimi radośnie i do nich dołączyła. Od razu pogrążyli się w rozmowie na temat reprezentantów z innych szkół, którzy mają przybyć do Hogwartu za dwa dni.
– Ciekawe, co będziemy musieli zrobić w pierwszym zadaniu – zagaił Harry, kiedy czekali, aż schody ustawią się w odpowiednim miejscu.
– Mam nadzieję, że będzie to coś prostego – odparł Ron z przejęciem. – Ja na pewno od razu odpadnę. W ogóle nie mam pojęcia, czemu mnie wybrali.
Hermiona wywróciła oczami, a Luna się zaśmiała.
– Jak ty nie wierzysz w siebie, to po prostu brak słów – powiedziała Granger, trącając go łokciem.
– Od kiedy stałaś się taka agresywna? – spytał z uśmiechem, masując bok. – W zeszłych latach nie byłaś za przemocą.
Parsknęła.
– Bo do ciebie inaczej nie dociera – odparła, pokazując mu język.
– To prawda – zgodziła się z nią Luna, zerkając na rudzielca z ciekawością.
Ron posłał im powątpiewające spojrzenie i pokręcił głową.
– Nie dociera? – zapytał poruszony. – A z czego to niby wywnioskowałyście?
Hermiona zaśmiała się.
– No cóż, głównie po sposobie, w jaki reagujesz na polecenia wydawane przez twoją mamę – wyjaśniła. – Nigdy nie robisz tego, o co cię poprosi, za pierwszym razem. Trzeba ci powtarzać aż do znudzenia.
– I jak chętnie uczestniczysz w bójkach – dodała Luna, kiwając głową. – Pamiętacie w tamtym roku? Jesteś strasznie narwany, Ron. Dean aż musiał iść do madame Pomfrey, jak go zbiłeś, kiedy się dowiedziałeś, że jest z Ginny.
Zarumienił się. Mieli o tym nie wspominać. Długo nie mógł pogodzić się, że jego siostra ma kogoś – nie dość, że przed nim – to na dodatek obściskuje się z chłopakiem przy każdej możliwej okazji. Nie dochodziło do niego, że jest po prostu zazdrosny. Ucierpiał na tym niczego niespodziewający się Thomas. Do tej pory nie są przyjaciółmi, lecz Ron go zaakceptował, a Dean stara się go nie denerwować. Ginny uważa, że lepiej byłoby dla niego, gdyby złamał tę swoją zasadę akceptowania rodziny swojej wybranki i porządnie sprał jej brata. Może wtedy rudzielec pomyślałby dwa razy, zanim rzuci się drugi raz na niewinnego. Jednak Dean wie swoje i postępuje, jak każe mu serce, za nic nie chcąc łamać danych sobie obietnic.
– Oj, przesadzacie. Przecież jak profesorowie coś mówią, to wykonuję ich polecenia, prawda?
– Taak, chyba tylko Snape’a i McGonagall, bo się ich boisz – zaśmiał się Harry.
Ron stanął naburmuszony.
– Wcale się nie boję – wymamrotał.
– I tylko wtedy, kiedy wiercę ci dziurę w brzuchu, żebyś odrobił te eseje – dorzuciła Hermiona, zaśmiewając się z jego miny.
– Pewnie pijesz za mało leonuri – powiedziała Luna, wzruszając ramionami.
– Ee… Luno, ja w ogóle nie piję jakichś dziwnych stworzonek czy co to tam jest – odpowiedział Ron, a Hermiona się zaśmiała i pokręciła głową.
– Ron, to nie jest nic dziwacznego. Leonuri cadiacae to tylko zwykłe ziele serdecznika. Luna ma rację. – Hermiona spojrzała na Krukonkę i się do niej uśmiechnęła, po czym zwróciła do Rona: – Musisz zacząć je pić, w końcu ma działanie uspokajające.
Prychnął.
– Dzięki wielkie, że macie o mnie takie zdanie – powiedział i założył ręce na piersi.
– Spokojnie, Ron. – Harry poklepał go po plecach. – Powiem Zgredkowi, żeby codziennie przed snem przynosił ci pełen kubek. – Wyszczerzył się i zaczął uciekać przed goniącym go przyjacielem. Byli już w Sali Wejściowej, więc ich pościg trwał jedynie do stołu reprezentantów. Ronowi udało się złapać Harry’ego, który dostał ręką po głowie za tę złośliwą uwagę.
– Zupełnie jak dzieci – rzekła Hermiona, kręcąc głową z uśmiechem.
– Słyszałam kiedyś, że chłopcy rozwijają się jedynie do czternastego roku życia, a później tylko rosną – oświadczyła poważnym tonem Luna.
– Coś w tym musi być – zgodziła się z nią i posłała uśmiech, po czym pożegnały się i każda z nich ruszyła do swojego stołu.
Mijała Gryfonów i Krukonów, kierując się do piątego stołu, przy którym jadała posiłki od niespełna dwóch tygodni. Siedzący przy nim uczniowie zapełniali go jedynie w jednej czwartej części i większość z nich nie mogła się już doczekać na przybycie gości.
– Ej, Granger! – Usłyszała, po czym zobaczyła machającego i szczerzącego zęby Zabiniego. – Chodź, zająłem ci miejsce! – Poklepał ławkę obok siebie, a najbliżej siedzący uczniowie zaczęli się im przyglądać.
Jeszcze tego mi brakowało, pomyślała smętnie i, prychnąwszy, ruszyła w jego stronę.
– Coś chciałeś? – spytała, stając przed nim i kręcąc głową w odpowiedzi na zdziwione spojrzenia Ginny i Harry’ego. Ron aktualnie był w zbyt wielkim szoku, żeby w ogóle zareagować.
Blaise otaksował ją wzrokiem i zacmokał.
– Jaką masz krótką pamięć, doprawdy. Spodziewałem się, że jako naczelna kujonica Hogwartu nie zapominasz o takich wydarzeniach – powiedział, uśmiechając się lekko.
Hermiona wywróciła oczami i odparła:
– Ja swoją część wykonałam, patrz – powiedziała, po czym machnęła różdżką i pojawił się przed nim złożony kawałek pergaminu. Chłopak szybko wziął w ręce beżową kartkę, rozłożył i zaczął czytać.
Serdecznie zapraszam
Blaise’a Zabiniego
na przyjęcie z okazji moich 17. urodzin,
które odbędzie się 19 września 1996 r.,
o godzinie 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze.
Liczę na Twoje przybycie!
Hermiona Granger
– Nie podoba mi się. W ogóle zapomniałaś o moim uczestnictwie w przygotowaniach – stwierdził, odkładając zaproszenie na blat. Hermiona spojrzała na niego spod zmrużonych powiek i założyła ręce na piersi.
– Trudno. To są moje urodziny i ja chcę takie zaproszenia – odparła, a on tylko się na to uśmiechnął.
– Oj, Granger, Granger. – Pokręcił głową z pobłażaniem. – Czy ty myślisz, że kogoś zaciekawi taka treść i przybędzie w podskokach po jej przeczytaniu? – Spojrzał na nią, machając jej przed nosem zaproszeniem.
Wypuściła powietrze i opadła na miejsce obok niego.
– W takim razie, co proponujesz? – spytała, spoglądając na niego nieufnie.
On się tylko uśmiechnął szeroko i machnął różdżką, a przed nią pojawiło się również beżowe zaproszenie, czcionka także nie różniła się kolorem – nadal była złotobrązowa, lecz treść całkowicie różniła się od swojej pierwotnej wersji.
Dostąpiłeś właśnie zaszczytu zaproszenia  
na najlepszą imprezę tego roku, a nawet stulecia!
Dziś o 20.00 w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze
odbędzie się przyjęcie z okazji 17. urodzin wszystkim znanej
Hermiony Granger,
więc liczymy na Twoje przybycie i uświetnienie tego wieczoru!
Pozdrawiamy
Blaise Zabini i Hermiona Granger
Hermiona aż otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
– Zabini! – warknęła. – To brzmi tak… tak… snobistycznie! Nie ma mowy, żeby reprezentanci otrzymali tę wersję! – Spojrzała na niego spod byka, a on parsknął śmiechem, zwracając na nich uwagę swoich przyjaciół, którzy dotychczas byli pogrążeni w rozmowie. Pansy siedziała koło Blaise’a, a obok niej, dłubiąc widelcem w talerzu, Draco.
– Co jest, Granger? Diabeł próbuje na tobie swoich sztuczek? – spytał Malfoy, przyglądając się jej uważnie. Zaróżowione policzki i oczy rzucające gromy Blaise’owi – dawno nie widział jej tak wściekłej. Cóż, prawdę mówiąc, ostatnio było to ponad dwa lata temu, kiedy przyłożyła mu w nos. Potrząsnął głową, by wyrzucić z myśli to niemiłe wspomnienie, i skupił się na rozgrywanej scenie.
– Niczego nie próbuję, Freciu – odparł Blaise, radośnie się szczerząc do przyjaciela, który wywrócił oczami. – Granger nie chce dopuścić do obiegu mojego cudownego i zachęcającego zaproszenia na jej dzisiejsze urodzinki – wyjaśnił. – Które lepsze? – Podał jedną kartkę Draco, drugą Pansy.
Czekali chwilę, podczas której Malfoy i Parkinson czytali teksty, później się wymienili, przeczytali i stwierdzili jednocześnie:
– Lepszy Diabła.
– Lepszy Granger.
Spojrzeli po sobie, a Hermiona uśmiechnęła się z wyższością.
– Ha! –  wykrzyknęła, wskazując palcem na Blaise’a. – Jednak mój lepszy! Dzięki, Parkinson – zwróciła się do Ślizgonki, która parsknęła na to nagłe okazanie emocji i uśmiechnęła się do Gryfonki.
– Hola, hola. Merlin świadkiem, że jest remis – zaoponował Zabini. – Pans, co ci się nie podoba w moim idealnym zaproszeniu? – spytał z udawaną urazą.
Pansy pokręciła głową z uśmiechem i klepnęła go po ramieniu.
– Diabełku, Diabełku, zapomniałeś o tak istotnych rzeczach jak to, że panie mają pierwszeństwo, a nie umieszczasz swój podpis z przodu. – Wyliczała na palcach. – Drugą rzeczą, i chyba najważniejszą, nie wspomniałeś nic, kompletnie nic, o prezentach. Nieładnie, zważywszy na to, że powinno się podać, co jest wymagane podczas obecności.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Ale ja nie chcę żadnych prezentów – wtrąciła, a Draco spojrzał na nią jakby wyrosła jej druga głowa.
– Jak to nie chcesz prezentów? Przecież siedemnaście lat kończy się raz w życiu! Musisz coś dostać, inaczej będzie doskwierał ci niedostatek – powiedział oburzony. Za chwilę uśmiechnął się kpiąco i dodał: – Ale skoro zadajesz się z taką hołotą jak Weasleyowie, to nie dziwię się, że nie masz o niczym pojęcia. Pewnie już się przyzwyczaiłaś do takich warunków.
– Słuchaj, Malfoy – zaczęła ostrym tonem – nie waż się obrażać rodziny Ginny i Rona. To nie ich wina, że urodziłeś się na górze galeonów i nic poza nimi nie zauważasz. Ja ich kocham jak rodzeństwo i nie pozwolę na takie uwagi, rozumiesz? – Mówiąc to, opierała się rękoma o blat stołu, a oczy świeciły jej się ze złości prosto w stronę Ślizgona.
– Pansy, to które zaproszenie mam wybrać? – spytał lekkim tonem Blaise, zupełnie ignorując Draco i Granger.
– Popraw tylko to, o czym wspomniałam i możesz wziąć to swoje – stwierdziła, zerkając kątem oka na Gryfonkę. – Dopisz tam jeszcze wzmiankę o prezentach i roześlij je, zaraz po tym, jak Granger usiądzie przy swoich lwiątkach – dodała ciszej, żeby Hermiona nie usłyszała. On kiwnął głową i zajął się wprowadzaniem modyfikacji.
– Dobra, dobra, spasuj, dziewczyno – powiedział Malfoy, unosząc dłonie. – Nie można sobie nawet zażartować – mruknął pod nosem.
– Wybrałeś sobie mało zabawny temat do żartów, następnym razem się lepiej postaraj – odparła, podnosząc się. – Zabini. – Chłopak spojrzał na nią niewinnym wzrokiem. – Zaraz po kolacji roześlę moje zaproszenia. Ty przyjdź o dziewiętnastej do Pokoju Życzeń. Tylko się nie spóźnij! – ostrzegła i odeszła do swoich przyjaciół, nawet nie czekając na odpowiedź.
– Tak, tak, Granger – odparł z uśmiechem. – Na pewno poczekam, aż ty wszystko pięknie zepsujesz. Nie ma mowy – powiedział, obserwując, jak siada przy stole i zaczyna rozmowę z Gryfkami. – Obiecałem najlepszą imprezę stulecia, to taka będzie.
Pansy się zaśmiała i spytała, co konkretnie planuje jej Diablątko. W miarę opowieści, stwierdziła, że musi tam być, choćby w lochach wybuchł najgroźniejszy eliksir Snape’a, który zablokowałby przejście.
Kiedy skończył opowiadać o swoich zamiarach, machnął krótko różdżką, a przed każdym reprezentantem i tymi, z którymi się zadawała Granger, lecz nie zostali wybrani, pojawiła się beżowa karteczka.

Hermiona podeszła do trójki przyjaciół i opadła na ławkę.
– Zabini jest niemożliwy – oświadczyła, zwracając ich uwagę.
– O co chodzi? – spytał Harry, wbijając nóż w kotleta. – Czemu z nimi – wskazał na Ślizgonów – rozmawiałaś?
Hermiona tylko głośno westchnęła.
– Organizuję przyjęcie z okazji moich urodzin – powiedziała, a oni spojrzeli na nią z niemrawymi minami. Sami postanowili wyciągnąć ją dziś wieczorem na urodzinowy piknik zamiast kolacji. Ich plan właśnie legł w gruzach. – I jakoś tak wyszło, że McGonagall wkręciła w to Zabiniego do pomocy, choć on tylko przeszkadza, a na dodatek mają przyjść wszyscy reprezentanci – dodała, krzywiąc się lekko.
Ginny klasnęła w dłonie.
– To wspaniale! Będziesz miała super imprezkę, Herm – oznajmiła jej Weasleyówna. – Serio, Zabini ma wspaniałe wyczucie, jeśli chodzi o takie sprawy. – Pokiwała głową z uśmiechem, jakby na potwierdzenie swoich słów.
– A ty skąd możesz o tym wiedzieć? – spytał Ron.
– Ile razy mam ci przypominać, że to są też ludzie i można z nimi normalnie porozmawiać? – odparła, wywracając oczami na głupotę brata. – Akurat jeśli chodzi o Zabiniego, to odejmując fakt, że jest taki zadufany w sobie i święcie przekonany o swojej wyższości, całkiem miły i zabawny z niego facet.
– Ginny, czy mam ostrzec Deana? – zażartowała Hermiona, za co dostała kuksańca.
– Nie przesadzaj. Jesteśmy z dwóch różnych światów, a na dodatek on w ogóle mnie nie kręci w taki sposób. Dean to co innego –  odparła, wypatrując wśród Gryfonów swojego chłopaka, któremu posłała całusa, kiedy spostrzegła jego wzrok na sobie.
Ron skrzywił się nieznacznie.
– Proszę, oszczędź mi –  upomniał siostrę. –  Ja jem.
Ginny prychnęła.
– Mówiłam już ci: znajdź sobie dziewczynę, Ronuś.
Rudzielec zerknął na Hermionę, która nalewała sobie zupy marchewkowej, i otworzył usta, żeby odpowiedzieć Ginny, kiedy akurat w tym momencie pojawiła się przed nim złożona na pół beżowa kartka.  Dziewczyna, spostrzegłszy to, spojrzała w stronę Ślizgonów, z którymi niedawno rozmawiała. Draco czytał z zacięciem swoje zaproszenie, a jego uśmiech rósł z każdym przeczytanym słowem. Szybko wyrwała kartkę z rąk zaśmiewającej się do łez Ginny.
Czarodzieju!
Wiesz, co to za święto mamy dzisiaj? Nie? Hańba Ci!
Cudowna i wspaniała Hermiona Granger obchodzi 17. urodziny!
Jeśli nie chcesz narazić się na szalony ryk Rona Weasleya
ani oślepiający błysk blizny Harry’ego Pottera
lub – w szczególności – posłanie cię do wszystkich diabłów przez samego Diabła,
przybądź czym prędzej (a konkretniej o 20.00) do Pokoju Życzeń
mieszczącego się na siódmym piętrze!
Liczę na Twoją obecność.
Niech Diabeł i dobry humor będą z Tobą!
Pozdrawiam,
 
Blaise Zabini
PS Nie zapomnij o prezencie, bo nie zostaniesz wpuszczony!
Najpierw była wściekła, że jej nie posłuchał. Po chwili złość jej odeszła i stwierdziła, że to naprawdę interesujące. Zaśmiała się. Musiała przyznać Ginny rację – Zabini potrafił być przekonywający. Nawet zabawnie to zabrzmiało i było oryginalne.
– To prawda? – doszedł ją głos Lisy Turpin. – Ta impreza to nie ściema?
– Prawda, prawda. Mam nadzieję, że przyjdziesz? – Hermiona spojrzała na koleżankę, która odpowiedziała uśmiechem i ochoczo pokiwała głową.
Do kolacji jeszcze kilka osób spytało się jej, czy impreza nie jest żartem Ślizgona. Po utwierdzeniu kolegów w prawdziwości zaproszenia, zaczęła się cieszyć, że przybrało ono taką formę. Początkowo chciała tylko niezobowiązującego spotkania z przyjaciółmi, lecz nie wyszło. Zbyt formalne zaproszenia mogłyby nikogo nie zachęcić do przyjścia, a tak okazało się, że reprezentanci są zdumieni jej sposobem współpracy ze Ślizgonem i zaczęła w ich głowach formować się myśl: Czy ona nie postradała zmysłów? Przecież brata się z wrogiem!
Przypomniały jej się słowa Ginny o tym, że oni nie są tacy źli i powinna przestać stawiać ich na straconej pozycji. Jej argumenty całkowicie do niej docierały, lecz w środku serce buntowało się za te wszystkie nie przykrości otrzymane ze strony Malfoya, Parkinson i innych mieszkańców domu węża. Chociaż musi przyznać, że od jakiegoś czasu nie usłyszała z od nich żadnej „szlamy” ani innego wyzwiska. Jasne, docinali sobie, ale to już nie ten sam poziom emocjonalny, co w drugiej czy trzeciej klasie. Wtedy było najgorzej.
Malfoy i jego zgraja rozpoczynająca słowną potyczkę z nią, Harrym i Ronem. Nierzadko kończyło się mugolską bójką lub pojedynkiem. Na początku czwartej klasy zaczęło ustępować ze strony Ślizgonów, choć Harry z Ronem nie przepuścili okazji, by się z nich ponabijać, co wyprowadzało z równowagi ich rówieśników.
Całkowity przełom nastąpił pod koniec piątego roku, lecz Potter i Weasley nadal nie wzięli do siebie tamtych wydarzeń, uważając, że to kolejna sztuczka Ślizgonów. Zezłościli się na nią, że nic nie powiedziała im o planie Zabiniego. Trudno. Pogniewają się chwilę, a do wieczora im przejdzie. Nie pozwolą sobie ominąć takiego wydarzenia.
Po kolacji skierowała swe kroki do dormitorium, gdzie odłożyła torbę, wskoczyła pod szybki prysznic i nałożyła wygodne dżinsy oraz luźną purpurową bluzkę, którą kupiła w Paryżu. Przygotowała sobie ciuchy, w jakie chciała później się przebrać, i, rzuciwszy na nie czar przeciw gnieceniu, który poleciła jej kiedyś Parvati, schowała je do małej, magicznie powiększonej torebki. Zabiegana nie zauważyła sowy stojącej na parapecie okna i ruszyła w stronę Pokoju Życzeń.
Zabini już czekał, opierając się o otwarte drewniane drzwi.
– Pozwoliłem sobie zażyczyć pokój idealny na imprezę urodzinową – powiedział na powitanie, wskazując, żeby weszła przodem.
Kiedy tylko przekroczyła próg, stanęła jak wryta, po czym zaczęła się śmiać.
– Czy nie pomyliły ci się uroczystości? – wyksztusiła między spazmami śmiechu.
– Pomyślałem, że przyda nam się małe rozluźnienie atmosfery na początek –wyszczerzył się do niej, lekko popychając, aby weszła do środka.
– Nie uważasz, że odpowiedniejszy byłby bardziej klubowy wystrój a nie istna scenografia z kinderbalu? – spytała, rozglądając się po pokoju, w którym królowały mugolskie księżniczki Disneya i pluszowe misie.
Blaise zaśmiał się i podszedł do niej.
– Zamknij oczka, Gryfoneczko.
– Nie ma mowy, mamy mało czasu. Za pół godziny skrzaty dostarczą jedzenie – odparła, wymachując różdżką i pozbywając się niepotrzebnego asortymentu. – No, pomóż mi, a nie stoisz jak słup soli.
– Zastanawiam się, czy zapomniałaś, że ten pokój sam potrafi przybrać taką postać, jakiej zażyczy sobie jego twórca, czyli w tym przypadku ja – powiedział, przyglądając się jej z zainteresowaniem.
Hermiona opuściła różdżkę i spojrzała na niego zaciekawiona. W Historii Hogwartu nie było żadnej wzmianki o Pokoju Życzeń, więc miała nikłe pojęcie o jego funkcjonowaniu. Najwyraźniej mało osób odkryło jego istnienie. Myślała, że to pomieszczenie nie jest aż tak zależne od swojego tymczasowego pana. Harry nigdy jej nie opowiadał dokładnie, w jaki sposób stawał się większy za każdym razem, kiedy przybywali z nowymi członkami GD.
– W takim razie na co czekasz? Wyobraź sobie, jak ma to wyglądać – ponaglała go.
Blaise oparł się pokusie pokazania jej języka i tylko wywrócił oczami, szeroko się uśmiechając. Wziął wdech i zamknął oczy. Po chwili wystrój zaczął się zmieniać. Przede wszystkim pomieszczenie powiększyło się, pod teraz ciemnofioletową ścianą pojawiły się cztery dziesięcioosobowe i kilka czteroosobowych brązowo-czerwonych boksów do siedzenia, między którymi stały fikuśne i wysokie zielono-srebrne roślinki nadające prywatności. Podłoga była z beżowego granitu, a na wysokości około dwóch i pół metra unosiły się złote i srebrne balony w kształcie siedemnastek. Pod jedną ścianą stanął długi stół na jedzenie, przykryty ozdobnym obrusem. Nad nim wisiał wielki transparent z napisem „Szampańskiej siedemnastkowej zabawy, Hermiono!”.
– I jak? – spytał Blasie, który od jakiegoś czasu przyglądał się dziewczynie.
Hermiona spojrzała na niego z błyszczącymi oczami.
– Ja… nie wiem, co powiedzieć…
– Czekaj, zapiszę to w kalendarzu – zażartował, puszczając jej oczko.
Zaśmiała się i podeszła do niego.
– Zabini… Blaise… dziękuję. Jest idealnie – powiedziała, patrząc mu z uśmiechem w oczy. Odwzajemnił go.
– Jeszcze nie jest. – Spojrzała na niego zdziwiona, a on parsknął. – Brakuje ludzi, niemądra Gryfoneczko – dodał, pukając ją po głowie.
Zaśmiała się szczerze.
– Taak, masz rację. Ale i tak dziękuję.
Blaise spojrzał na nią z błyskiem w oku i chytrym uśmieszkiem.
– Podziękujesz mi później. Jak obiecałem diabelsko dobre urodziny, to takie będą, zobaczysz.
Niebawem skrzaty przyniosły i rozłożyły pokarm, na czele z wielkim na pięćdziesiąt osób tortem w kształcie ogromnej książki z życzeniami wypisanymi na jej kartach i siedemnastoma świeczkami, które tylko czekały na zapalenie. Musiała przyznać, że Ślizgon jest zabawnym towarzyszem i nie sposób się przy nim nudzić. Rozmawiali na różne tematy, aż nadeszła pora na przebranie się.
– Zabini, zapomniałeś o czymś.
Spojrzał na nią leniwym wzrokiem. Tak miło mu się leżało na tej kanapie.
– Nie ma łazienek – uświadomiła go lekkim tonem.
– O-och, już masz ochotę na małe igraszki? – spytał, puszczając jej oczko. – Poczekaj, aż przyjdzie więcej osób, urządzimy beach party!
Hermiona sięgnęła po swoją torebeczkę i odparła:
– Z miłą chęcią, ale następnym razem. A teraz łaskawie wyobraź sobie dwie łazienki. – Zaśmiał się i spełnił jej prośbę. Po chwili zniknęła za drzwiami damskiej, a on sam powędrował do męskiej. Musiał się odświeżyć i przebrać.
Kiedy przybyli pierwsi wystrojeni goście, Blaise czekał na nich przed wejściem do Pokoju Życzeń. Hermiona witała się ze wszystkimi serdecznie, przyjmując życzenia i prezenty, które odkładała na wyczarowany wcześniej stolik. Muzyka płynąca jakby znikąd umilała wszystkim radosne pogawędki.
– Hermiono!
– Ginny! W końcu jesteście, co tak długo?
Hermiona przytuliła dwójkę Weasleyów, Harry’ego i Deana, usłyszała miłe życzenia i przyjęła prezenty, które dołączyła do pozostałych.
– Wyobraź sobie, że to wszystko wina Rona – zaśmiała się, trącając łokciem szczerzącego się brata. – Stroił się przed lustrem dłużej niż na Bal Bożonarodzeniowy.
Towarzystwo, łącznie z samym obiektem ich wesołości, gruchnęło śmiechem.
– Ale przyznacie, że wyglądam niesamowicie w tych ciuchach, prawda? – zaśmiał się, puszczając oczko Hermionie i lekko się rumieniąc, kiedy otaksowała go wzrokiem i poruszyła sugestywnie brwiami.
– Dobra, nie tamujmy kolejki, Hermiona musi przyjąć prezenciki – oświadczył Harry, odciągając przyjaciół w stronę jednego z boksów. Pomachała im i obiecała, że niedługo do nich dołączy.
Rzeczywiście, przybywający goście ustawili się w kolejce, która na szczęście malała. Myślała, że to już koniec i odłożyła prezent od Erniego Macmillana, po czym zerknęła w stronę wejścia, by upewnić się, że nikt na nią nie czeka.
Drzwi właśnie się zamknęły, a w jej kierunku zmierzali Blaise, Draco i Pansy. Hermiona uśmiechnęła się do tego pierwszego, a on – nie pierwszy raz tego dnia – puścił jej oczko.
– No, Granger, wszystkiego najlepszego – powiedział, podchodząc do niej i przytulając. Poczuła się niezręcznie. Jasne, przytulała dziś multum osób, ale ci ze Slytherinu i mniej znani, po prostu wymieniali grzeczności, przekazywali podarunek i przechodzili się bawić. Nie była przygotowana na taki gest z jego strony. – Żebyś miała tyle czasu, aby przeczytać wszystkie książki – powiedział, odsuwając się od niej na wyciągnięcie ramion i szczerze się uśmiechając.
– Dzięki, Zabini – odparła, nadal trochę zmieszana, ale radosna.
On skinął głową, uśmiechnął się i odszedł w kierunku grupki dziewcząt.
– Słyszysz to pewnie dziś setny raz, ale wszystkiego najlepszego – rzekła z uśmiechem Pansy, wręczając jej ładnie opakowane pudełko. – Zwykle mówię, żeby nie słuchać Diabełka, ale teraz jego słowa były trafione: życzę ci dużo czasu i wygranej w Turnieju.
Hermiona zaśmiała się radośnie.
– Myślałam, że też chcesz wygrać – odparła, uśmiechając się do Ślizgonki. Coraz bardziej lubiła tę dziewczynę. Nigdy w ciągu pięciu lat tak naprawdę z nią nie rozmawiała, a teraz, w szóstej klasie, przez te kilka tygodni coraz częściej się to zdarzało i musiała przyznać, że Parkinson, kiedy nie obrażała innych, wydawała się miłą osobą.
– Oj, tam. Wiadomo, że jak startujesz ty i Draco, to obydwoje wygracie. Reszta nie ma szans – oznajmiła i zaśmiała się, widząc ich miny. – No co? Może mi powiecie, że kłamię? Jesteście najlepsi na roku, a te wymoczki z innych szkół pewnie i tak nie mogą się z wami równać. Jeszcze raz najlepszego, Granger! – I już jej nie było.
Została sama z Malfoyem. Chłopak wyglądał na spiętego; ona również tak się czuła.
– Wszystkiego najlepszego. – Podał jej czarną torebkę z jakimiś wzorami namalowanymi srebrną farbą.
– Dziękuję – odparła, przyjmując podarunek.
Przez chwilę stali tak, wpatrując się w siebie nawzajem. Hermiona odłożyła prezent na pokaźny stosik i odwróciła się z powrotem do niego.
Nadal stał w tym samym miejscu, uważnie ją obserwując.
Włosy spięła w luźny kok, dzięki czemu się nie puszyły. Na szyi zawiesiła jakiś srebrno-różowy naszyjnik. Ubrana była w beżową sukienkę kończącą się kilka centymetrów przed kolanami. Opinając się na niej, podkreślała jej biust i szczupłą talię, którą dodatkowo przewiązała brązowym paskiem. Dół był luźny, co nadawało delikatności jej szerokim biodrom. Na stopach miała brązowe czółenka na wysokim obcasie. Wyglądała bardzo elegancko.
– Ładnie wyglądasz – powiedział, a ona się lekko zarumieniła. Nie codziennie tak się stroiła i strasznie miło było usłyszeć komplement, nawet z jego ust. Był pierwszym chłopakiem, który to dziś powiedział. Dlaczego tylko dziewczyny chwaliły jej strój, a chłopcy nie odzywali się, mimo że kątem oka dobrze widziała, iż jej się przyglądają?
– Co ci się w tym roku stało, że prawisz mi tyle komplementów? – spytała niepewnie, przypominając sobie, jak Ron się na niego rzucił w pociągu. – Dziękuję.
Draco zaśmiał się gardłowo, spojrzał na nią z błyskiem w oku, ale nic nie odpowiedział i tylko rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Nieźle się z Diabłem spisaliście z tym wystrojem.
Zdziwiła się. Zmienił temat, więc raczej nic nie powie. Znała etykietę na tyle, by spostrzec, kiedy nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Chociaż niekiedy targały nią takie emocje, że nie potrafiła się po prostu powstrzymać, lecz próbowała nad tym pracować. Dzisiejszy dzień sprawił, że była rozluźniona i spokojna. Gwałtowne reakcje nie wchodziły w grę.
Nie spodziewała się, że będzie miły. Prędzej oczekiwała, że specjalnie zepsuje jej humor, by zniszczyć ten wyjątkowy wieczór. Ciekawe z jakiego powodu tak się zachowywał? Ze względu na jej urodziny czy może coś jeszcze innego? 
– Szczerze powiedziawszy, to głównie jego sprawka – wyznała niechętnie. Nie lubiła przyznawać się do niewykonanej pracy. – Wykiwał mnie w iście diabelskim stylu, wprowadzając najpierw do różowego pokoiku rodem z kinderbalu, a później zamieniając wystrój w takie cudo – powiedziała, wskazując ręką całą salę. – Naprawdę trafił w mój gust tymi wszystkimi kolorami, ładnie się komponują. Ksywkę dobraliście mu idealnie.
– Racja, potrafi nieźle zajść za skórę – przyznał, rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie przeszkadzają ci nawet ślizgońskie zielenie i srebra? – spytał z krzywym uśmieszkiem błądzącym po ustach.
Hermiona spojrzała na niego uważnie. Miał na sobie czarny, dopasowany garnitur, koszulę écru oraz srebrno-bordowy krawat i czarne buty z jakimś wytłoczonym wzorem. Zwykle gdy nie musieli chodzić w szatach, ubierał się w czarny garnitur i szarą koszulę. Zawsze wyglądał elegancko, nie pozwalał innym oglądać się w innym wydaniu. Ciekawe, czy miał wśród garderoby jakieś dżinsy lub dres?
– W sumie to nie, pasują tutaj – odparła zamyślona, a jej wzrok spoczął ponownie na jego krawacie. – Czemu bordowy? – spytała.
Draco spojrzał w dół i dotknął dłonią wspomnianego dodatku.
– Nie jest cały bordowy. Ma srebrny wężowy wzór – wyjaśnił z dumą, zerkając na nią.
– Nawet z gryfońską barwą podkreślasz Slytherin? – zauważyła, lekko się uśmiechając. – Więc?
– Zielony nie bardzo pasuje do mojej karnacji. Ciepłe barwy, jak écru i bordo, rozświetlają czerń i srebro, dzięki czemu nie wyglądam tak chorobliwie blado. – Wzruszył ramionami. – Nie pomyśl, że to ze względu na twoją przynależność do Gryffindoru – ostrzegł kpiąco.
– Gdzieżbym śmiała – odparła z uśmiechem błądzącym po ustach.
Spojrzał na nią. Nigdy by nie przypuszczał, że bez Złotego Chłopca i Wiewióra w pobliżu, można z nią normalnie porozmawiać. Chociaż kilka godzin temu była całkowicie negatywnie do niego nastawiona. Teraz wyglądała na rozluźnioną. Co wywołało tę zmianę? Zerknął na stos prezentów i zaśmiał się w duchu. A tak się zaklinała, że niczego nie chce, pomyślał. Spostrzegł machającego do niego z końca sali Blaise’a.
– Miło się rozmawiało, Granger. Wybaczysz, jednak zmuszony jestem cię opuścić – powiedział i, skinąwszy lekko głową, oddalił się.
Kiwnęła w odpowiedzi i nie pozostało jej nic innego, jak pójść w jego ślady.

Ginny siedziała na kolanach Deana i zajadała się przekąskami przyniesionymi przez Rona, który razem z  Justinem Finch-Fletcheyem zaśmiewał się właśnie z tańczących. Doprawdy, co za dzieci, pomyślała, kręcąc głową. Wydawałoby się, że skoro starszy, powinien być mądrzejszy. Jak widać, to nie reguła.
Harry siedział po drugiej stronie niskiego brązowego stolika pogrążony w rozmowie z Luną. Krukonka olśniła wszystkich, przybywając na tę uroczystość. Wyglądała zjawiskowo w chabrowej sukience podkreślającej intensywny kolor jej oczu i białych dodatkach dobrze komponujących się z jej karnacją i włosami, w które wpięła kwiat lotosu1. Musiała go w jakiś sposób zaczarować, by nie usechł, lecz w końcu nie znalazła się w Ravenclawie przez przypadek. Wybraniec był nią oczarowany. Nie tylko ze względu na wygląd porcelanowej lalki, która miałaby się skruszyć przy najlżejszym dotyku, ale również za nietuzinkowe podejście do świata.
Niektórzy uważali ją za dziwaczkę, lecz kto nie miał swoich mniejszych czy większych dziwactw? Wyrażała głośno swoje myśli, często błądząc w świecie wyobraźni i wygadując historie o narglach czy innych stworzonkach, których istnienia chce dowieść jej ojciec. Takie było jej życie – pełne niespodziewanych wydarzeń. W każdej chwili oczekiwała niesamowitych wrażeń i często potrafiła je odnaleźć, dzięki czemu wspaniały nastrój i zadowolenie nie opuszczało jej prawie nigdy. Ona po prostu promieniowała dobrocią i czystym sercem. Ciągnęło go do niej i wcale się temu nie opierał. Postanowił chwytać dzień i pozwolić, by magia uczyniła swoje. Intuicja zawiodła go kilka razy, lecz znacznie więcej mu pomogła. Nie mógł tak jawnie zignorować tego zainteresowania.
– Zobacz, jak Hermiona długo rozmawia z Malfoyem – powiedziała Ginny, wskazując konsumowanym paluszkiem w stronę przyjaciółki.
– Pewnie znaleźli jakiś pasjonujący temat – odparł Dean. – W końcu we dwójkę mają najlepsze oceny na roku.
– Kiedyś zawsze myślałam, że jego ojciec przekupuje profesorów, żeby stawiali mu same Wybitne i Powyżej Oczekiwań – dodała z namysłem, gryząc przekąskę. – Nie jest zbyt gadatliwy, gdy jestem w ich towarzystwie, choć zawsze dorzuci swoje trzy knuty. Nie potrafi tego powstrzymać. Naprawdę jest porównywalnie mądry do Hermiony? – Spojrzała uważnie na chłopaka.
Dean pokiwał głową.
– Może nie rzuca regułkami z podręczników jak różdżka Snape’a zaklęciami, jednak potrafi więcej niż przeciętny uczeń wiedzieć powinien.
– Pewnie Malfoyowie tak mają. Kazali wyuczyć synalka, nim poszedł do szkoły. – Ginny oparła się głową o klatkę piersiową Deana. – Ładnie razem wyglądają, prawda? – Spojrzała w jego zielone oczy i po raz kolejny się nimi zachwyciła. Były tak hipnotyzujące, że to aż niemożliwe, żeby naturalnie miały taki odcień. Zauroczył ją najpierw swoimi oczami, później wspaniałą osobowością. Nic więcej się dla niej nie liczyło.
– Mhm – wymruczał w odpowiedzi. – Ale nie licz na to, że się zejdą, ani nawet nie sugeruj w pobliżu żadnego z nich. Malfoy nie byłby pocieszony, gdybyś swatała go z Hermioną – ostrzegł.
– Ale no zobacz tylko! – Machnęła ręką w ich kierunku. – Tacy mądrzy, tak ładnie wyglądają i nawet się dogadują!
– Ginny, musi jeszcze zaistnieć między nimi uczucie miłości, a na to nie masz co liczyć – oznajmił, obejmując ją w talii. Ona odwróciła się do niego twarzą i spojrzała z zacięciem w twarz.
– Trzeba dać im szansę, Dean. Musimy ich jakoś zeswatać, proooszę! – Wyglądała na tak poruszoną, że nie mógł się na nią napatrzeć.
– Słonce, ja ci tylko dobrze radzę, nic nie rób. To Ślizgon.
– No ale, Dean! Wy wszyscy jesteście do nich uprzedzeni – oznajmiła naburmuszona, zsuwając się z jego kolan i siadając obok. – Rozmawiałam z nimi nie raz i może są bardziej skryci niż my, to prawda, ale zauważ, jacy z nich świetni przyjaciele! Malfoy, Zabini i Parkinson trzymają się razem od początku, nie widziałam ani razu, ani razu, Dean!, żeby byli skłóceni. Takie coś nie zdarza się nawet Hermionie, Harry’emu i Ronowi!
Chłopak spojrzał na nią i tylko zacisnął szczęki. Nie podobało mu się, że zadaje się z tymi gogusiami, ale nie mógł jej tego zabronić. On miał swoje małe zboczenia, ona swoje i takimi siebie akceptowali. Jednak nawet ona nie zmieni jego zdania. Zbyt wiele złego doświadczył od tych popaprańców, żeby uwierzyć jej na słowo. Jeszcze jest za wcześnie.

– Uwaga, uwaga! – Blaise Zabini wystąpił na środek i wszystkie światła skupiły się na nim. – Zebraliśmy się tutaj… – zaczął i nagle parsknął śmiechem. – Żartowałem, nie jesteśmy na żadnej stypie! – krzyknął, a obecni zaczęli klaskać i gwizdać. – Świętujemy siedemnaste urodziny Hermiony Granger! – Światło objęło swoim zasięgiem uśmiechniętą solenizantkę. – Granger, zapraszamy na środeczek! Chcemy w końcu skosztować tego pięknego tortu – powiedział, przyciągając ją do siebie i stawiając naprzeciw ciasta. – No, ludki, a teraz śpiewamy!
Po odśpiewaniu „Niech nam czarownica żyje” 2 i zdmuchnięciu świeczek za pierwszym razem, wybuchły radosne okrzyki. Hermiona promieniała radością, zgodnie ze słowami piosenki. Machnęła różdżką i przed każdym pojawił się kawałek tortu, który prawie każdy zjadł ze smakiem. Skrzaty naprawdę się spisały.

– Hermiono! Miałam ci to przekazać wcześniej, ale wyleciało mi z głowy. – Lavender przeciskała się do niej między tańczącymi osobami. Przyjęcie trwało już od ponad godziny i niektórzy skosztowali więcej trunków wyskokowych niż powinni, co rzucało się w oczy. – Sowa czekała na ciebie, kiedy przyszłam po kolacji do dormitorium i pomyślałam, że albo jej nie zauważyłaś, albo przyleciała, po tym, jak wyszłaś – wesoło trajkotała Brown, wyciągając w jej stronę zamkniętą białą kopertę. – Była też jakaś paczka, ale ją chyba wolałabyś obejrzeć na spokojnie. W sumie to listu także mogłam nie przynosić… – Lavender zmarszczyła brwi. – Przepraszam, jeśli nie chciałaś czytać tego teraz. – Podrapała się po głowie, a Hermiona obserwowała koleżankę z uśmiechem. Gryfonka potrafiła wyrzucać z siebie słowa z niesamowitą szybkością. Mało kto potrafi ją przegadać, a jeśli w porę nie zatamuje się tego potoku, bardzo możliwe, że wcale nie dojdzie się do głosu. – Trudno, chyba nie masz mi tego za złe? – Spojrzała na solenizantkę wielkimi, wytuszowanymi oczami, oczekując odpowiedzi.
– Coś ty – zaprzeczyła. – Dziękuję, że o mnie pomyślałaś. – Uśmiechnęła się do koleżanki. – Tak w ogóle to nie zdążyłam podziękować ci za ten cudny prezent – rzekła Hermiona, łapiąc się za naszyjnik zawieszony na szyi. – Naprawdę pomysłowe i przydatne.
Lavender rozpromieniła się.
– Prawda? Cieszę się, że ci się podoba. A wiesz, że Zabini nie chciał mnie wpuścić, bo nie miałam przy sobie prezentu? – zaśmiała się, a rozbawiona Hermiona pokręciła głową. – Bardzo poważnie podszedł do swojej roli organizatora imprezy. Nie spodziewałam się, że będzie tak fajnie.
– Szczerze powiedziawszy, ja również – przyznała Hermiona. – On jest niemożliwy, serio. Nigdy bym nie pomyślała, że można z nim pożartować. Z tego, co zauważyłam, czasami jest strasznie uparty. Te zaproszenia na początku miały wyglądać zupełnie inaczej – dodała, drapiąc się po ręce, w której spoczywała koperta.
Porozmawiały jeszcze chwilę i Lavender została wyciągnięta na parkiet przez przystojnego Puchona. Jednak Granger długo nie doskwierała samotność. Zaraz znaleźli się przy niej Ginny z Deanem.
– Co tam trzymasz w ręce? – spytała Ginny, lekko podrygując w takt muzyki. Trzymała dłoń Deana, który także się rytmicznie kiwał.
Hermiona zerknęła na list i szybkim ruchem go otworzyła. Światło było trochę przytłumione, więc musiała wytężyć wzrok, jednak po latach praktyki nie miała z tym najmniejszego problemu. Zastanawiała się, że nie ma jeszcze żadnej wady wzroku – w końcu po takim nadwyrężaniu oczu coś musiało się w nich uszkodzić. Może niedługo będzie zmuszona zakupić okulary? Dziwnie by się czuła i – póki co – nie wyobraża sobie tego momentu. Przebiegła szybko tekst i, skończywszy, uśmiechnęła się.
– Ian przysłał życzenia. Jeszcze nie wyjechał z Londynu, ale za dwa tygodnie rozpoczyna pracę w paryskiej kancelarii – wyjaśniła radośnie. List wprawił ją w dobry humor. Cieszyła się, że nie zapomniał, jak to miewają niektórzy bracia – choćby Ron. Nie rozumiała, jak można mieć tylko jedną siostrę i nie pamiętać o jej urodzinach? Ale to jest Ron, on jest zdolny do wszystkiego.
– Temu to fajnie, już nie musi się uczyć – rzekła Ginny z zazdrością.
Hermiona spojrzała na nią z rozbawieniem.
– Gin, ty chyba nie sądzisz, że po skończeniu Hogwartu w ogóle przestaniesz się uczyć? Ian wybrał sobie taki zawód, w którym potrzebna jest ogromna wiedza i z przeszłości, i z teraźniejszości. Szczególnie, jeśli chodzi o politykę, działalność gospodarczą czy też sprawy majątkowe lub rodzinne. Znajomość odpowiednich przepisów jest podstawą w jego pracy, ale on czuje się w tym jak ryba w wodzie.
Ginny westchnęła głośno i z uśmiechem powiedziała:
– Na szczęście zawodowemu graczowi quidditcha nie potrzebna jest znajomość historii.
Hermiona parsknęła. Ginny nie cierpiała historii, o czym niejednokrotnie wspominała, ale za to była świetna w zaklęciach i urokach, dlatego Granger wciąż stara się namówić ją, aby rozważyła posadę łamacza klątw. Chociaż w tym zawodzie znajomość przeszłości dzieł, nad którymi aktualnie łamacz pracuje, także zajmowała duże miejsce i panna Weasley musiałaby pokonać swoją niechęć. Jednak to byłoby małe poświęcenie – a nuż to by ją zaciekawiło? Mogłaby wieść ciekawe i pełne niespodzianek życie.
– Gin, historia jest ważną częścią każdego zawodu – oznajmił poważnie Dean, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Chłopak westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem, i wyjaśnił: – Choćby i biorąc pod uwagę quidditch. Jeśli chcesz zastosować jakieś zwody, musisz najpierw dowiedzieć się, czy już wcześniej nikt ich nie wymyślił i czy nie są zakazane. Dowiesz się tego, kiedy pogrzebiesz w przeszłości, nieważne, tej bliższej czy dalszej, ale wciąż przeszłości.
– To ma sens. – Ginny pokiwała głową, w zamyśleniu gryząc się po wewnętrznej stronie policzka. Dean uśmiechnął się, aż zaiskrzyły mu oczy. Lubił, kiedy doceniała jego wiedzę. Z uwagi na to, że bardzo interesował się rycerstwem, historia była ważną częścią jego życia. Nie chwalił się tym na prawo i lewo – co powiedzieliby koledzy, gdyby przyznał, że ciekawią go wykłady Binnsa? Prędzej sam pozwoliłby się w niego zamienić niż na to pozwolić.
– Hermiono, cudna impreza – powiedział z uśmiechem, który odwzajemniła. – A ty, Ginny – spojrzał na swoją partnerkę – chodź – rzucił, ciągnąc ją na środek. – Dziewczyna poddała mu się zupełnie, wtulając w jego ciało i kładąc głowę na ramieniu.
Hermiona usiadła na pobliskim murku, kładąc list obok, i przyglądała się tańczącej parze. Cieszyła się, że przyjaciółka znalazła swoją drugą połówkę. Oni naprawdę dobrze się dogadywali i, mimo różnic, byli zgodną parą.
– O czym myślisz?
Cichy głos wyszeptany wprost do jej ucha spowodował, że nieznacznie podskoczyła.
– Ron! Nie strasz mnie tak – zbeształa go, a rudzielec wyszczerzył się radośnie. W jego ruchach jednak było coś napiętego.
– Co się stało? – spytała, marszcząc brwi.
Zdziwił się i pokręcił głową.
– A miało się coś stać? Nic się nie stało – szybko odpowiedział.
Uniosła brwi, ale postanowiła nie drążyć tematu.
– Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami.
Przyglądał jej się przez chwilę, po czym wskazał murek.
– Mogę?
Kiwnęła głową, uważnie mu się przyglądając. Szybciej oddychał, a jego twarz była napięta. Dawno nie widziała, żeby był tak zestresowany. Postanowiła poczekać, aż sam rozpocznie rozmowę.
– Wiesz… zauważyłem, że niezbyt dobrze bawisz się na swoich urodzinach – powiedział nagle po minucie milczenia, patrząc jej prosto w oczy.
– Ja? Zdaje ci się. Naprawdę mi się podoba – odrzekła. To była prawda. Co chwilę ktoś do niej podchodził i zagadywał, tańczyła parę razy, wypiła kilka toastów wzniesionych na jej cześć – nie wyobrażała sobie lepszego dnia.
– No, mi też – wymamrotał, odwracając wzrok.
Co jest grane?, przeleciało jej przez myśl.
– Ron, o co chodzi? Tylko nie wykręcaj się tym razem – ostrzegła ostrym tonem.
Chłopak westchnął głęboko i w końcu na nią spojrzał.
– Ja… Hermiono, nie wiem, jak to powiedzieć…
O nie…
Zmieszana tym razem to ona odwróciła wzrok, rumieniąc się.
– Tak sobie pomyślałem… wiem, to głupie, ale… – cały czas się plątał w myślach, nerwowo splatając palce. – Chciałem ci powiedzieć, że bardzo ładnie wyglądasz – wydusił z siebie i wypuścił powietrze z ulgą.
Hermiona odważyła się na niego spojrzeć.
– I to miało być takie głupie? – spróbowała zażartować, na co on lekko się uśmiechnął. – Dziękuję. Ty też wyglądasz niczego sobie – powiedziała, a jego uśmiech powiększył się dwukrotnie.
– Czyli ty też? Merlinie, Hermiono, nawet nie wiesz, jak mi ulżyło – odparł z uśmiechem, kładąc rękę na klatce piersiowej i wypuszczając głośno powietrze. – Myślałem, że tylko ja czuję…
– Ee… Ron? – Hermiona wpatrywała się w niego z szokiem. – Chyba nie myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz?
Ron zaczerwienił się po koniuszki swoich rudych włosów.
– Czyli ty nie… – wybąknął, jeszcze bardziej czerwieniejąc. – Rany, czuję się tak cholernie głupio – wyznał, chowając twarz w dłoniach.
Hermiona poklepała go po plecach.
– Przykro mi. Jesteś wspaniałym przyjacielem i niech tak zostanie, dobrze? Nikt nie potrafi mnie rozśmieszyć tak, jak ty, pamiętaj o tym. – Zrobiło jej się go żal. Nie jest przyjemnym uczuciem, zostać odrzuconym. Dodatkowo przez chwilę był przekonany, że ona odwzajemnia jego uczucia. Podwójny cios.
– Dziękuję, że mnie nie wyśmiałaś – wymamrotał, podnosząc głowę.
– Ron, tu nawet nie ma się z czego śmiać – powiedziała poważnie, patrząc mu w oczy. – Naprawdę schlebia mi, że ci się podobam – rudzielec zarumienił się ponownie, ale odważnie utrzymywał kontakt wzrokowy – ale ja kocham cię jak brata i nic tego nie zmieni.
– Naprawdę mnie kochasz? – spytał wzruszonym głosem.
– Tak, Ron. Ale jak brata, pamiętaj.
Westchnął i uśmiechnął się smutno.
– Dobrze. Postaram się. – Westchnął ponownie i zgarbił się. – To tak strasznie boli, Hermiono…
– Och, chodź tu. – Przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. – Z czasem będziesz odczuwał to coraz mniej, aż niedługo zauroczysz się inną dziewczyną i zapomnisz o mnie.
– Nigdy o tobie nie zapomnę – wymamrotał w jej ramię.
Hermiona wywróciła oczami. Teraz tak mówi, a za tydzień będzie wszystko po staremu, pomyślała z ulgą.
– To może skoro już tu ze mną siedzisz, zatańczymy? – zaproponowała, chcąc skończyć ten przygnębiający temat. Machnęła różdżką i przeniosła list do dormitorium. Właśnie rozpoczynała się jakaś energiczna piosenka. Przytaknął i już po chwili wirowali w tańcu, udając, że przed chwilą nic się nie stało.

***

– Witajcie, Granger i Wiewiórko. – Blaise Zabini uśmiechnął się do nich promiennie. Właśnie szły spokojnie na śniadanie. Od urodzin Hermiony minęły dwa dni, w ciągu których wiele osób zaczepiało ją na korytarzu, pytając, kiedy powtórka. Było jej bardzo miło, że z taką chęcią wspominają to przyjęcie. Dostała tyle prezentów, że nie zdążyła ich jeszcze rozpakować. Pozostawiła to na weekend.
– Witaj, Zabini – przywitała się Hermiona.
– A co ty tu robisz i to o tak wczesnej porze? Lochy przecież są kilka pięter niżej – zdziwiła się Ginny. – I to kompletnie sam? Gdzie twoja świta?
Ślizgon uśmiechnął się uroczo.
– Miałem interesy do załatwienia, a moja, jak ich nazwałaś, świta, powędrowała do Wielkiej Sali, bo nie mogą się doczekać przybycia pozostałych reprezentantów – wyjaśnił. – Chociaż dyrektor mówił, że goście przyjadą dopiero po śniadaniu, ale to narwane stworzenia i do nich nic nie dochodzi, kiedy im na czymś zależy. W tym są do siebie podobni.
– Dyrektor nic nie mówił, o jakiej porze przybędą uczniowie innych szkół. Skąd masz takie informacje? – spytała podejrzliwie Hermiona.
Blaise zrobił minę, jakby miał ochotę uderzyć się w twarz za bezmyślność.
Cholera. Nigdy nie potrafię się w porę zamknąć, pomyślał.
– Ee… nie mówił? To pewnie coś mi się przesłyszało – powiedział naprędce. Hermiona nadal przyglądała mu się podejrzliwie, a Ginny założyła ręce na piersi.
– Właśnie, Zabini. Trzeba uważać na to, czego się słucha.
– Jak niby mam uważać na to, co słyszę? – zakpił. – Kiedyś Draco, chyba w drugiej klasie, rzucił na łóżko Crabbe’a zaklęcie wyciszające tak mocne, że biednego Vinniego ogłuszyło na cały dzień. – Zaśmiał się gardłowo. – Snape wkurzył się na niego, ale nic nie powiedział poza: „Następnym razem upewnij się, że używasz poprawnej formuły, panie Malfoy” – skończył z uśmiechem i po chwili podrapał się po głowie. – Ale po co ja wam to mówię?
Dziewczęta się zaśmiały.
– Widocznie wzbudzamy twoje zaufanie, Zabini – stwierdziła Hermiona z uśmiechem, a Ginny jej przytaknęła.
Zabini parsknął.
– Taak, bo Gryfonki są warte zaufania – zakpił, kręcąc głową. – Raczej zbyt ufne, powiedziałbym.
– Czy ty coś sugerujesz? – Ginny zmrużyła groźnie oczy.
– Oczywiście. Was wszędzie można zaciągnąć na piękne oczka – oznajmił lekkim głosem. – Zaraz zaciągnę was za jakąś zbroję i użyję swoich diabelskich mocy.
– Czy ty zawsze i wszędzie musisz wtrącić coś o diabłach i jego otoczeniu? – spytała zrezygnowana Hermiona. Właśnie dochodzili do Sali Wejściowej.
– Taka moja diabelska natura, Granger. Pogódź się z tym lub wal głową w mur, ale nie obiecuję, że pomoże. – Uśmiechnął się szeroko, a z oczu tryskały mu iskierki rozbawienia.
Ginny parsknęła śmiechem, a kilkoro uczniów zwróciło na nich uwagę. Nadal trudno było im się przyzwyczaić do widoku jakiegokolwiek Gryfona i Ślizgona idącego razem.
Dotarli do Wielkiej Sali i zajęli swoje miejsca. Podczas śniadania każdy siedział jak na szpilkach, często zerkając w kierunku wejścia.
– Moi drodzy – zaczął dyrektor tuż po zakończeniu posiłku. – Zauważyłem, że już nie możecie się doczekać naszych gości… Argusie, jeśli mógłbyś – zwrócił się do woźnego, który pokuśtykał do drzwi i je otworzył na oścież. – Powitajcie reprezentantów Akademii Magii Beauxbatons i ich dyrektorkę, madame Maxime!
Do pomieszczenia płynnym ruchem weszła grupa nastolatków ubranych w błękitne mundurki i takiego samego koloru berety. Za nimi kroczyła dumnie postawna olbrzymka, która – zauważywszy Hagrida – szeroko się do niego uśmiechnęła. Każdy z  przybyłych uczniów szedł delikatnym, niewymuszonym krokiem, szeroko się uśmiechając do uczniów Hogwartu. W dłoniach trzymali różdżki uniesione na wysokość ramienia i co trzy kroki wystrzeliwali z nich złote gwiazdki.
– Jakie one piękne… – wyszeptał Ron, nie odrywając wzroku od powabnych Francuzek. Hermiona się zaśmiała – nie mówiła, że tak będzie?
Ostatnia osoba wystrzeliła multum złotych iskierek, które uformowały się nad nimi w godło Beauxbatons – dwie skrzyżowane różdżki tryskające trzema gwiazdkami. Całego pokazu dopełniały ptasie trele, które ustały, gdy wszyscy skończyli swą wędrówkę przed stołem prezydialnym. Uczniowie przywitali ich brawami, a Dumbledore wskazał miejsca, jakie mają zająć, i po chwili zamieszania czekali w ciszy na kolejnych gości.
Drzwi ponownie się otworzyły i tym razem ujrzeli idących w mieszanych parach młodych czarodziejów ubranych w dopasowane krwistoczerwone szaty z czarnymi wstawkami. Wyglądali bardzo poważnie z zaciętymi minami i różdżkami wyciągniętymi jakby w przygotowaniu na pojedynek. Drzwi zamknęły się za trzynastoma dwójkami. Nagle usłyszeli uderzenie gongu i pierwsza para – jasnowłosa dziewczyna średniego wzrostu i krępej budowy chłopak – wystrzelili z różdżek czerwone świetliste groty, które skrzyżowały się na wysokości około trzech metrów nad ziemią i rozbłysły krwistą poświatą, rozchodzącą się półkolem przez całą Wielką Salę.  W momencie, gdy pomieszczenie wypełniło się czerwienią, druga dwójka – dobrze zbudowani chłopak i dziewczyna – przyklęknęli każde na jednym, zewnętrznym kolanie, opierając łokieć na drugiej nodze i schylając głowę. Trzecia para – oboje atletycznie zbudowani – zrobiła nabieg i wybiła się z pleców kolegów, robiąc w powietrzu salto i wyrzucając w stronę pozostałych uczniów Durmstrangu czarne pnącza, które natychmiast splotły pięć par. Zgrabnie wylądowali na palcach i dalej ruszyli ku stołowi prezydialnemu, jakby nic się nie stało. Splątane osoby stanęły jak spetryfikowane. Usłyszeli drugi gong, po którym kolejne dziesięć osób podeszło do związanych i przystawiło różdżki do ich głów. Stanęli w ten sposób, że dziewczęta pilnowały chłopców, chłopcy dziewcząt, a między nimi było dość miejsca do przejścia. Gdy wybił trzeci gong, drzwi rozwarły się i dwie młode czarownice oraz dwóch młodych czarodziejów wprowadziło do środka niską i szczupłą kobietę o ostrych rysach twarzy i krótkich włosach. Ubrana była w czerwono-czarny kostium, który dopełniała peleryna w takim samym kolorze.
– Czemu nie ma Karkarowa? – spytał półgębkiem Neville siedzącego obok niego Seamusa. Gryfon zafascynowany wpatrywał się w dyrektorkę Durmstrangu.
– Przecież Karkarow nie wrócił do szkoły już po Turnieju Trójmagicznym. Musieli wybrać kogoś nowego – wyjaśnił Finnigan, wciąż oniemiały wpatrując się w przechodzących obok niego gości. Neville przytaknął głową w zrozumieniu.
Gdy goście doszli do wcześniej ustawionych uczniów, więzy zniknęły, a oni zaczęli iść za nimi. Po chwili znaleźli się przed stołem prezydialnym, gdzie zostali obdarzeni gromkimi brawami. Zajęli wskazane miejsca.
Drzwi stanęły otworem jeszcze raz. Tym razem ujrzeli wysokiego mężczyznę o bujnych brązowych włosach, za którym w równym rzędzie szły dziewczęta w jasnofioletowych szatach sięgających kostek. Na głowach miały czarne tiary z fioletowymi lamówkami. Chłopcy  kroczyli z dumnie wypiętą piersią za koleżankami. Ich szaty były koloru ciemnofioletowego, nakrycia głowy mieli takie same. Dyrektor Uniwersytetu Salem uniósł różdżkę i wykonał nią jakiś skomplikowany ruch, w którego następstwie fioletowe smugi zaczęły krążyć między wszystkimi zgromadzonymi. Gdzieniegdzie usłyszeć można było westchnienia zachwytu. Profesor Sprout delikatnie próbowała pochwycić dym, lecz zniknął tak szybko, jak się pojawił. Po jego obecności został tylko zapach wrzosów. Uczniowie Salem machnęli różdżkami i trzydzieści fioletowych grotów połączyło się pod sklepieniem Wielkiej Sali, tworząc wielkiego, wijącego się węgorza.

– Witamy serdecznie wszystkich przybyłych gości! – zaczął Dumbledore, kiedy Amerykanie zasiedli po gromkich brawach. – Mam nadzieję, że ten rok będzie owocny w nowe znajomości i przyjaźnie oraz że miło będziecie wspominać spędzony tutaj czas – powiedział radośnie, poprawiając okulary. – Skoro jesteśmy już w komplecie, mogę zdradzić datę pierwszego zadania – przerwał, a w powietrzu dało wyczuć się rosnące napięcie. – Otóż… piątego października w samo południe zapraszam was do Wielkiej Sali. Z dyrektorami Maxime, Lebiediew oraz Osborne postanowiliśmy dać wam czas na oswojenie się z nowym miejscem i ludźmi. Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia – zakończył. Uczniowie zaczęli wymieniać między sobą różne uwagi, a reprezentanci postanowili się zapoznać.
Obok Hermiony usiadła szczupła Francuzka, Colette Puissant. Miała złociste włosy, które spięła w wymyślny kok. Ron nie mógł oderwać od niej wzroku.
Ruszyli  w stronę błoni we czwórkę – ona, Colette, Harry i Ron.
– Więc, Colette, jak minęła podróż? – zagadnęła Gryfonka, miło się uśmiechając.
Dziewczyna również się uśmiechnęła.
– Dobzi, ale ‘ochię moi smutna, żie nie ma tutai amie – odpowiedziała, smutniejąc.
– My się tobą z chęcią zajmiemy – zaproponował bez namysłu Ron. Colette uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Nap’awdi? – spojrzała na niego swoimi wielkimi niebieskimi oczami. – Merci, ‘On – rzekła z ulgą. – Excusez-moi za moi ęngilski. – Zarumieniła się.
Je parle français3 – powiedziała Hermiona z uśmiechem, napierając ciałem na drzwi wyjściowe z zamku. Colette spojrzała na nią z dziecięcą radością i aż zaklaskała w dłonie.
Magnifique4!
Chłopcy przyglądali im się z nic nierozumiejącymi minami, więc Hermiona wywróciła oczami i machnęła różdżką.
Translatio. Teraz rozumiemy się wszyscy, prawda? – rzekła z uśmiechem, przyglądając się pannie Puissant, która pokiwała głową.
– Dzięki, Hermiono. – Harry i Ron wyszczerzyli się radośnie.
– Także możemy swobodnie porozmawiać.
Usiedli pod rozłożystym dębem, który powoli tracił liście, rzucili na siebie zaklęcie rozgrzewające i Colette została zasypana gradem pytań, na które natychmiast zaczęła z chęcią odpowiadać.
Wielu studentów także postanowiło pozwiedzać błonia, oprowadzając nowych znajomych. Zazwyczaj grupka uczniów Hogwartu zapoznawała kilkoro gości i w takim gronie spędzali ten pierwszy wspólny dzień.
______________________________
1 Kwiat lotosu symbolizuje boskość, urodzaj, bogactwo, wiedzę i oświecenie. Z uwagi na fakt, że roślina ta może odradzać się przez setki lat, jest ona także symbolem tryumfu, długiego życia i pomyślności. Płatki lotosu otwierają się wraz z pierwszymi promieniami słońca, a zamykają nocą. Podobnie umysł ludzki otwiera się, dzięki światłu wiedzy. Nieskalany błotem, w którym rośnie, kwiat ten symbolizuje także czystość serca i umysłu i przypomina w ten sposób, że człowiek – pomimo wszelkich niesprzyjających okoliczności – zawsze powinien zachowywać wewnętrzną czystość. [źródło: http://www.dotykindii.pl/category/kultura/kwiat-lotosu/]
2 Specjalna piosenka na siedemnaste urodziny. Leci to mniej więcej tak:
[melodia wedle uznania]
Kończysz dziś siedemnaście laaat, masz przed sobą cały świaaat.
Żyj nam w zdrowiu i radości (i radości) – uśmiechaj się każdego dniaaa!
Zapamiętaj ten dzień!
U-u-u, niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – spotka czarodzieja miłego, wesołego, zabawnego.
Niech nam czarownica żyje, rośnie w siłę, magią bije – znajdzie swą drogę w świecie, szczęściem i radością pro-mie-nie-je!
Istnieje również wersja dla osobnika płci męskiej, jednak teraz nie jest to istotne ;)
3 (fr.) Ja znam francuski.
4 (fr.) Wspaniale!



25 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie piszesz :).Ja próbuje pisać ale mi nie wychodzi :(.Powodznia i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Na pewno oceniasz się zbyt surowo, ale pamiętaj o tym, że ćwiczenie czyni mistrza ;D
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  2. świetny rozdział. :)
    polubiłam Diabełka i mam nadzieję, że zaprzyjaźnią się z Hermioną.
    ciekawe jak to będzie ze swataniem Malfoy'a i Granger ? :D
    czekam na kolejny wspaniały rozdział, życzę weny *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że postacie się podobają. Także lubię Blaise'a, a szczególnie o nim pisać :D Co do Malfoya i Granger... wszystko przyjdzie z czasem :D
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  3. Och, ten rozdzial byl zachwycajacy *.* i przy tym taaaaaki dlugi - naprawde cie podziwam, ze udalo ci sie napisac rozdzial na tyle stron. Wspaniale opisalas impreze urodzinowa i rozmowy gryfonow ze slizgonami :D Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :)
    Pozdrawiam
    Flo :*

    historia-hermiony-riddle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie :D Sama się sobie dziwię, że wyszedł taki długi xD Jednak musiałam zawrzeć w nim to, co zaplanowałam, i się udało ;) Co do imprezy - sądzę, że chwila rozrywki nikomu nie zaszkodzi.
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  4. Na początku muszę to napisać: Jakże się cieszę, że już dodałaś rozdział! I to w dodatku taki długi!
    Bardzo fajnie wymyśliłaś to zaprezentowanie się wszystkich szkół, zwłaszcza to z tym kwiatem. :) Impreza urodzinowa fajnie wyszła - Boże, jak ja lubię Zabiniego! A jaki mi się spodobał ten pomysł ze swataniem... byłoby super, gdyby Ginny jednak się zdecydowała i ich zeswatała - ekstra pomysł. A ta rozmowa z Malfoy'em... mmm :3 Ogólnie bardzo mi się podobają te relacje Ginny i Hermiony ze Ślizgonami.
    Rozdział jak zwykle jest fenomenalny i już to pisałam - masz ogromny talent. Sumując: Rozdział estetyczny, ładny, fenomenalny, bez błędu. Czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnego rozdziału, który z pewnością będzie równie niesamowity. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo, dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodzisz, słodzisz - dziękuję ;D Przyznam szczerze, że te prezentacje najtrudniej przyszło mi napisać. Szczególnie jeśli chodzi o Durmstrang i Salem. Jak może zauważyłaś, każda ze szkół zaprezentowała coś, w czym jest dobra i co jest z nimi związane. Nawet te kwiaty i węgorz :D Pomyślałam, że profesor Sprout będzie odpowiednia do fragmentu o zapachu wrzosów - w końcu uczy zielarstwa ;D Staram się łączyć wydarzenia w jakiś sposób i każdemu nadawać głębszy sens, niż się początkowo wydaje.
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  5. Wspaniały rozdział. :>
    Ah.. Malfoy zachwycający się Hermanji oraz ona nim.. Francuzka.. Ron wyznający miłość.. Nieźle. :D
    Czekam na następny. :)

    dramionezawszeinazawsze.blogspot.com - zapraszam ; >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię ;) Raczej nie zachwycali się sobą, chciałam bardziej ukazać, że potrafią zachowywać się wobec siebie kulturalnie, jeśli sytuacja tego wymaga (i Draco nikogo nie obraża ^^). Wątek z Ronem zaczął się już wcześniej, wprowadzałam subtelne znaki - nie wiem, czy były tak oczywiste, jak mi się wydawało? ;D
      A Colette odegra jeszcze swoją rolę, myślę, że się spodoba ;D
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  6. świetny!kiedy nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam już pisać kolejny rozdział, lecz nie wiem, ile mi to zajmie, bo jestem w trakcie przeprowadzki - jednak myślę, że końcówka maja/początek czerwca to będzie ten czas :)

      Usuń
  7. Nie jest tajemnicą że mam słabość do historii dramione i muszę przyznać że mnie zaciekawiłaś.
    Na początek bardzo długie notki co dla mnie jest bardzo ciekawe.
    Niesamowicie zaintrygowały mnie relacje Gryfonek ze Ślizgonami
    W ogóle podoba mi się również sam pomysł, który wprowadziłaś sie w opowiadanie.
    Wyróżniasz się a ja należę do osób, które cenia w sobie bardzo oryginalność, co można bardzo rzadko spotkać.
    I tym mnie ujęłas naprawdę gdyż historia jak mało która jest naprawdę oryginalna i ciekawa.
    Jestem pod wrażeniem Twego talentu i uważam że mnie na pewno go brakuje.

    pozdrawiam serdecznie.

    http://pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa, rosmaneczko :) Swoją przygodę z FF rozpoczynałam właśnie od Dramione, więc sentyment pozostał. Staram się być oryginalna, nie powielać schematów i rozwiązywać problemy na swój sposób, choć przyznam, że radosny Blaise jako przyjaciel Draco bardzo mi przypasował i wykorzystałam go u siebie.
      Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :)
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń
  8. Świetny rozdział ;D
    Musze przyznać, że wciągnęło mnie twoje opowiadanie ;)
    Mam nadzieje, że nowy rozdział pojawi się niebawem ♥
    Zapraszam tez do siebie ;)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog został dodany do Stowarzyszenia.
    Zapraszamy do udziału w życiu bloga. Pozdrawiam serdecznie.
    Ross.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, nie widzę tutaj jakiejś zakładki na spam i informacje, więc zdecydowałam się napisać pod rozdziałem. Jestem byłą stażystką z bloga oceny-opowiadan.blogspot.com i niestety byłam zmuszona porzucić ocenianie, więc Twoje opowiadanie trafiło do wolnej kolejki. Za utrudnienia i niedogodności najmocniej przepraszam,
    N.W.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój komentarz nie będzie zbyt elokwentny: Hahaha, uśmiałam się miejscami! Poza tym uwielbiam Blaise'a! Hahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Na Cissy Graphics pojawiło się Twoje zamówienie. Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem troszkę niecierpliwa, więc wybacz, że pytam, ale nie mogę się już doczekać! :) Kiedy nowy rozdział? Mam wielką nadzieję, że już niedługo. :) Pozdrawiam i życzę duuuuuużo weny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed wakacjami, przepraszam za zastój, ale brak Internetu to zło :)

      Usuń
    2. Znam to :) Czekam cierpliwie i dziękuję za informację ;)

      Usuń
  14. Witaj, tu Krystaliczna z betowanie.blogspot.com
    Przykro mi to mówić, ale skoro się nie odzywasz, mimo moich dwóch maili do Ciebie, jestem zmuszona poinformować, że jednak nici z naszej współpracy. W razie, gdybyś jednak postanowiła kontynuować opowiadanie (trochę przestarzały masz ostatni rozdział) i wciąż będzie zależeć Ci na becie, zapraszam :)
    Serdecznie pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpisałam Ci na maila, mam nadzieję na pozytywny odzew mimo zastoju :)

      Usuń

Lileen czeka na opinie, gdyż nie wie, w czym jest dobra, a nad czym musi jeszcze popracować. Zatem zachęca do skrobnięcia kilku wyrazów od siebie, choćby z wiadomością, co się podobało ;)