czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 4


Sobota przyszła prędzej, niż ktokolwiek mógł się  spodziewać. Hermionę obudziły wpadające do pokoju promienie słońca. Otworzyła leniwie oczy i przeciągnęła się, głośno ziewając. Wyskoczyła z łóżka i pognała do łazienki.
Na dół zeszła już ubrana. Prowadzona radosnymi rozmowami rodziców i brata zawitała do kuchni, po której rozchodził się cudowny aromat świeżo parzonej kawy.
– Któż to wstał o takiej porze? – zagaił pan Granger, wstawiając czajnik z wodą i szykując kubek. – Kawa czy herbata?
Hermiona usiadła z westchnieniem za stołem i oparła brodę na rękach.
– Poproszę herbatę.
– Już się robi – odpowiedział, podając jej koszyczek z bułkami.
Przez chwilę było słychać powolne przeżuwanie i dźwięk sztućców uderzających o talerzyki. Ciszę przerwał gwizd czajnika. Pan Granger zerwał się z miejsca i zalał herbatę, po czym postawił ją przed córką.
– Jak mówiłam, zanim przyszłaś, Hermiono – zaczęła pani Granger, trzymając w ręce bułkę z twarożkiem i szczypiorkiem – postanowiliśmy z tatą, że skoro bierzesz ze sobą Iana, my jesteśmy zbędni. Razem sobie poradzicie.
Hermiona spojrzała na brata, a następnie na mamę.
– Ian później sam będzie wracał z Pokątnej? – spytała zaskoczona. – Przecież wiecie, że od razu po zakupach jadę do Weasleyów.
– A co zrobisz z kufrem? Weźmiesz ze sobą i będziesz taszczyła przez cały dzień? – zażartował jej ojciec, unosząc lewą brew.
Hermiona zmarszczyła brwi i wzięła kęs bułki.
– No to co mądrego wymyśliliście? – zapytała zrezygnowana i napiła się herbaty.
Pan Granger się uśmiechnął i sięgnął po coś leżącego na szafce.
– Dziś rano, kiedy się obudziliśmy, czekała w naszej sypialni sowa z listem. Państwo Weasleyowie poinformowali nas, że jeśli na Pokątną wybierzesz się tylko z Ianem, później wezmą was na obiad do siebie i wieczorem deportatują się z nim tutaj i przy okazji wezmą twój kufer – wyjaśnił, marszcząc brwi i machając listem trzymanym w dłoni. – Nie mam tylko pojęcia, skąd wiedzieli, że Ian też tam jedzie.
Hermiona zaśmiała się.
– Nie „deportatują” tylko „deportują”, tatku – poprawiła ojca, wciąż się śmiejąc. – A co do ich wiedzy, pisałam Ginny w tygodniu, że Ian też będzie, bo pytała się, co słychać i tak jakoś napomknęłam – zakończyła, wzruszając ramionami.
Ian parsknął.
– Ta Ginny, z którą chciałaś mnie zeswatać? – spytał łobuzersko.
– Z nikim nie chciałam cię zeswatać, braciszku, to ty miałeś taką chorą nadzieję – sprostowała, wracając do rozmowy sprzed tygodnia i pokazując mu język.
– Czemu chorą? – zapytał oburzony.
Hermiona uśmiechnęła się i odpowiedziała:
– Ona jest od ciebie prawie dziesięć lat młodsza, myślisz, że oszalałaby na twoim punkcie? – zakpiła. – Poza tym, jak wspomniałam wcześniej, Ginny ma wspaniałego chłopaka.
– Słońce, czyżbyś zapomniała, że twój tata jest ode mnie starszy o dziewięć lat? – spytała pani Granger, na co Ian posłał siostrze spojrzenie pełne wyższości.
– Oj, mamo, ja próbuję go odgonić od mojej przyjaciółki, a ty go jeszcze na nią nasyłasz – powiedziała z wyrzutem scenicznym szeptem, co wywołało śmiech męskiej części rodziny.
– Może poznam jakąś miłą czarownicę? – zażartował, pukając się palcem po brodzie w zamyśleniu. – Wtedy nie tylko ty w rodzinie miałabyś magiczne moce, Herm.
Hermiona prychnęła i upiła łyk herbaty.
– Wracając do Ginny – rzekła i wyszczerzyła się radośnie – chciałabym zobaczyć, jak radzisz sobie z szóstką jej starszych braci.
Zaśmiała się, widząc jego minę kompletnego szoku.
– Sz-szóstką? – wydukał zdziwiony. Widząc potaknięcie siostry, spytał: – I pani Weasley ich wszystkich wychowała? Tyle dzieci?
– Oczywiście – odparła Hermiona. – Teraz w Hogwarcie zostali tylko Ginny i Ron, reszta już pracuje. Pani Weasley naprawdę trzyma rygor w domu pełnym niegdyś facetów. Obecnie tylko ona, pan Weasley, Ginny i Ron mieszkają z nimi. Fred i George, bliźniacy, mają mieszkanko na Pokątnej, gdzie prowadzą sklep z magicznymi dowcipami. – Zobaczywszy, jak błyszczą mu oczy, pomyślała: Mężczyzna w pewnym stopniu na zawsze pozostanie małym dzieckiem.
– Muszę to zobaczyć, siostra – oświadczył. – Nie ma szans, żebym, będąc na Pokątnej, nie odwiedził sklepu twoich znajomych.
Hermiona zaśmiała się.
– Zobaczymy, zobaczymy.
– Żadne „zobaczymy”, tylko ja cię tam zaciągnę siłą, jeśli nie będziesz chciała iść po dobroci – powiedział i napiął mięśnie ramion. Jego biała koszulka ładnie opięła się na umięśnionym ramieniu.
– Chyba podczas pobytu na studiach często chodziłeś na siłownię, Ian – powiedziała pani Granger, po czym upiła kawy ze swojej ulubionej białej filiżanki w czarne nutki.
Syn spojrzał na nią i błysnął uśmiechem.
– Mamo, prawnik nie tylko musi mieć niezłe gadane. On musi jeszcze utrzymywać świetną formę – stwierdził.
Pan Granger pokiwał głową i poklepał się po brzuchu.
– Chyba dentystów to nie dotyczy, skarbie? – zwrócił się do żony.
Ona podeszła do niego i, ucałowawszy go w policzek, przycisnęła do piersi.
– Według mnie zawsze świetnie wyglądasz, Georgie – powiedziała pieszczotliwie, a on uśmiechnął się do niej. – W końcu ty też chodzisz na siłownię.
– Właśnie, wyglądasz lepiej niż większość mężczyzn w twoim wieku – stwierdziła Hermiona.
Była to prawda. Pan Granger, mimo swoich pięćdziesięciu siedmiu lat na karku, trzymał się bardzo dobrze, co zawdzięczał siłowni, na którą uczęszczał trzy razy w tygodniu. Chodził tam już od ponad piętnastu lat wraz ze swoim przyjacielem, Paulem. Razem stanowili ciekawy okaz wśród dwudziesto- i trzydziestolatków. Kiedyś oni także byli tacy młodzi i chcieliby zachować jędrne ciała jak najdłużej, co niejednokrotnie powtarzali kolegom z siłowni. Po tym wyjaśnieniu młodsi mężczyźni kiwali głową w zrozumieniu i przechodzili na inne tematy.
– Dobra, zbierajmy się, chérie, bo już prawie dziewiąta, a dojazd trochę nam zajmie – oznajmił Ian, podnosząc się z krzesełka.
– Już, już – powiedziała Hermiona, biorąc ostatni kęs bułki z dżemem.
Wyszykowali się, Gryfonka upewniła się, że ma przy sobie różdżkę, wzięła pieniądze, które miała zamiar wymienić u Gringotta, dostali po buziaku od mamy i zamówili taksówkę. Podróż zajęła im trochę czasu i zanim stanęli nieopodal Dziurawego Kotła, było za dziesięć dziesiąta. Ian zapłacił taksówkarzowi niemałą sumkę i wygramolili się z samochodu.
– No, chérie, gdzie to tajne przejście, o którym tak mi opowiadałaś? – zapytał z dziecięcą radością, zacierając dłonie z podekscytowania.
Hermiona zaśmiała się i wskazała na obskurną witrynę.
– Chodź – złapała go za rękę i pociągnęła za sobą. – Tylko nie piszcz jak małe dziecko – uprzedziła, odwracając się do niego twarzą i puszczając mu oczko. – Pamiętaj, że jesteś dorosłym człowiekiem.
Ian prychnął.
– Spoko luz, Herm. Wiem, jak powinien zachowywać się poważny prawnik – powiedział i wyszczerzył się do niej. Odpowiedziała szerokim uśmiechem.
Weszli do knajpy i od razu poczuła się bliżej swojego świata. Uśmiechnięta obserwowała błyszczące oczy i obracającą się we wszystkich kierunkach głowę brata.
– Wow – wyszeptał. – To niesamowite – rzekł już głośniej i spojrzał na nią. – Szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś… mniej magicznego.
Hermiona parsknęła i skierowała się do zaułku prowadzącego na Pokątną. Kiedy wyciągnęła różdżkę i wystukała odpowiednią sekwencję cegieł, Ian zafascynowany wpatrywał się w formujące się przejście.
Po chwili ich oczom ukazała się aleja zapełniona ludźmi poubieranymi w różnokolorowe szaty i niosącymi przeróżne rzeczy – począwszy od kociołków, na klatkach ze zwierzętami skończywszy. Weszli na ulicę, a przejście za nimi znów zmieniło się w ceglany mur.
– Umówiłam się z Weasleyami w księgarni, jeszcze zostało mi trochę galeonów. Na książki powinno wystarczyć. Później pójdziemy do Gringotta i wymienię mugolskie pieniądze.
Ian kiwnął głową i ruszył za siostrą.
– Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, że jesteś czarownicą – wyznał, przyglądając się z uśmiechem mężczyźnie próbującemu wytłumaczyć na oko sześcioletniemu synkowi, że nie może teraz wsiąść na miotełkę dla dzieci. Niestety nic to nie dało i malec wskoczył na nową zabawkę. Zdążył ulecieć jakieś dziesięć stóp, zanim ojciec za pomocą różdżki przywołał miotłę do siebie. Mina dzieciaka mówiła, że było warto, nawet jeśli dostanie teraz niezłą reprymendę.
– Sama sobie zazdroszczę – zażartowała. – Chciałabym, żebyś i ty był czarodziejem, Ian. Fajnie by było mieć magicznego brata, który wiedziałby, o czym mówię. – Westchnęła. – Z rodzicami nie mogę porozmawiać na wszystkie tematy, bo po prostu nie rozumieją, choć się starają – powiedziała i, uśmiechając się, spojrzała na niego z błyskiem w oku. – Wyobrażasz sobie, że mama kupiła sobie kilka podręczników o magicznym świecie i nawet przeczytała ze mną Historię Hogwartu w tamtym roku?
Ian zaśmiał się.
– Chyba ten głód wiedzy mamy po niej – zażartował i szturchnął ją łokciem w bok. Hermiona mu oddała i zaśmiali się oboje.
– Jesteśmy – rzekła, otwierając drzwi księgarni.
Weszli do środka i Hermiona od razu zauważyła rude czupryny Weasleyów i czarną Harry’ego. Ginny, gdy ją zobaczyła, rzuciła z dużym impetem swoje podręczniki Ronowi w ramiona, aż się pod nim ugięły kolana, i podbiegła do niej z uśmiechem. Ron oddał książki swojemu tacie i razem z Harrym przeszli do innego działu.
– Gin! – wykrzyknęła Hermiona, przytulając przyjaciółkę. – Poznaj Iana – powiedziała, kiedy się od siebie odsunęły.
Ginny uśmiechnęła się szeroko.
– Cześć, Ginny – przywitał się Ian, z uśmiechem na ustach wyciągając rękę w jej stronę.
– Cześć, Ian. Miło mi cię poznać, Hermiona wiele o tobie opowiadała – wyrzuciła z uśmiechem, ściskając jego dłoń. – Chodźcie, mama już wybrała podręczniki dla ciebie i zajęła kolejkę – zwróciła się do przyjaciółki i pociągnęła ją za rękę.
Ruszyli za Weasleyówną. Po przywitaniu się z państwem Weasley, którzy stali w kolejce, podeszli do chłopaków.
– Harry! Ron! – Hermiona przytuliła ich, oni odwzajemnili uścisk i radośnie się uśmiechnęli.
– Cześć, Hermiono!
– Ty musisz być bratem naszej Herm, prawda? – powiedział Harry, zwracając się do nieznanego im mężczyzny.
Ian wyszczerzył się i wyciągnął dłoń.
– Ian, miło was poznać. – Wymienili imiona i uściski rąk. – A Herm jest jeszcze moja, pamiętajcie – powiedział, przyciągając do siebie siostrę i puszczając chłopakom oczko, na co Hermiona wywróciła oczami i prychnęła z uśmiechem, a Ginny, Ron i Harry się zaśmiali.
– Harry, od kiedy jesteś w Norze? – spytała Hermiona, zwracając się do przyjaciela.
– Jakoś od miesiąca – wyznał, wzruszając ramionami i lekko się uśmiechając. – Dursleyowie przeszli małą przemianę w tym roku. O, idą państwo Weasley.
Ian spojrzał zdziwiony na siostrę.
– A gdzie mają kupione książki? – spytał.
Hermiona uśmiechnęła się radośnie.
– Przenieśli je zaklęciem do domu – wyjaśniła.
Ian zagwizdał.
– No, proszę, jacy wygodni – podsumował, co wywołało śmiech obecnych.
– Pani Weasley, ile mam oddać za książki? – spytała Hermiona.
– Najpierw chodźmy do Gringotta, później się rozliczymy, Hermiono – odpowiedziała jej z uśmiechem. – A może już byliście?
– Nie, jeszcze nie.
Zatem wybrali się do banku, gdzie Hermiona wymieniła mugolskie pieniądze na czarodziejskie, a Harry i państwo Weasleyowie odwiedzili swoje skrytki.
Kiedy byli przy skrytce Harry’ego, Ian zauważył bogactwa, które wręcz stamtąd wypływały. Odciągnął siostrę na bok.
– Herm, czy to normalne, że czarodzieje mają tyle pieniędzy? – spytał półgębkiem, tak, że tylko ona go usłyszała.
Hermiona pokręciła głową i cicho odparła:
– Rodzice Harry’ego zostawili mu niezłą fortunę, kiedy zginęli. Państwo Weasley, na przykład, nie są bogaci – wyjaśniała bratu. – Można powiedzieć, że są wręcz biedni w porównaniu do Harry’ego. Jednak to nie umniejsza ich radości życia i naprawdę miłego usposobienia, zgodzisz się ze mną, prawda? – Spojrzała na niego uważnie, mrużąc oczy.
Ian uśmiechnął się na ten widok.
– Prawda, prawda. Wiesz, że z tą miną wyglądasz jak mama? – odpowiedział, szczerząc się wesoło.
– Taak? A teraz kogo ci przypominam? – spytała z uśmiechem, a po chwili zmieniła wyraz twarzy.
Nadal mu się przyglądała, lecz teraz zamiast zmrużonych oczu, otworzyła je szeroko i zacisnęła usta w wąską linię.
Ian zaśmiał się szczerze.
– Wykapany tata, chérie! – wykrzyknął, łapiąc ją w objęcia i pakując do wagonika, który ruszył w górę. Hermiona pacnęła go ręką po głowie i uśmiechnęła się. Ginny na ten widok wyszczerzyła się radośnie. – Trochę mi niedobrze, tutaj bardziej trzęsie niż na kolejkach górskich w Disneylandzie – powiedział, odchylając się na oparcie i głęboko oddychając.
– Byłeś w Disneylandzie? – spytał zaciekawiony Harry. – Zawsze myślałem, że chodzą tam same dzieci.
Ian uśmiechnął się szeroko.
– Jak robiłem aplikację i materiał na egzaminy miałem opanowany, zostawało mi dużo czasu wolnego. Sophie kiedyś namówiła mnie na Disneyland i nie żałuję, bo było fantastycznie – wyjaśnił, mocno trzymając się fotela. – Ale tamto est zéro1 przy tym wagoniku.
– Mógłbyś nie wstawiać francuszczyzny w swoje wypowiedzi, kiedy nie rozmawiasz ze mną lub rodzicami? Nie wszyscy władają tym językiem, Ian – upomniała brata Hermiona, widząc zdziwione miny przyjaciół i pani Weasley. Pan Weasley spotkał w holu banku dawnego znajomego i wolał z nim porozmawiać, zostawiając pobór pieniędzy żonie.
Ian zrobił skruszoną minę.
Excusez-moi2… znaczy, przepraszam – poprawił się, lekko czerwieniejąc.
Ta mała gafa wywołała falę śmiechu wśród osób przebywających w wagoniku.
– Zatem uczyłeś się w Paryżu? – zagaiła pani Weasley. – Co konkretnie robiłeś?
– Wydział prawa sorbońskiego. W tym roku zdałem aplikację adwokacką i od października mam zamiar wrócić do Francji, żeby tam pracować.
– Wow, fajnie masz – stwierdziła Ginny, wysiadając z wagonika, który właśnie przywiózł ich na górę. Reszta poszła jej śladem i już po chwili szli ulicą po resztę zakupów, zgarniając po drodze pana Weasleya.
Po trzech godzinach usilnych poszukiwań wszelkich potrzebnych do szkoły rzeczy, wreszcie mieli wszystko. Właśnie szykowali się do powrotu, kiedy pani Weasley krzyknęła:
– Arturze!
– Tak, Molly? – spytał znad swoich okularów.
– Miałeś mi o czymś przypomnieć – powiedziała srogo, biorąc się pod boki.
– Ee… – Pan Weasley podrapał się po łysinie. – Nie przypo…
– Arturze! – Żona wpadła mu w słowo. – W co ty się ubierzesz na kolację do Millesów? Mieliśmy kupić ci szatę!
– No, tak… teraz sobie przypominam – odpowiedział, uśmiechając się przepraszająco do żony.
– Och, poczekajcie tutaj, zaraz wracamy – rzekła, łapiąc męża pod ramię i ciągnąc w stronę sklepu.
Ginny i Hermiona spojrzały na siebie.
– Zaraz, to znaczy za jakieś pół godziny – powiedziała Ginny, uśmiechając się wesoło. – Co znaczy, że mamy trochę czasu dla siebie. Kto idzie do sklepu ze sprzętem quidditcha? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź, pociągnęła Harry’ego i Rona za sobą. Zdążyli tylko krzyknąć:
– Za pół godziny w tym miejscu!
Pomachała im z uśmiechem, odwracając się do brata.
– Co oni widzą w tym quidditchu? – spytał Ian. – Piłka nożna czy siatkówka jest o wiele ciekawsza.
Hermiona wzruszyła ramionami. Opowiadała Ianowi o quidditchu. Nawet dała mu książkę do przeczytania, ale jak widać, jego również ten sport nie interesował.
– Nie mam pojęcia.
– Mieliśmy skoczyć do Magicznych Dowcipów Weasleyów, jeśli mnie pamięć nie myli – powiedział, uśmiechając się cwaniacko.
Hermiona odwzajemniła uśmiech. Złapała go pod rękę i ruszyli w stronę sklepu bliźniaków.
– Wiesz, chérie, jestem ci naprawdę wdzięczny, że mnie tu zabrałaś – powiedział, cmokając ją w policzek.
De rien3 – odpowiedziała ze śmiechem.
– Miło cię widzieć, Granger. – Usłyszała i odwróciła się w stronę przybysza. Gdy zobaczyła, kto za nią idzie, ścisnęła Iana za ramię.
– Patrz, nie mogę tego samego powiedzieć o tobie, Malfoy – odparła. – Jesteś tutaj sam? Rodzice cię puścili? – spytała zdziwiona.
Malfoyowie nigdy nie pozwalali Draco chodzić nigdzie samemu. Zawsze w jego towarzystwie był albo ojciec, albo matka.
Draco skrzywił się nieznacznie.
– Nie powinno cię to obchodzić – odburknął. Widać było, że nie chce o tym mówić. – Może przedstawisz mnie swojemu towarzyszowi? – zapytał zaciekawiony.
Gdy szedł ulicą, nie interesował się ludźmi, których mijał. Jednak kiedy usłyszał zwroty w języku francuskim, od razu zwróciło to jego uwagę. Mało czarodziejów znało ten język, zwykle posługiwali się angielskim, a kiedy wyjeżdżali za granicę, rzucali na siebie czar tłumaczący. Tylko nieliczni doceniali piękno tego języka i nie mógł uwierzyć, kiedy zobaczył, że to Granger rozmawia po francusku z jakimś starszym kolesiem, który ją całował. Pierwszą myślą, która przebiegła mu przez głowę było: Ona zna francuski?, drugą: Przecież jest z Krumem. Tę ostatnią informację miał z plotek rozsianych po Hogwarcie. Widać, przez dwa miesiące dużo się zmieniło nie tylko w jego życiu. Nie mógł przejść obok nich obojętnie, zaintrygował go ten facet. Co on takiego w niej widział? Przecież to przemądrzała przyjaciółeczka Pottera.
Ian spojrzał pytająco na siostrę, a ona westchnęła.
– Ian, Draco Malfoy. Malfoy, Ian. Zadowolony? – Spojrzała pytająco na Ślizgona.
On tylko kiwnął głową i wyciągnął rękę w stronę Iana.
– Miło poznać – powiedział Malfoy.
– Mnie również. – Ian odwzajemnił gest. – Znacie się ze szkoły?
Hermiona wywróciła oczami.
– Tak. Niestety – odpowiedziała, patrząc hardo w oczy Malfoya.
Malfoy prychnął.
– Oj, Granger, nie przesadzaj. Nie jest tak źle – wyszczerzył się do niej chytrze.
Zmarszczyła brwi. Co on kombinuje?, przeszło jej przez myśl.
– Nie powiesz mi, że nasza znajomość oscyluje na stopie koleżeńskiej? – zakpiła, przypatrując mu się uważnie.
– Odkąd Złoty Chłopiec stał się jeszcze bardziej „złoty”, pomyślałem, że może nie jesteście tacy źli – powiedział lekko, wzruszając ramionami i uśmiechając się ironicznie.
Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia.
– Żartowałem, Granger. Ale zrobiłaś minę! – zaśmiał się gardłowo. – Chyba nie myślałaś, że zakumpluję się z Potterem i Wiewiórem?
Prychnęła.
– Bardzo śmieszne, Malfoy – odburknęła. – Chodź, Ian, mamy dużo do zwiedzenia.
– O co ci chodzi, mec4? – spytał Malfoya. – Najpierw udajesz miłego, żeby później wyzywać przyjaciół mon chérie? – Zmarszczył brwi. – Masz coś nie tak z głową?
– Jesteś Francuzem? – Malfoy najwyraźniej zignorował przytyki Iana, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej o tajemniczym Ianie. – Imię masz angielskie, akcentu też nie posiadasz…
Ian prychnął.
– Nie, nie jestem Francuzem. Uczyłem się tam – wyjaśnił.
Malfoy powoli przytaknął.
– Wszystko jasne… A kiedy poznaliście się z Granger? – drążył dalej.
Hermiona wydała odgłos zniecierpliwienia.
– Chodź już, bo zaraz musimy wracać – przypomniała bratu. – A nie chcę marnować swojego czasu na Malfoya. Żegnam – powiedziała i odwróciła się od Ślizgona, ciągnąc za sobą brata.
Draco zdążył tylko pożegnać się z nowym znajomym i już ich nie było. Dziwna parka, pomyślał, i żeby były uczeń Beauxbatons spotykał się z Granger? Gdzie ona go poznała? Potrząsnął głową, żeby wyrzucić z niej Gryfonkę oraz Iana, i ruszył do Apteki, gdzie umówił się z Blaise’em.

– Co to za bubek? – spytał Ian, kiedy odeszli na tyle daleko, że Malfoy ich nie słyszał.
– Taki jeden – wymamrotała. – Od początku szkoły mamy z nim problem, a raczej Harry i Ron ma, co zdążyłeś zauważyć. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat jakby się uspokoił.
– Ciebie to nie dotyczy? – spytał, unosząc brew i uważnie przyglądając się siostrze.
Hermiona spuściła wzrok.
– Kiedyś przyłożyłam mu z pięści w nos – wyznała, unosząc głowę. Na jej twarzy zobaczył wyraz zniesmaczenia. – Nie jestem z tego dumna, ale prosił się o to.
Ian zagwizdał.
– No, no, jaka agresywna. Myślałem, że bijesz tylko mnie – zażartował. Jego słowa wywołały uśmiech na jej twarzy, o co mu chodziło.
– Dobra, zejdźmy z tematu Malfoya, bo zepsuje mi dzień – powiedziała, otwierając drzwi do Magicznych Dowcipów Weasleyów. – Witaj w królestwie żartownisiów, Ian. – Uśmiechnęła się do niego.
Weszli do sklepu, gdzie – jak zwykle – był spory ruch. Ian rozglądał się oczarowany wszędobylskimi konfetti, latającymi stworzonkami strzelającymi klientom w twarz malinową gumą, samolocikami z papieru, z których sypały się fioletowe iskry oraz wieloma innymi rzeczami.
Po krótkiej chwili pojawiły się przed nimi dwie rude czupryny, których identyczni właściciele szczerzyli się do nich szeroko.
– Witaj, Hermioneczko! – wykrzyknęli, po czym zgnietli w mocnym uścisku. – Jak my się za tobą stęskniliśmy!
Hermiona zaśmiała się i, kiedy wypuścili ją z objęć, wskazała na towarzysza.
– Fred, George, poznajcie mojego brata, Iana – powiedziała z uśmiechem.
– Miło poznać, jestem Fred – rzekł bliźniak po ich prawej, potrząsając wyciągniętą dłonią Iana. – A to jest…
– …George, również miło mi cię poznać – wtrącił się w słowo brata drugi Weasley. – Potrafię się przedstawić, Fred. – Spojrzał na brata z błyskiem w oku.
– Patrz, tyle lat żyjemy razem, a ja jeszcze się nie domyśliłem – oświadczył Fred, wznosząc dłonie do góry. – Merlinie, czemu mi tak utrudniasz życie? – powiedział z niby wyrzutem, spoglądając w sufit sklepu, na którym wił sieć ogromny, różowy pająk. A może to była pajęczyca?
Ian zaśmiał się.
– Mówili prawdę o tym, że nie potraficie być poważni – stwierdził, sięgając po cukierka wyglądającego jak toffi. – Sprzedajecie tu też słodycze?
Bliźniacy spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się chytrze.
– Oczywiście, samymi zabawkami…  – zaczął George.
– …nie utrzymamy tego wszystkiego – dokończył Fred.
Hermiona parsknęła i wyrwała z ręki brata cukierek.
– Nie słuchaj ich. To nie są zwykłe słodycze, tylko magicznie ulepszone. Może ci się coś stać, kiedy je zjesz – uprzedziła brata, podrzucając toffi w ręce. – Ten tu co robi?
– Nic takiego – odrzekł George.
– Tylko śmiejesz się, aż to utraty tchu – dodał z uśmiechem Fred.
Hermiona spojrzała na nich poważnym wzrokiem.
– Ktoś może przez to udusić się ze śmiechu! – powiedziała karcąco.
– Czyż to nie zabawne? – spytał Ian.
– I ty też? Merlinie, z kim ja żyję… – wydusiła ledwo słyszalnym głosem.
 Cała trójka mężczyzn zaśmiała się, widząc jej minę.
– Spokojnie, Hermionko, tak naprawdę powoduje łaskotki. Trwają dotąd, póki nie połkniesz toffika albo go nie wyplujesz. Nie ma szans na udławienie – chyba że ktoś jest tak mądry, żeby próbować połknąć go, kiedy rozśmieszy go jeszcze coś innego, ale za taką głupotę nie ponosimy odpowiedzialności – wyjaśnił Fred.
Gryfonka spojrzała na słodycz z niepewnością i odłożyła go na miejsce. Zerknęła na sufit i parsknęła.
– Co jest? – spytał zaciekawiony Ian i podążył za wzrokiem siostry. – Jak udało wam się przemienić tego pająka?
– To, drodzy Grangerowie, jest Dolores – powiedzieli i wyszczerzyli zęby, a Hermiona parsknęła po raz drugi. – Spokojnie, nie jest prawdziwa. Taka mała iluzja.
– Jak wpadliście na ten genialny pomysł? – spytała podekscytowana Grangerówna. – Czemu akurat pająk?
Chłopcy spojrzeli po sobie.
– Mów, Fred. – George kiwnął na brata.
– Dobra – przytaknął. – Wiecie, jak mieliśmy kiedyś szlaban u kochanej profesor Umbridge, na jej obrzydliwie różowym biureczku pojawił się mały pajączek. Kiedy ropucha go zobaczyła, zaczęła wrzeszczeć, jak opętana, uderzając w to niewinne stworzonko swoim różowym notesikiem – powiedział. – Ciekawy jestem, jak ona dodawała pająki do eliksirów w szkole?
– To musiało być widowiskowe, chłopcy, gratuluję pomysłu – rzekł uśmiechnięty Ian. – Co ciekawego jeszcze macie? Chciałbym coś u was zakupić, wiecie, taka pamiątka po dzisiejszym dniu.
Bliźniacy byli zachwyceni nowym klientem.
Żywo opowiadali mu o swoich produktach i jak to się stało, że otworzyli sklep. Po dziesięciu minutach wyszli z Magicznych Dowcipów obładowani torbami pełnymi różnorakich zabawek. Skierowali się na miejsce, w którym mieli spotkać się z resztą ich towarzyszy.
Transport za pomocą teleportacji łącznej trwał szybko.  Znaleźli się prosto na podwórku Nory. Ron z Harrym oprowadzili Iana po domu i okolicach, podczas gdy dziewczęta nakrywały do stołu, a pani Weasley przygotowywała obiad.
Chłopcy weszli do kuchni.
– … i wtedy on obraził Hagrida, naszego przyjaciela, który pracuje w Hogwarcie jako gajowy – wyjaśnił Ron – a Herm zamachnęła się i…jeb go w nos! Malfoy zapiszczał jak dziewczyna i uciekł ze swoimi przygłupami – opowiadał dalej, żywo gestykulując.
– Widać, że miała wprawę –  powiedział i wyszczerzył się do siostry Ian. – Kiedy była młodsza, tata zapisał ją na kurs samoobrony dla dzieci – wyjaśnił.
Pani Weasley zawołała męża i kiedy w końcu zasiedli wszyscy przy stole, Hermiona powiedziała:
– Wracając do Malfoya, to spotkaliśmy go z Ianem na Pokątnej. Dziwne, że chodził sam, zawsze byli przy nim rodzice – wypowiedziała na głos wcześniejszą myśl.
– To ty nic nie wiesz? – spytała zdziwiona Ginny.
– Nie wiem o czym?
– Ojca Malfoya zamknęli w Azkabanie i teraz mieszka tylko z matką – wyjaśnił przyjaciółce Harry.
Dlatego nie chciał o tym nic mówić…, przeszło jej przez myśl.
– Ale to nadal nie wyjaśnia, dlaczego Narcyza Malfoy pozwoliła synowi samemu chodzić po Pokątnej – drążyła.
Harry wzruszył ramionami.
– Tego ja też nie wiem i jakoś nie bardzo mnie to interesuje – oznajmił, nabijając na widelec klopsika.
Po zjedzonym obiedzie zasiedli do gry w eksplodującego durnia, Ianowi bardzo spodobał się ten rodzaj rozrywki i chciał zagrać ze wszystkimi po kolei. Co z tego, że przegrywał, skoro bawił się wspaniale? Później pan Weasley zagaił go o mugolskie rzeczy i, oczywiście uciekając przed czujnym okiem żony, zaprowadził go do swojej szopy, gdzie przetrzymywał różne przedmioty. Bratu Hermiony niesamowicie chciało się śmiać z tego, że dorosły człowiek nie wie tak oczywistych rzeczy o mikserze czy odkurzaczu. Powstrzymywał swoją wesołość – tylko kąciki ust lekko mu drgały – i skrupulatnie tłumaczył zafascynowanemu czarodziejowi to, czego ten chciał się dowiedzieć.
Wieczór szybko nastał i pan Weasley zaproponował odstawić Iana do domu. Po cichu liczył jeszcze na krótką rozmowę z jego rodzicami, ale o tym Molly nie musiała wiedzieć, choć pewnie się domyślała.
– Serdecznie dziękuję za miły dzień – powiedział Ian, zwracając się do wszystkich zebranych. Czekał na pana Weasleya, który musiał jeszcze pognać za potrzebą, jak to określił. Spojrzał na Hermionę. – Dobrze się zachowuj, siostra, i nie pobij Malfoya – rzekł z uśmiechem, puszczając do niej oczko.
– Spokojnie, przypilnuję jej – obiecała ze śmiechem Ginny.
Hermiona również się zaśmiała.
– Trzymaj się i pisz często, braciszku – powiedziała, mocno go przytulając.
– Będę, będę, chérie. – Ucałował ją w policzek, po czym, widząc nadchodzącego Artura, zwrócił się do wszystkich:  – Miłego roku szkolnego, dzieciaki! – Pomachał im na pożegnanie i zniknęli.
Jak można było przewidzieć, pan Weasley wrócił zadowolony dobrą godzinkę później. Lewitował kufer Hermiony do pokoju Ginny i poszedł na spotkanie z małżonką.
Końcówka wakacji szybko minęła i następnego dnia mieli wyjechać do Hogwartu. Każde z nich nie mogło się już doczekać tego, co przyniesie im nowy rok.
Wrażeń na pewno im nie zabraknie, a przynajmniej niektórym z nich.
______________________________
1 jest niczym
2 przepraszam
3 nie ma za co
4 koleś



12 komentarzy:

  1. Super ff. Rozdział bardzo mi się podobał i z niecierpliwością czekam na następny. Pozdrawiam Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że się podobało ;) Ciekawa jestem, co powiesz na kolejne, bo planuję duuużo nowości, względem kanonu :D Mam nadzieję, że się spodoba.

      Usuń
  2. Super. :D Bardzo mi się podoba. Czekam na następny. ;) Mam nadzieję, że pojawi się niedługo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie pisania :) Tylko nie wiem, kiedy skończę, może dziś, może jutro :D

      Usuń
  3. KOCHAM TEN ROZDZIAŁ!!
    Czyżbym ja widziała zalążki zazdrości Malfoya? Tak się wypytywał o ich "związek" :)
    Pozdrawiam i życzę duuuuuuuuuuużo weny
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  4. No i w końcu jest Malfoy? Czyżby on był zazdrosny, czy może tylko ciekawy? :) Rozdział genialny, lekki i przyjemny. Świetnie wykreowana postać Iana - polubiłam go :D Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast tego znaku zapytania po "Malfoy" miał być wykrzyknik. :D

      Usuń
    2. Cieszę się, że polubiłaś wymyśloną przeze mnie postać :) Malfoy kiedyś musiał się pojawić, więc czemu nie na Pokątnej? W końcu Harry także spotkał go po raz pierwszy na tej ulicy, jednak u Madame Maklin. Pomyślałam, że to taka ładna klamra - wtedy był wyniosłym smarkaczem, teraz zachowywał się może trochę bezczelnie, lecz kierowała nim ciekawość. A - jak wiadomo - człowiek zdesperowany, chwyci się nawet brzytwy, jak ten tonący :)

      Usuń
  5. Zazdroszczę Ci tak lekkiego stylu pisania aż miło się czyta. Bardzo, bardzo, bardzo polubiłam brata Hermiony. Jest cudownym obrazem takiego starszego brata jakiego każda dziewczyna pragnęłaby posiadać :D. Mam nadzieję, że jego postać nie zniknie z opowiadania, a będzie się rozwijała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, staram się pisać spójnie i interesująco :) Jednak uważam, że powinniśmy się ciągle rozwijać, bo zawsze jest coś do poprawki - muszę się wiele nauczyć. A co do Iana - będzie się pojawiał od czasu do czasu :)
      Pozdrawiam,
      Lileen

      Usuń

Lileen czeka na opinie, gdyż nie wie, w czym jest dobra, a nad czym musi jeszcze popracować. Zatem zachęca do skrobnięcia kilku wyrazów od siebie, choćby z wiadomością, co się podobało ;)