Z rozdziału na rozdział pobijam samą siebie. Tym razem rozdział liczy aż 15 stron. Cieszę się, że mogę tyle pisać, ale boję się, kiedy wena odejdzie (tfu! tfu!, aby nie zapeszyć) i nie będę w stanie tyle znowu pisać. Mam nadzieję jednak, że nic takiego nie nastąpi. Opowiadanie powoli się rozwija, myślę, że będziecie w miarę zadowoleni.
Pozdrawiam i pamiętajcie, że komentarze karmią wena!
Lileen
***
Tydzień mijał spokojnym
rytmem. Każdy musiał przyzwyczaić się z powrotem do szkoły. Wielu nauczycieli
już zadawało eseje, szczególnie piąto- i siódmorocznym, na których czekały w
tym roku egzaminy. Dlatego uczniowie korzystali z wolnych chwil, kiedy tylko
się dało, okupując błonie w czasie przerw i po zakończeniu zajęć.
W wieży Gryffindoru panował
spokój. Kilka osób siedziało przy stolikach i kończyło swoje prace. Hermiona
Granger westchnęła, odkładając pióro i rozmasowując nadgarstek. To wypracowanie
dla Flitwicka było długie. Mimo że profesor chciał jedynie dziesięciu cali,
temat czaru zamrażającego ją pochłonął i musiała przedstawić swoje zdanie,
dokładnie wszystko opisując.
Harry i Ron, zobaczywszy, że
Hermiona sięga do torby po dodatkową książkę, postanowili wyciągnąć ją na
świeże powietrze. Mieli już serdecznie dość siedzenia w zamku.
– Hermiono, nie waż się brać
ze sobą żadnych książek! – ostrzegł Harry. – Idziemy się zabawić.
– To w takim razie, ja nie
idę – powiedziała i próbowała wyszarpnąć się z uścisku Rona, lecz rudzielec
miał więcej siły niż ona i jej starania spełzły na niczym. – Ron, puść mnie.
– Nie ma mowy – odpowiedział
zadowolony, przyciągając ją do siebie. – Idziemy pobawić się w berka. –
Uśmiechnął się tak, że nie mogła już dłużej się stawiać.
– W berka? Ja już widzę tego
berka – stwierdziła, ruszając w stronę dormitorium.
– No co? Nie podoba się? –
spytał, szczerząc zęby. – A ty dokąd?
– Muszę odnieść torbę.
Zaczekajcie chwilkę, zaraz będę z powrotem – powiedziała i już jej nie było.
– Ona jest niesamowita – rzekł
zarumieniony Ron, kręcąc głową i uśmiechając się do Harry’ego.
– Niby czemu?
– W jednej chwili stawia na
swoim i nawet Sam-Wiesz-Kto z śmierciojadkami nie zmusiliby jej do zmiany
zdania, a w drugiej widziałeś – wyjaśnił, wzdychając uśmiechnięty i wskazując
na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła ich przyjaciółka.
Harry pokiwał głową w
zamyśleniu.
– Takie są kobiety –
obwieścił z miną filozofa.
– I za to nas kochacie! –
dorzuciła Ginny, która właśnie przechodziła obok nich i usłyszała końcówkę
rozmowy. Zatrzymała się i uśmiechnęła szeroko, widząc prychającego brata. – No co? Może głupoty opowiadam? –
spytała zaczepnie, biorąc się pod boki.
– Gin! Tu jesteś! – Usłyszeli
Deana, a za moment zobaczyli go pędzącego w ich stronę.
– Co się stało? – Ginny
zmarszczyła brwi.
– Muszę ci coś powiedzieć! –
Złapał ją za ręce i spojrzał z przejęciem w oczy.
Ginny zmartwiła się nie na
żarty i oczekiwała jakiejś tragicznej wiadomości, a on nagle się uśmiechnął i
oznajmił:
– Idziemy na błonia! Zobacz,
jaka świetna pogoda. – Wyszczerzył się, a ona z uśmiechem i ulgą w oczach
pacnęła go ręką po głowie.
– No wiesz co? Tak bez powodu
mnie straszyć, to tylko ty potrafisz – powiedziała i wtuliła się w niego z
radością. – Ach, ten dreszczyk emocji. Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać,
i to w tobie uwielbiam. – Stanęła na palcach i cmoknęła go w usta. Dean się
rozpromienił i przytulił ją jeszcze mocniej.
Ron z Harrym wymienili zdegustowane
spojrzenia.
– Moglibyście tak nie przy
ludziach? – zwrócił uwagę zakochanym Ron.
Ginny spojrzała na niego
jednym okiem.
– Znalazłbyś sobie
dziewczynę, a nie nas pouczasz – odpyskowała Ginny, ponownie całując chłopaka.
– Jaki dajecie przykład młodszym?
Ślinicie się na środku pokoju wspólnego – narzekał dalej.
Dean wywrócił oczami.
– Dajemy doskonały przykład
zdrowego związku, Ron – powiedział spokojnie, chwytając rękę swojej dziewczyny
i lekko gładząc ją kciukiem. – I od kiedy lekki całus jest ślinieniem się?
Ron już otwierał usta, żeby
odpowiedzieć, ale przerwała mu Hermiona.
– To jak, gołąbeczki, idziecie z
nami? – powiedziała radośnie i się uśmiechnęła.
– A gdzie się wybieracie? –
spytała zaciekawiona Ginny.
– Chłopcy wyciągają mnie na
błona, bo Ron – tu spojrzała na Weasleya, który uśmiechnął się do niej
promiennie – pragnie zagrać w berka – wyjaśniła, zakładając bluzę.
Dean spojrzał na Ginny, która
kiwnęła ochoczo głową.
– Czyli załatwione. Gryfoni, za
mną! – powiedział Harry i grupa przyjaciół ze śmiechem na ustach pomaszerowała
ku wyjściu z zamku.
Tymczasem Draco Malfoy leżał
wygodnie z zamkniętymi oczami pod dębem,
opierając głowę na kolanach Pansy Parkinson. Dziewczyna gładziła bezmyślnie
jego włosy, zastanawiając się nad nadchodzącymi wynikami konkursu. Była pewna,
że ze Slytherinu nie zostanie wybrana ani jedna osoba.
W końcu po tym, jak odkryto
ilu rodziców, których dzieci są Ślizgonami, zostało skazanych do Azkabanu za
służbę Czarnemu Panu, nikt nie zaufa im na tyle, by pozwolić przebywać z uczniami
innych szkół. Westchnęła. Snape ich ostrzegał, że świat po wojnie nie będzie sielanką,
nawet jeśli stoją murem po stronie Dumbledore’a.
Uśmiechnęła się do wspomnień.
Gdyby jeszcze trzy lata temu ktoś powiedział jej, że sprzeciwi się woli
rodziców i ich „przyjaciół” oraz będzie chciała dołączyć do Zakonu Feniksa
zaraz po zakończeniu szkoły, wyśmiałaby tę osobę. Jednak cuda się zdarzają. I
to wszystko dzięki Severusowi Snape’owi. Mężczyzna bardzo przykłada się do swojej
roli opiekuna domu i kiedy ktoś ma jakiś problem, nieważne jakiej natury, czy
to nieszczęśliwa miłość, tęsknota za rodzicami albo podjęcie ważnej decyzji –
zawsze podopieczni mogą na niego liczyć. Może nie wydaje się być troskliwy,
lecz jak większość Ślizgonów jest skrytym człowiekiem, który nie chce ujawniać
innym swoich słabych, jak to określa,
stron. Właśnie dzięki rozmowom z profesorem Pansy zaczęła się zastanawiać nad
sensem dołączenia do Czarnego Pana. Kiedyś jej imponował swoją władzą i siłą, przez
którą prawie wszyscy czarodzieje bali się wymawiać jego imienia. Jednak kiedy
sam Severus Snape ośmielił się nazwać go psychopatą nieliczącym się z nikim i
umotywować te słowa, jej system wartości zaczął się chwiać. Dużo rozmawiała na
ten temat z Draco i Blaise’em, którzy także byli w podobnej sytuacji, co ona.
Może Zabini był w lepszej, bo jego matka nie wstąpiła do grona śmierciożerców,
lecz i tak nad Zabinim krążyły ciemne chmury. Draco miał oparcie w matce, lecz
ona nie potrafiła się twardo postawić mężowi i zakazać mu naciskania na syna.
Prawdę mówiąc, Lucjusz troszczył się o swoje dziecko i chciał dla niego jak
najlepiej, lecz skoro on sam stanął po stronie Voldemorta, wierzył, że jest to
odpowiednia decyzja i namawiał syna do tego samego. Gdyby nie fakt, że prawie
cały rok szkolny Draco nie widywał się z ojcem, utrzymując jedynie kontakt
listowny, Snape’owi pewnie nie udałoby się przekonać podopiecznych do poparcia
Dumbledore’a i Pottera. Na szczęście w końcu uwierzyli Snape’owi i całą trójką
postanowili wesprzeć „jasną” stronę. Mimo że sympatii do Złotego Chłopca nie
posiadali ani grosza, chłodno przekalkulowali jego osiągnięcia oraz słowa Snape’a
i stwierdzili, iż nielubiany Gryfon jest potężnym czarodziejem, który będzie
tym wygranym. Zrobili to ze ślizgońskim sprytem – wybrać to, co będzie najlepsze
w danej sytuacji. Jak widać, opłaciło im się, bo Snape miał rację i to oni
stoją po zwycięskiej stronie.
W pierwszej klasie
przedstawił im tylko jedną zasadę, którą powinni się kierować, a przetrwają w
Hogwarcie: Ślizgoni trzymają się razem.
Reszta domów jest wrogo do nich nastawiona, więc przynajmniej wśród swoich
muszą mieć zaufane osoby. Była to bardzo dobra rada, która niejednokrotnie
wyciągnęła ich z niedoszłych tarapatów.
Oczywiście, Ślizgon jak to
Ślizgon, wszędzie doszukuje się intryg i drugiego dna, trochę przypominając
paranoika, lecz po jakimś czasie potrafi otworzyć się na drugiego człowieka i
pozostać z nim w prawdziwej przyjaźni. Tak było z nią, Blaise’em i Draco.
Gdzieś tam kręcili się jeszcze Vincent i Greg, ale ta dwójka wolała własne
towarzystwo, jeśli przychodziło do zwierzeń. Ona, Zabini i Malfoy znali się jak
łyse konie. Po części ze względu na fakt, iż ich rodziny się przyjaźniły od lat
i były bardzo zamożne, ale również dlatego, że wzajemnie się uzupełniali.
Pansy robiła za głos
rozsądku, kiedy ci dwaj wpadali na świetne
pomysły, i zazwyczaj słuchali uważnie przyjaciółki, po czym sami zachęcali ją
do swojego planu. Potrafili być przekonywujący, gdy im na tym zależało. Draco
lubił się rządzić i wielką uwagę przykładał do reputacji, dlatego teraz bardzo
uważał na to, co mówi. Kiedyś nie doceniał wagi wypowiadanych słów i rzucał na
prawo i lewo przechwałkami o swoim ojcu oraz swoich osiągnięciach. Chyba pod
koniec trzeciej klasy zaczął być oszczędniejszy w słowach i powoli stawał się
typem spokojnego obserwatora, chociaż Potter, Weasley i Granger potrafili
doprowadzić go do utraty kontroli i w ich obecności pozbywał się swojego
obojętnego oblicza, nad którym tak pracował i pracuje nadal. Na szczęście z
każdym miesiącem potrafi panować nad swoimi emocjami coraz bardziej. Największe
postępy zrobił w piątej klasie, zapewne za pomocą ciotki Bellatriks, która
przedstawiła mu podstawy oklumencji. Blaise był ucieleśnieniem radości. Od
zawsze podśmiewał się z innych, nie raz, nie dwa narażając się przez to na złość
swoich ofiar. Jednak po czasie wiele osób przywykło do jego poczucia humoru i
zdobyli się na wysiłek docenienia takiego kompana. Mało kiedy ktoś potrafił
wyprowadzić go z równowagi na tyle, żeby wziął jego słowa do siebie. Miał
własne zdanie, którego mocno się trzymał, i nie pozwalał wskakiwać sobie na
głowę. Potrafił odpędzić się od natrętów, rzadko kiedy wpadał w zły humor.
Zwykle jemu przypadała rola pocieszyciela, którą bardzo dobrze wypełniał. Draco
i Pansy zawsze mogli na niego liczyć i tylko on wiedział o nich wszystko. Oni o
nim również. Zawsze podśmiewali się z Blaise’a, że on ma kasy jak lodu, tylko
jeszcze nieodkrytej przez jego matkę. Przez kilka lat, gdy o tym wspomniano,
natychmiast siadał naburmuszony i nie udzielał się jakiś czas w rozmowie. Łatwy
sposób, jeśli chcieli pobyć trochę sam na sam, kiedy Draco i Pansy byli parą.
Ich związek trwał trzy wspaniałe lata, w ciągu których każde z nich zmieniało
się i dojrzewało. Rozstali się pod koniec ubiegłego roku szkolnego, gdyż obydwoje
zgodnie stwierdzili, że czują się w swoim towarzystwie tak samo, jak z Blaise’em.
Nie widzieli sensu związku, w którym traktowali się jak rodzeństwo. Trójka
jedynaków połączona braterską miłością, o której uświadomili sobie dopiero
niedawno. Teraz, gdy wspomną o podbojach matki Zabiniego, on dołącza się ze
swoim żartem. Chłopak nabrał dystansu do siebie i innych. Cóż, dystans do
innych posiadał od zawsze, nieraz denerwując swoimi docinkami resztę Ślizgonów.
Jednak po tych pięciu latach zdążyli się już przyzwyczaić do jego odzywek, niekiedy
znajdując w nich rozrywkę.
– Pans, patrz, kto przyszedł
– powiedział Draco, patrząc prosto w jej zielone oczy i lekko się uśmiechając.
Od strony zamku szli, wesoło
rozmawiając, ich ulubieni Gryfoni.
– Jacy oni radośni –
zauważyła z przekąsem, nadal gładząc jego jasne włosy. Miał ich tak dużo, mimo
że były cienkie. Zapewne za kilkanaście lat połowa z nich wypadnie i będzie
zmuszony zaczesywać je do tyłu, jak to robi jego ojciec. Chyba że pogodzi się z
łysiną, co nie przystoi Malfoyom – słyszała te słowa wiele razy. Jednak, póki
co, Draco może cieszyć się tak bujnymi i zadbanymi włosami, że nie jedna
dziewczyna mu ich zazdrości. – Pewnie Weasley znów coś narozrabiał, a oni się z
niego śmieją. Co za nieudacznik. – Pokręciła głową.
Draco się zaśmiał.
– Taak, Wiewiór potrafi z
siebie zrobić niezłego błazna, nawet się specjalnie nie starając – skomentował,
przeciągając się z pomrukiem.
– Bo on nim po prostu jest –
odparła Pansy, uśmiechając się na widok ganiającego Granger Pottera. – Jak
widać, naczelna kujonica Hogwartu też musi czasami rozprostować kości.
– Najwyraźniej tak. –
Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł ręce na kolanach, nadal przypatrując
zabawie Gryfonów. – Jak myślisz, kogo wybiorą do tego konkursu? – spytał, nie
patrząc na nią.
Pansy zerknęła na niego. Miał
poważną minę, ale w oczach tkwiły iskierki rozbawienia, kiedy obserwował
ganiających się w tę i z powrotem Pottera i Thomasa.
– Pewnie Granger –
odpowiedziała krótko. – Kto jak kto, ale McKocica weźmie ją na pewno. Nawet
posunęłaby się do kłótni o to miejsce wśród złotej piętnastki.
– Ale nie będzie musiała się
kłócić. Nie ma szans, Dumbel i tak nie przepuści okazji pochwalenia się, że w
Hogwarcie ma taką mądrą czarownicę. – Westchnął, odwracając wzrok od
rówieśników.
– Draco, czy ty właśnie
powiedziałeś coś miłego o kimś innym niż ty sam? – spytała, parskając śmiechem.
W zamian po chwili otrzymała kuksańca w bok i poczochrane włosy.
Obydwoje zanieśli się
śmiechem.
– Ej! Nie każdy ma taką
świetną fryzurę jak ty, ale nie musisz podkreślać tego na każdym kroku! –
Wyszczerzyła się do niego, lekko go popychając.
– Widzisz, coś za coś –
odparł, unosząc lekko kącik ust. – Ja wydaję mnóstwo galeonów na eliksiry i
dzięki temu, gdzie nie przejdę, widzę te pożądliwe i zazdrosne spojrzenia. Ty
za to masz ekstra nogi – dodał, unosząc lekko brwi, a ona się zaśmiała.
– Masz rację, ale też nie
wszystko bierze się z powietrza. – Naprawdę miała zgrabne nogi. Długie, smukłe,
a przede wszystkim proste. Lubiła biegać i robiła to często, co dodatkowo utrzymywało
je w dobrym stanie. – A ty kogo typujesz do konkursu? Na trzydzieści osób, mamy
pewną Granger.
– Weasleyówna zna dużo
przydatnych zaklęć. – Aż się wzdrygnął na wspomnienie jej upiorogacka, którym
miał nieszczęście kiedyś oberwać. Od tamtej pory stara się nie stawać jej na
drodze. Jednak od pamiętnego wydarzenia w gabinecie Umbridge Gryfonka traktuje
ich z dziwną uprzejmością. Nie znajdują już rozrywki w dokuczaniu jej, bo po
prostu sama zaczęła niepisaną ugodę. Czasami prowadzą nawet cywilizowane
rozmowy, co dziwi wielu uczniów widzących Ślizgonów i Gryfonkę pogrążonych w rozmowie.
Draco musi przyznać, że to ciekawe doświadczenie. Nigdy nie sądził, że będzie
żył w uprzejmych stosunkach z jakimkolwiek Gryfonem, a to wszystko dzięki słowom
Severusa Snape’a. Zdziwił go fakt, że potwierdzenie jego zaufania wobec nich
tak bardzo wpłynie na tę Gryfonkę. Jeszcze dziwniejsza była postawa jego
opiekuna domu. Z tego, co opowiadał mu ojciec, zanim poszedł do Hogwartu,
Severus w młodości był zaciekłym przeciwnikiem szlam. Ciekawe co wpłynęło na jego przemianę? Musi
kiedyś spytać.
– Tak w ogóle, to gdzie jest
Blaise? – spytała nagle Pansy, marszcząc brwi.
Draco westchnął i pokręcił
głową.
– Wyobrażasz sobie, że on już
zarobił szlaban? Nasz uważny Diabełek dostał rożków szybciej niż zwykle.
Parsknęła.
– W tym roku pobił rekord.
Szlaban w ciągu pierwszego tygodnia. Chyba ma diabła za skórą – rzekła i
zachichotała.
Draco otarł łzę rozbawienia.
– Pans, tracimy go –
powiedział poważnie. – Musimy coś temu zaradzić.
Dziewczyna chciała spytać,
czy ma jakiś plan, ale przeszkodziła jej Ginny Weasley, która wpadła na nią
podczas biegu tyłem.
– Och! Przepraszam! –
krzyknęła, podnosząc się szybko na nogi. – To wszystko przez Harry’ego! –
wyjaśniała, otrzepując szatę i nadal nie wiedząc z kim rozmawia.
– Spoko, Weasley, nie
gorączkuj się aż tak – odpowiedziała jej Pansy, podnosząc się w końcu z ziemi.
– Parkinson – zdziwiła się
Ginny. – A co ty tutaj robisz?
Pansy parsknęła.
– Jak widać powinnam robić co
innego niż dotychczas, bo sprowadziło to na mnie tylko siniaki.
Ginny zaśmiała się.
– Masz rację i jeszcze raz
sorry, ale naprawdę to wszystko wina Harry’ego – powiedziała przepraszającym
tonem. Od pamiętnego incydentu w gabinecie Umbridge, kiedy to Ślizgoni pomogli
im wydostać się z zamku od Ministerstwa, Ginny nie była do nich wrogo
nastawiona. Nie pałała także do nich wielką sympatią, ale potrafiła dostrzec w
nich czarodziejów, a nie tylko „gorszych” Ślizgonów. Można to nazwać chłodną
uprzejmością. Kiedy któreś z nich o coś zapyta, grzecznie odpowie, czasami
nawet zagłębi się w rozmowę. Próbowała nakłonić do tego samego swoich
przyjaciół, lecz uzyskała tylko pogardliwe prychnięcia Rona, który twierdził,
że oni pewnie tylko udawali, a tak naprawdę chcą ich wykorzystać do swoich
planów; Harry był zmieszany i sam nie wiedział, co o tym myśleć, więc
zachowywał się w stosunku do nich tak jak zawsze. Jedynie Hermiona wysłuchała
jej argumentów, kiwnęła głową i powiedziała, że to ma sens. Od tamtej pory traktuje
ich ze wzajemną obojętnością. Nie potrafi zapomnieć tego, co było dawniej,
jednak stara się tego nie wypominać.
– Następnym razem poucz
Złotego Chłopca, żeby uważał, gdzie zagania swoje zabawki, Wiewiórko – wtrącił
Draco.
– Czy ja cię obrażam, Fretko?
– spytała ostro Ginny. Ona do nich miło, a ten od niej z takim tekstem.
– Teraz tak. – Zaśmiał się
radośnie. – Spokojnie, nie miałem zamiaru cię urazić. – Podniósł dłonie w
obronnym geście. – Po prostu „Wiewiórka” do ciebie pasuje. – Wzruszył
ramionami.
– A „Fretka” do ciebie –
stwierdziła, uśmiechając się szerzej na
widok jego zniesmaczonej miny.
– No i mamy pat – podsumowała
Pansy, rozkładając szeroko ręce.
– Dobra – zaczął Draco po
chwili zastanowienia, podnosząc się, bo nie lubił, kiedy ktoś nad nim góruje. –
Ja będę mówił do ciebie „Wiewiórko”, ty i tylko
ty możesz mówić „Freteczko”.
– „Freteczko”? – prychnęła. –
Chyba sobie kpisz, Wasza Fretowatość.
Draco zaśmiał się i pokręcił
głową.
– Może być – stwierdził. – Zdam
się na twoją wyobraźnię – dodał z uśmiechem, który – mimochodem – odwzajemniła.
– Także, Freciaku…
– Czy mam to kojarzyć z
„kociakiem”? – wpadł jej w słowo. – Wiesz, wolę węże. Koty mają za dużo
sierści.
– A widziałeś kiedyś łysą
fretkę? – zakpiła, unosząc brew. – No właśnie. Także, Freciaku, Parkinson – zwróciła się do dziewczyny, która obecnie
miała niezły ubaw z ich wymiany zdań – ja spadam. Niedługo kolacja, nie
spóźnijcie się, jeśli chcecie poznać uczestników konkursu.
– Tak, pa, Weasley –
pożegnała się Pansy, machając jej na odchodne.
Po chwili była poza zasięgiem
ich słuchu i doganiała przyjaciół.
– Czego chcieli od ciebie
Parkinson i Malfoy? – spytał Ron, który bardzo zadowolony szedł pod rękę z uśmiechniętą
i zmęczoną Hermioną.
– To wszystko przez Harry’ego! – krzyknęła już
po raz drugi w ciągu tego dnia, tym razem wskazując oskarżycielsko palcem na
Wybrańca.
– Ja? A co ja takiego
zrobiłem? – spytał zdziwiony, wskazując na siebie.
– Czy ja też mogę wskazać
Harry’ego? – zapytał Ron i, nie czekając na odpowiedź, wyciągnął palec w stronę
przyjaciela. Weasley uśmiechnął się radośnie. – Dalej, Hermiono, Dean,
dołączcie! – Przyjaciele zaśmiali się i unieśli palce wskazujące. – Co za
frajda, prawda?
– Och, przestańcie –
wyrzuciła Ginny z uśmiechem błądzącym jej po wargach. Zwróciła się do Pottera:
– Ganiałeś mnie po błoniach i jakimś cudem w jednej chwili sobie przed tobą
uciekam uchachana, a w drugiej – leżę na kolanach Pansy Parkinson.
Hermiona parsknęła.
– Co ona na to? – spytała.
– Opowiadałam ci, że jestem z
nimi w niepisanym sojuszu. – Hermiona kiwnęła głową, więc młodsza z dziewczyn kontynuowała:
– Normalnie przeprosiłam, ona na to, że nic się nie stało.
Ron zmarszczył brwi.
– Ale rozmawiałaś też z
Malfoyem, czego on chciał?
Ginny westchnęła, mocniej
ściskając dłoń Deana.
– Powyzywaliśmy się –
wyjaśniła.
– I dlatego wracałaś taka
szczęśliwa? – dociekał dalej.
– Merlinie, Ron, czy to takie
ważne? – Sapnęła z poirytowania. – Jeśli chcesz wiedzieć, on mnie nazwał
„Wiewiórką”, ja go „Fretką”, później obydwoje stwierdziliśmy, że to do nas
pasuje i możemy tak do siebie mówić. – Dean aż się zatrzymał z wrażenia. Jego
Ginny zgodziła się w czymś z Malfoyem?
Weasleyówna pociągnęła go dalej, więc ruszył, chcąc wysłuchać dalszej części. –
To dziwne, że nie powołał się na swoją wielką władzę, tylko zaczął żartować.
Uwierzycie, że pozwolił siebie nazywać „Freteczką”? – Towarzystwo się zaśmiało.
– Oczywiście odpowiedziałam mu, używając „Wasza Fretowatość” oraz „Freciaku”. –
Zaśmiała się na wspomnienie. – Żebyście widzieli jego minę!
– Och, to musiało być
fenomenalne! – podsumowała Hermiona, radośnie się szczerząc. Widać, że dopływ
świeżego powietrza dobrze jej zrobił. Ronowi natomiast zaczerwieniły się uszy.
Stwierdzili całą piątką, że
nie opłaca im się już wracać do pokoju wspólnego, więc, po odwiedzeniu toalety
w celu odświeżenia, skierowali swoje kroki prosto do Wielkiej Sali.
Dyrektor przybył kilka chwil
po nich i od razu podszedł do mównicy.
– Drodzy uczniowie – zaczął,
a wszelkie głosy momentalnie ucichły. – Każdy z nas jest ciekawy, kto będzie reprezentował
Hogwart w KSUMiPdŻwSiu. – Rozległy się pojedyncze śmiechy, które natychmiast
umilkły, gdy wzrok Severusa Snape’a spoczął na owych śmieszkach. – Otóż, po
wnikliwej analizie pytań, na które udzieliliście odpowiedzi na początku tego
tygodnia, i obserwacjach poczynionych przez ten tydzień, jak i ubiegłe lata,
grono pedagogiczne ze mną na czele może dumnie ogłosić: mamy wyniki! Najpierw
przedstawię grupę dziewcząt, jako że kobiety mają pierwszeństwo. – Ukłonił się
w stronę uczennic, które zachichotały. – Nikogo nie zdziwi fakt, że została
wybrana… – zawiesił głos, a w powietrzu dało się wyczuć napięcie – Hermiona
Granger! – Hermiona uśmiechnęła się i wstała. – Zapraszamy tutaj. – Dyrektor
wskazał na długi stół, do którego skierowała swe kroki.
Po chwili dołączyły do niej
Ginny, Padma Patil, Orla Quirke, Laura Madley, Susan Bones, Marietta Edgecombe,
Natalie MacDonald, Katie Bell, Su Li, Lisa Turpin, Vanessa Higgs, Rosalie
France i ku zdziwieniu wszystkich, a najbardziej samych zainteresowanych, Pansy
Parkinson oraz Tracey Davis. Do dziewcząt dosiedli się chłopcy: Draco Malfoy,
Harry, Colin Creevey, Kevin Entwhistle, Ron, Eddie Carmichael, Wayne Hopkins,
Blaise Zabini, Luke Summers, Justin Finch-Fletchey, Ernie Macmillan, Robbie
Harper, Mathew Perk, George Dormer i Steven Verne. Mnóstwo osób, które powinna
znać, a jednak kojarzyła nazwiska tylko większości z nich. Ciekawa była, kiedy
pierwsze zadanie i – przede wszystkim – na czym ono będzie polegać.
– Mam nadzieję, że jesteście
tak samo zadowoleni z wyboru mojego i kadry jak ja. – Uśmiechnął się do nich, a
oni w większości go odwzajemnili. – Jestem pewien, że zżera was ciekawość
odnośnie pierwszego zadania. – Spojrzał na nich znad swych okularów-połówek, a
widząc ich potakiwania, dodał: – Za dwa tygodnie przybędą do Hogwartu pozostałe
szkoły ze swoimi reprezentantami. Po pierwszym etapie odpadnie ponad połowa
osób z każdej szkoły.
– To po co wybierają ich aż
tyle? – usłyszała szept Lisy Turpin do Su Li.
– Pewnie dziwi was, dlaczego
wybieramy aż tyle osób, skoro większość nie dotrwa nawet do drugiego zadania –
powiedział, puszczając oczko Lisie, a ona się zarumieniła. – Otóż, szczerze
mówiąc, nie jesteśmy pewni, którzy z was podołają temu zadaniu, dlatego aż tylu
uczniów musieliśmy wybrać. – Dyrektor przerwał, żeby poprawić spadające z nosa
okulary. – Jednak mamy nadzieję, że będzie to dla was – spojrzał na stół
reprezentantów – przede wszystkim miła zabawa i szansa na rozwój znajomości.
Dobrze, poproszę was, abyście zostali po kolacji. Smacznego!
Posiłek minął w atmosferze
głośnych rozmów i szczęku sztućców. Po jego zakończeniu, reprezentanci
rozmawiali swobodnie, czekając, aż wyjdzie ostatni niepożądany uczeń. Kiedy to
nastąpiło, podszedł do nich dyrektor w towarzystwie opiekunów domów.
– Minerwo. – Dumbledore
wskazał gestem, by zabrała głos.
– Chcielibyśmy wam
powiedzieć, że zostaliście wybrani ze względu na swoje dojrzałe i mądre
odpowiedzi. Gratulujemy i oczekujemy, iż dacie z siebie wszystko. Jesteśmy
niezmiernie dumni z posiadania tak zdolnej młodzieży, bo pytania były proste
tylko powierzchownie, i mamy nadzieję, że zachowacie dobre imię naszej szkoły,
gdy przybędą studenci Beauxbatons, Durmstrangu i Salem – przerwała, by jej
słowa lepiej do nich dotarły. – Jak zdążyliście pewnie zauważyć, powiększyliśmy
Wielką Salę, aby zmieścił się dodatkowy stół, przy którym będziecie jedli razem
z gośćmi. Wykorzystajcie ten rok na zawarcie znajomości i proszę was – dodała
błagalnym tonem – nie kłóćcie się. Szczególnie kieruję swe słowa do Gryfonów i
Ślizgonów.
Uczniowie spojrzeli po sobie
i kiwnęli głowami na znak zgody, choć kilkoro tylko patrzyło na profesor
McGonagall, nie wykonując żadnego ruchu.
– A teraz możecie iść do
swoich dormitoriów – powiedział dyrektor i skierował się do wyjścia.
– Draco i reszta Ślizgonów,
pozwólcie ze mną – rzekł krótko Severus Snape, wskazując salkę przy stole
prezydialnym. Uczniowie domu węża wzruszyli ramionami i ruszyli za swoim
opiekunem. – Słuchajcie uważnie – powiedział, kiedy zamknęły się drzwi za
sześciorgiem nastolatków. – Jak powiedziała profesor McGonagall, dajcie z
siebie wszystko. Jednak od was oczekuję więcej niż wszystko, co ma do zaoferowania taki Ron Weasley. – Draco zaśmiał
się w duchu. Profesor Snape sam im powtarza, by nie byli pełni uprzedzeń, a
jednak Weasleya skreśla na starcie. Chociaż jest to spowodowane niechęcią do
lekceważącej postawy chłopaka, powinien potrafić nad tym przeskoczyć, skoro
jest dorosły. – Czy wyraziłem się jasno?
– Tak, profesorze –
odpowiedzieli.
– Jesteście wolni.
– Profesorze? – Severus
spojrzał na Stevena Verne’a. – Wie pan, na czym będzie polegało pierwsze
zadania?
Wszyscy skupili swą uwagę na mistrzu
eliksirów, który przyglądał się im uważnie.
– Wiem.
Oczekiwali przez chwilę w
ciszy i napięciu.
– I? Na czym będzie polegało?
– spytał niecierpliwie Blaise, a Pansy dała mu kuksańca w bok. – No co? –
zwrócił się do przyjaciółki. Odpowiedziała mu krótkim: „Zachowuj się,
Diabełku”, a on się wyszczerzył.
– Będziecie musieli rozwiązać test, ale o co w
nim będzie chodziło, nie wiem. Pytania układają sami dyrektorzy szkół –
wyjaśnił najkrócej jak się dało i wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą
drzwi.
– No to będzie wesoło –
podsumował Blaise, wpatrując się w zamknięte drzwi. – Prawda? – Spojrzał na
kolegów z domu. Odpowiedziały mu pomruki. – Aleście entuzjastycznie nastawieni
– zironizował i wywrócił oczami. – Chodźcie, Pans i Freciu. – Malfoy
spiorunował go wzrokiem, a on tylko się szeroko uśmiechnął. – No, Fretuszku,
dajże na spokój. Wiewiórce dajesz się tak nazywać, a mi nie dasz? Najlepszemu
kumplowi? – Zabini spojrzał na niego wielkimi oczami.
– Na takie oczy to ty możesz
laski wyrywać, a nie mnie – mruknął Draco, kręcąc głową z uśmiechem, a Blaise
wyszczerzył się radośnie, chwycił przyjaciół pod ręce i ruszył w stronę lochów.
Ten dzień obowiązkowo
zaliczał się do udanych.
***
–
Hermiono, wstawaj! – Brunetka usłyszała krzyk Lavender.
–
Daj mi się wyspać – odburknęła w poduszkę.
Lavender wzięła się pod boki
i stanęła nad panią prefekt.
– O, nie, moja droga. Tak to
nie będzie – powiedziała i szarpnęła kołdrą koleżanki z dormitorium.
Hermiona spojrzała na Brown
wzrokiem, którego nie powstydziłby się bazyliszek, a później zerknęła na
zegarek.
– Lav, jest kwadrans po szóstej – rzekła z wyrzutem,
przyglądając się szczerzącej zęby z nie wiadomo jakiego powodu koleżance. – Co
jest takiego ważnego, że budzisz mnie półtorej godziny wcześniej?
– Twoje urodziny! –
krzyknęła, rzucając się jej na szyję. – Siedemnaście lat kończy się tylko raz w
życiu, Hermiono!
Gryfonka aż pisnęła z
radości. Zupełnie zapomniała o swoich urodzinach! Odkąd dostała list z Hogwartu
i dowiedziała się, że jest czarownicą, marzyła o chwili, w której będzie mogła
czarować poza szkołą. W końcu doczekała się tego dnia i nawet nie chciała się
podnieść z łóżka. Czasami cieszyła się, że mieszka w jednym pokoju z taką Lavender, która
wszystkie ważne i nieważne rzeczy zapisuje w swoim magicznym kalendarzu. Dzięki
temu Brown nigdy nie zapomina o niczym i czasami – jak to się zdarzyło tego poranka –
przypomina o ważnych datach również innym.
– Wszystkiego najlepszego –
powiedziała, wręczając jej pudełko w kolorze pudrowego różu owinięte skrzącą
się srebrem wstążką.
– Och, Lav, nie trzeba było… –
rzekła Hermiona, przytulając koleżankę. Nigdy by się nie spodziewała, że
dostanie jakiś konkretny prezent od Lavender. Zwykle przesyłały sobie na święta
jakieś słodycze i kartki z życzeniami. Ciekawa była, co jest w środku, ale
wolała otworzyć podarunek w samotności. Co jeśli jej się nie spodoba? Nie
mogłaby spojrzeć sobie później w oczy, gdyby Lavender się o tym dowiedziała,
dlatego postanowiła odłożyć to na później.
– Trzeba, trzeba – odparła,
uśmiechając się szeroko. – Wiesz, że jesteś najstarszą szóstoroczną? – dodała,
poprawiając wstążkę we włosach. Jak ona
to robiła, że o tak nieludzkiej porze była wyszykowana?, pomyślała
Hermiona ze zdziwieniem.
– W takim razie nic tu po
mnie, zrywam się ze szkoły – rzekła, wyskakując z łóżka.
Lavender wytrzeszczyła
na nią oczy i rozdziawiła usta.
– Ja-jak to? – wydukała.
Hermiona puściła jej oczko.
– Muszę jakoś uświęcić ten dzień,
co nie?
Lavender załapała żart i
pacnęła ją ręką w ramię, po czym klapnęła na jej łóżko.
– To co planujesz? – spytała,
patrząc na nią wielkimi oczami. – Zaprosisz mnie i Parvati, prawda?
Hermiona zrugała się w
myślach. Co ja sobie myślałam, mówiąc jej
o świętowaniu? Przecież teraz się z tego nie wykręcę…
– Jasne – odparła, myśląc, co
powinna zrobić. Może to nie był taki zły pomysł? Spyta się McGonagall, czy nie
będzie żadnego problemu, i zorganizuje sobie urodziny? W sumie nigdy nie
słyszała, żeby którykolwiek z uczniów pytał jakiegokolwiek profesora o zgodę. Zwykle robiono
to bez takich formalności, lecz ona nie chciała łamać zasad. Zwłaszcza po tym,
jak została reprezentantką. – Poinformuję was później, co i jak, okej?
Lavender rozpromieniła się i
wstała z łóżka.
– Dziękuję! To ja lecę
powiadomić Parvati – rzekła i, cmoknąwszy ją w policzek, poleciała szukać
przyjaciółki.
Hermiona
wypuściła głośno powietrze.
– To się wpakowałam –
podsumowała. Stwierdziła, że już nie zaśnie, więc poszła się ubrać i
przygotować do zajęć.
Gdy wykonała te czynności,
zostało jej jeszcze trochę czasu do śniadania. Chciała wszystko omówić z
chłopakami i Ginny, a później porozmawiać z profesor McGonagall. Zerknęła na
różowe pudełeczko i, korzystając z okazji, że w dormitorium nie było nikogo,
sięgnęła po nie.
Starannie rozwiązała
wstążeczkę i otworzyła wieczko pudełka. Przekręciła je do góry dnem, a na jej
dłoni wylądował srebrny łańcuszek ze srebrno-różową zawieszką. Teraz wiem, dlaczego opakowanie miało taki
kolor, parsknęła w myślach. Jednak dołączony był do tego wszystkiego liścik.
Hermiono,
wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin! Myślałam trochę czasu nad tym, co Ci podarować, i wpadłam na pomysł tego naszyjnika. Wiem, że lubisz te kolory, w końcu na Balu Bożonarodzeniowym miałaś różową sukienkę –
wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin! Myślałam trochę czasu nad tym, co Ci podarować, i wpadłam na pomysł tego naszyjnika. Wiem, że lubisz te kolory, w końcu na Balu Bożonarodzeniowym miałaś różową sukienkę –
Na gatki Merlina, jak po
jednej sukience – i to sprzed dwóch lat!
– ona oceniła jej upodobania kolorystyczne? Przez ten czas mogło się coś
zmienić! Jednak musiała przyznać, że prezentował się naprawdę ładnie. Sam
łańcuszek miał skomplikowany splot, ale nadal wyglądał delikatnie. Zawieszka
była w kształcie srebrnej łezki, na której wygrawerowana była piękną i pełną
zawijasów czcionką różowa litera „H”, przez którą przewijały się srebrne
wgłębienia. Z drugiej strony widoczna była dzisiejsza data. Hermiona pomyślała,
że Lavender się postarała.
i zresztą te
barwy bardzo Ci pasują. Na ostatnią Gwiazdkę dostałam od mamy taki sam, znaczy
się mój jest złoto-niebieski. Na co dzień uwielbiam róż, ale naszyjnik wolałam
mieć w innym kolorze. Ten jest tak zaczarowany, że kiedy jesteś nieszczęśliwa,
wysyła do Ciebie radosne fluidy. To naprawdę działa! Jestem teraz znacznie
częściej radosna niż wcześniej, ale to chyba zdążyłaś sama zauważyć z tą Twoją
spostrzegawczością. Życzę jeszcze raz wszystkiego dobrego, mam nadzieję, że
będziesz mnie miło wspominać przez całe swoje życie.
Ściskam,
Lavender Brown
Ściskam,
Lavender Brown
Tego się nie spodziewała. Czytała kiedyś o
takich naszyjnikach. Podobno łączą się z samą magią czarodzieja, który go nosi,
i stąd mają swoje właściwości. Oczywiście potrzebne jest odpowiednie zaklęcie,
aby wszystko działało. Nie sądziła, że dostanie taki prezent. To naprawdę bardzo miłe ze strony Lavender. Teraz
obowiązkowo musi wyprawić te urodziny. Westchnęła.
– Pani profesor, mogłabym zająć pani chwilę? – Po
zakończeniu lekcji Hermiona podeszła do biurka nauczycielki. Minerwa McGonagall
spojrzała na uczennicę i krótko skinęła. Gryfonka zacisnęła dłonie na pasku od
torby i wzięła głęboki wdech. – Chciałam
się zapytać, czy nie miałaby pani nic przeciwko temu, żebym wyprawiła małe
przyjęcie dla mnie i kilkorga znajomych z okazji moich urodzin. – Gdy
wypowiedziała te słowa, dotarło do niej, jak głupie to musiało być z jej
strony. Czekała cierpliwie na odpowiedź.
– Dlaczego pytasz mnie o zdanie, panno Granger? –
Profesor McGonagall się zdziwiła. Zwykle podopieczni organizowali imprezy bez
pytania. Oczywiście, kiedy ona się o tym dowiadywała od osób postronnych, była
zmuszona przerwać radosne świętowanie, ale zwykle przymykała oko na takie
wybryki. Młodzież musi gdzieś dać upust swojej energii, nie tylko mecze
quidditcha są do tego okazją.
– Ja… pomyślałam, że to niegrzecznie byłoby z
mojej strony naruszać regulamin szkoły niecałe dwa tygodnie po tym, jak zostałam
reprezentantką Hogwartu – wyjaśniła, lekko się czerwieniąc. – Pomyślałam, że lepiej
powiadomić panią i spytać o zdanie, nawet jeśli miałabym usłyszeć odmowę.
– To bardzo dojrzała decyzja, Hermiono –
powiedziała jej opiekunka, uśmiechając się do niej. – Widzę, że podjęliśmy z
resztą profesorów słuszną decyzję odnośnie twojego uczestnictwa w konkursie,
skoro nawet w tak, zdawałoby się, błahych sprawach, myślisz w szerszej
perspektywie. Nie mam nic przeciwko takiej imprezie – dodała, puszczając jej
oczko.
– Impreza? – Usłyszały głos jakiegoś chłopaka. –
Pani profesor wydaje pozwolenie na imprezę i nie jestem na nią zaproszony? –
Ujrzały Blaise’a Zabiniego, który zbliżał się w ich stronę.
McGonagall zacisnęła usta, przyglądając się Ślizgonowi,
a po chwili na jej wargi wpłynął uśmiech.
– Panie Zabini – zwróciła się do ucznia –
pomijając fakt, że nie powinno pana dawno być w tej sali, podsunął mi pan iście
wspaniały pomysł.
Zabini szeroko się uśmiechnął.
– Iście diabelski, chciała pani profesor
powiedzieć – dodał, szczerząc zęby, a McGonagall spojrzała na niego ze
zdziwieniem. On wzruszył ramionami i odparł:
– Wie pani, przyjaciele mówią na mnie „Diabeł” –
wyjaśnił.
Profesorce zadrgały lekko kąciki ust, ale nic
nie odpowiedziała. Musiała trzymać fason przed uczniem innego domu niż
Gryffindor. Prywatnie była bardzo wesołą kobietą.
Hermiona przyglądała się tej wymianie zdań z
lekkim niepokojem.
– Ale co konkretnie ma pani na myśli? – spytała
z obawą.
– Sądzę, że byłoby wspaniale wykorzystać fakt
twoich urodzin, Hermiono – Zabini spojrzał na Gryfonkę z błyskiem w oku – aby
zacieśnić więzy między reprezentantami. Możecie zorganizować to przyjęcie w
Pokoju Życzeń, gdzie spotykaliście się w zeszłym roku z GD. Sala zapewni wam
odpowiednią ilość miejsca i wszelkie wygody, włączając w to również wyciszenie –
wyjaśniła, patrząc na coraz to bledszą jubilatkę. – Proszę się nie martwić,
uprzedzę skrzaty, że będzie potrzebne jedzenie, a pan Zabini pomoże pani w organizacji,
mam rację?
Hermiona otwierała usta, by zaprotestować, że na
takie coś ona się nie zgadza, ale Diabeł był w swoim żywiole i nie mógł
przepuścić okazji do imprezowania.
– Oczywiście, pani profesor – powiedział
radośnie i pociągnął Hermionę ku wyjściu z sali. – My już sobie z Granger
wszystko ustalimy.
Gryfonka zdążyła powiedzieć krótkie: „Do
widzenia” i po chwili znalazła się na korytarzu, nadal ciągnięta przez
Ślizgona.
– Zabini, puść mnie! – krzyknęła i się wyrwała. –
Co ty sobie wyobrażasz? Nie mam zamiaru psuć sobie urodzin twoją obecnością.
Blaise zaśmiał się.
– Granger, to będzie wspaniały powód do zawarcia
i zacieśnienia więzi porozumienia między reprezentantami – powiedział uśmiechnięty.
Zacisnęła pięści.
– Nie mam ochoty zacieśniać ani zawiązywać
żadnych więzi z tobą – warknęła.
– Ale dlaczego? – spytał zdziwiony. Sądził, że
ona już nie jest uprzedzona do nich. W końcu przyjaźni się z Wiewórą, która
jako jedyna nie traktuje Ślizgonów jak wrogów i nawet da się z nią kulturalnie
porozmawiać.
Hermiona westchnęła.
– Pomyślałeś o tym, że w ogóle cię nie znam,
pomijając fakt, że szósty rok mamy ze sobą niektóre lekcje? Będę czuła się
skrępowana, musieć bawić się w towarzystwie nieznanych osób – powiedziała szczerze.
Nie widziała potrzeby owijania w bawełnę. Sądziła, że Zabini jest mądrym
czarodziejem i zrozumie jej punkt widzenia.
– Fakt, o tym nie pomyślałem – przyznał. Zdziwiła
go jej bezpośredniość. Już drugi raz powiedziała mu o czymś szczerze, czyżby budził
aż takie zaufanie? – Ale już narobiłaś mi takiej nadziei na tę imprezkę. Muszę
na niej być, prooooszę – rzekł, stając przed nią i patrząc proszącymi oczami.
Hermiona spojrzała na niego i wybuchła śmiechem.
– Zabini, jesteś zabawny.
– Nie ty pierwsza mi to mówisz. – Wyszczerzył się
radośnie. – To jak? Możemy przyjść?
Zmarszczyła brwi.
– „My” czyli kto?
– Reprezentanci, ty niemądra Gryfoneczko – wyjaśnił, pukając ją lekko w głowę.
– Nie jestem niemądra, Zabini – odparła. – Ale masz
mi pomóc.
Blaise prawie podskoczył z radości.
– Naprawdę? To wspaniale! – wykrzyknął. – Obgadamy
wszystko przy obiedzie. Akurat będą wszyscy reprezentanci, ale wymyśl sposób,
żeby ich powiadomić. Nie bój nic, ja ci załatwię takie urodziny, o których w
życiu nie zapomnisz!
Tego właśnie się obawia.
Przełknęła głośno ślinę. Zobaczyła jak chłopak
podbiega do grupki Ślizgonów i żywo o czymś opowiada. Po chwili wskazał ręką w
jej kierunku, a oni wszyscy na nią spojrzeli. Uśmiechnęła się lekko i poczuła,
jak brzuch zwinął się jej w supeł. Zmusiła się, żeby do nich pomachać.
Ku jej zdziwieniu, kilkoro z nich odesłało jej
uśmiechy. Tylko Malfoy spojrzał kpiąco, a Parkinson przyglądała się z
zaciekawieniem. Co się stało z tym światem?
Och chichotałam jak głupia pod koniec tego rozdziału :3 Masz wspaniały styl, bardzo lekko się to czyta. Podoba mi się też, że zmieniłaś trochę fabułę :) Nie mogę się doczekać kolejego rozdziału. Zaskoczyła mnie negatywnie tylko jedna rzecz: czemu masz tak mało czytelników? Przecież to co piszesz jest naprawdę bardzo dobre.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Flo :*
P.S. dodaje Cię do polecanych :)
Droga Flo, nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś swoim komentarzem :D Cieszę się, że ci się podoba, a odnośnie czytelników - trochę mi przykro, że się tak produkuję, a jedyne co widzę to skaczący licznik odwiedzin, a komentarzy jak na lekarstwo. No cóż, życie :) Ale naprawdę jestem zdeterminowana, żeby skończyć to, co zaczęłam, więc będę publikować, póki wena i czas pozwolą, choćby dla jednego czytelnika!
UsuńPozdrawiam,
Lileen
PS Na którym ze swoich blogów piszesz częściej? ;D
Mam tylko jednego bloga :D historia-hermiony-riddle.blogspot.com
UsuńKocham Zabiniego!! Iście diabelski pomysł z urodzinami w Pokoju Życzeń!! Nie mogę się doczekać. A Freteczka pojawi się na imprezie, prawda? Może przyniesie jakiś prezencik <3
OdpowiedzUsuńI nie martw się o czytelników :) z czasem się pojawią, nawet jeżeli nie są z Tobą od początku. Takim przykładem jestem ja. Będę do Ciebie zaglądać i z niecierpliwością wyczekiwać nowej notki.
Kocham również twój styl pisania. Jest lekki i łatwo się go czyta, treść nie przynudza :)
Kiedy NN?????? Mam nadzieję, że niedługo :D
~hope~
Ps. Ja tak tylko przypomnę, że jestem z bloga:
www.dramione-zakazana-historia.blogspot.com
A czy wspominałam, że masz genialny nagłówek <33
Też go uwielbiam, dlatego nie mogłam się powstrzymać przed wpleceniem go w rozwój akcji :) Co do Freciaka - sama jeszcze nie wiem, co wyobraźnia mi podsunie, bo rozdziały piszę na bieżąco i sądzę, że póki co, tak jest okej :D Przynajmniej mam z tego radochę, wymyślając co rusz to i nowe przygody.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz, mam nadzieję, że masz rację odnośnie tych czytelników ;D,
Lileen
bardzo dziękuję za Twój komentarz u mnie na blogu :) tak na dobrą sprawę to właśnie on, chociaż nie wiem czemu, dał mi mocnego kopa, żeby z powrotem zająć się pisaniem rozdziału. tak więc, chociaż nie wiem, czy chcesz być informowana, to informuję Cię, że pojawił się kolejny rozdział na hermione-fred.blogspot.com
OdpowiedzUsuń+ bardzo podoba mi się Twoja historia, chociaż dopiero przeczytałam do rozdziału trzeciego, w wolnej chwili dokończę i się wypowiem ,jeśli nie masz nic przeciwko ;p
jeszcze raz ogromne dzięki <3
daff.
Jasne, że nie mam nic przeciwko :) Jest mi niezmiernie miło, że zmotywowałam Cię do napisania nowego rozdziału, fajnie, że czytelnik ma taki wpływ na autora :D
UsuńL.
Baaaardzo mi się podoba twoje opowiadanie! Chyba pierwszy raz spotykam się z aż tak zmienioną historią walki z Voldemortem. Nie mogę doczekać się nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńAndromeda
Miło jest przeczytać tak pozytywny komentarz :) Aż się cieplej na sercu robi, Andromedo :D
UsuńCo do zmienionej walki z Voldemortem - chciałam się go pozbyć, bo w tej historii nie ma dla niego zbyt dużo miejsca, ale sądzę, że jeśli skończę to opowiadanie, chciałabym napisać coś toczącego się podczas wojny. Tylko ciekawe, ile czasu zajmie mi zakończenie tego Dramione :D
Pozdrawiam,
Lileen
genialny,kiedy nowa notka?:)
OdpowiedzUsuńNie potrafię podać konkretnej daty, ale już mam połowę kolejnego rozdziału (wyjątkowo długi wyjdzie, ponownie xD).
UsuńPozdrawiam,
Lileen
Nie mogę się doczekać tych urodzin. Podobała mi się scena na błoniach - fajnie, że Ginny się "pogodziła" ze Ślizgonami. Podejrzewam, że lubisz Snape'a, bo przedstawiłaś go jako nawet miłego, dobrego i mądrego człowieka. Podobało mi się również to, że w twojej historii Ślizgoni nie są źli i, że również pomagają tej "jasnej" stronie. Przyjemnie się czytało o tak dobrych relacjach pomiędzy opiekunem domu, a jego uczniami - super. Przewidziałam, ze Hermiona i Draco zostanę wybrani, lecz to nawet dobrze. :) Nie wiem co tu jeszcze napisać. Jesteś genialna i niesamowita, więc co się dziwić takim poziomem pisania rozdziałów. Rozdział jest świetny, pozwalający trochę bardziej poznać uczniów Slytherinu. Genialne. Życzę dużo weny i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń~ Potterheads.
Potterheads, ślicznie dziękuję za tak miłe słowa! Nawet nie wiesz, jak ciepło na sercu mi się zrobiło, gdy przeczytałam Twój komentarz...
UsuńZgadza się, lubię Snape'a i Ślizgonów ;D Co do Severusa - on jest miły tylko wobec swoich podopiecznych, ale tak zawsze sobie go wyobrażałam. Skoro cały Hogwart jest przeciwko Slytherinowi, uczniowie tego domu - z opiekunem na czele - muszą trzymać się razem. Chcę pokazać, że współpraca jest kluczem do sukcesu nawet w trudnych chwilach. Więcej nie powiem, bo zepsuję zabawę w poznawaniu bohaterów ;P
Trochę będzie przewidywalne, trochę nie - jakoś w końcu muszę ich połączyć, prawda?
Pozdrawiam,
Lileen
Na Cissy Graphics pojawiło się Twoje zamówienie. Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńI jak ci idzie z następnym rozdziałem? Mam nadzieję, że już wkrótce będę miała ten zaszczyt i go przeczytam. :) Już nie mogę się doczekać! :3
OdpowiedzUsuń~ Potterheads.
Już niedługo powinnam skończyć, także do niedzieli myślę, że się pojawi :D
UsuńO! To świetnie! :D
Usuń