Hermiona spędzała wakacje poza
granicami Wielkiej Brytanii. Rodzice zaoszczędzili w ciągu roku trochę
pieniędzy i postanowili zwiedzić Francję. Hermionie bardzo zależało na
obejrzeniu Sorbony, na której pragnęła studiować, kiedy była dzieckiem i gdzie
uczył się jej starszy brat, Ian. Wiele nasłuchała się o średniowiecznym
uniwersytecie z jego opowieści i mimo że już nie miała możliwości nauki w tym
miejscu, nie zmieniło to jej chęci zwiedzenia. Państwo Grangerowie nie mieli
nic przeciwko, po cichu może liczyli na spotkanie z długo niewidzianym synem.
Niestety, starsze dziecko dentystów było nieosiągalne podczas ich zwiedzania
uniwersytetu. Było im przykro, lecz nie zaprzątali sobie tym głowy zbyt długo,
bowiem niedługo kończył się rok akademicki i Ian Granger wracał do domu
rodzinnego.
Po powrocie Hermiony do Anglii,
a było to w pierwszym tygodniu sierpnia, otrzymała od Rona i Ginny sowę z
zapytaniem, kiedy wybiera się na Pokątną i czy rodzice pozwolą jej wrócić po
zakupach razem z nimi do Nory.
Hermiona natychmiast zbiegła
na dół ich dwupiętrowego domku, gdzie w salonie Jane i George Grangerowie
siedzieli przed telewizorem i pili poranną herbatę.
– Mamo, kiedy wybieramy się na
Pokątną? – spytała, stając w progu i opierając się o jasną framugę.
Jane podniosła do ust białą filiżankę
z czarnymi wzorami winorośli, upiła łyk herbaty i, spojrzawszy na swą
najmłodszą pociechę, odrzekła:
– Sądzę, że za trzy dni byłoby
idealnie.
– Czemu tak późno? – zdziwiła
się. – Potem będę mogła pojechać do Weasleyów? Oczywiście razem z nimi, państwo
Weasley nie mają nic przeciwko – rzekła i spojrzała na matkę z błagalną miną.
Jane westchnęła i odrzekła:
– Och, Hermiono, wiesz, że Ian
ma przyjechać za dwa dni i chciałby się z tobą w końcu zobaczyć. – Hermiona na
wspomnienie starszego brata sapnęła z wrażenia. Nie widziała się z Ianem od
prawie trzech lat, choć podczas pobytu we Francji miała cichą nadzieję na
krótkie spotkanie. Jak to możliwe, że aż tyle czasu się nie widzieli? Na święta
Bożego Narodzenia przyjechała do domu, ale Ian pojechał do rodziny swojej
dziewczyny; wakacje przed czwartym rokiem spędziła u Weasleyów, bo były
Mistrzostwa Świata w Quidditchu, a rok temu w Kwaterze Głównej. Akurat tak się
trafiało, że kiedy Ian przyjeżdżał w sierpniu do domu, jej już nie było i nic
nie mogła na to poradzić. Utrzymywali kontakt, jednak Hermiona nie mogła
wysyłać do niego listów przez sowę, bo przecież studiował na mugolskim
uniwersytecie. Była zmuszona pisać do rodziców, który przesyłali pocztą
korespondencję między Hermioną i Ianem.
– Czemu wcześniej mi nie
powiedziałaś? Myślałam, że znów nie ma szans na jego zobaczenie – rzekła z
wyrzutem do matki. – W takim razie nie ma innej opcji, muszę zobaczyć się z
braciszkiem – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – To na Pokątną pojedziemy za
tydzień, dobrze? – spytała, a uzyskawszy potaknięcie w odpowiedzi, pognała do
pokoju, gdzie zaraz zabrała się za napisanie listu do przyjaciółki:
Gin,
za dwa dni przyjeżdża Ian, nie widziałam się z nim już szmat czasu – jejku, prawie nie czuję, że mam brata! – więc chcę z nim trochę pobyć, rozumiesz. Spotkamy się na Pokątnej w sobotę za tydzień. Będę czekać w Esach i Floresach o 10, mogę do Was jechać, uprzedź rodziców.
za dwa dni przyjeżdża Ian, nie widziałam się z nim już szmat czasu – jejku, prawie nie czuję, że mam brata! – więc chcę z nim trochę pobyć, rozumiesz. Spotkamy się na Pokątnej w sobotę za tydzień. Będę czekać w Esach i Floresach o 10, mogę do Was jechać, uprzedź rodziców.
Ściskam,
Hermiona
Hermiona
Po uprzednim przeczytaniu,
zamknęła go w kopercie, zaadresowała i przyczepiła do nóżki swojej sowy, Maury.
Maurę jej rodzice kupili
podczas pierwszych zakupów do Hogwartu, żeby mogli pozostać z córką w
kontakcie. Szara sowa urzekła ich swoimi wielkimi bursztynowymi oczami i
biało-brązową plamką na lewym uchu – Jane gdy tylko ją zobaczyła, nie chciała
wyjść ze sklepu Eeylopa bez tej „cudnej sówki”, jak ją nazwała. George tylko
się zaśmiał i wyciągnął wymienione w Banku Gringotta potrzebne galeony. Całą
drogę powrotną pani Granger nie mogła się napatrzeć na swojego nowego ulubieńca,
a raczej ulubienicę. Od tamtej pory Maura stała się nowym dzieckiem, o które Grangerowie
mogli dbać, kiedy ich własne wyjechały do swoich szkół.
Ian nie był magicznym
dzieckiem i skończył szkołę średnią w Anglii, po czym złożył papiery na Sorbonę
– kiedy przyszedł list zapraszający go na rozmowę, mało powiedziane, że skakał
z radości, tak się cieszył! Odkąd skończył sześć lat, wiedział, że chce tam
studiować, czym zaraził swoją małą siostrzyczkę – Hermiona byłą od niego
młodsza o siedem lat, więc kiedy szła do Hogwartu, miała prawie dwanaście lat,
on już rok studiował prawo. W tym roku zrobił aplikację adwokacką i wszyscy
byli z niego niesamowicie dumni.
Dzień minął spokojnie, a Hermiona
razem z mamą zaczęły pichcić ulubione dania Iana. Po przygotowaniu pieczonej
kaczki w sosie własnym zabrały się za tartę malinową.
– Hermiono, słońce, podasz mi
słoik z malinami? Stoi na dolnej szafce – poinstruowała córkę pani Granger.
Sama nie mogła tego zrobić, bo zajęta była wykładaniem foremek ciastem.
– Jasne, proszę – odrzekła,
podając odkręconą już konfiturę. Mama uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością i
przyjęła maliny, które zaraz wyłożyła na placek i przykryła warkoczem ciasta. –
Mamo, tak się zastanawiałam – zaczęła niepewnie, ocierając pot z czoła, bo było
wybitnie gorące popołudnie, nie wspominając o dodatkowych kilku stopniach
napędzonych do kuchni przez wydobywające się z piekarnika ciepło – czemu Ian
nie wrócił do domu wcześniej?
Jane westchnęła i spojrzała na
nią uważnie.
– Wiesz, miałam nic nie mówić,
ale Sophie rozstała się z Ianem i chciał przemyśleć kilka spraw. Dowiedziałam
się od taty.
Hermiona zakryła usta dłonią,
nie wierząc słowom matki.
– Przecież byli taką zgodną
parą! – wykrzyknęła zaskoczona. Rzeczywiście tak było. Ian poznał piękną
Francuzkę na swoim pierwszym roku i po kilku miesiącach spotykania się jako
znajomi, zostali parą. Nikt, kto widział ich razem, nie wróżył im złej
przyszłości. W końcu spędzili ze sobą pięć lat, kto by się spodziewał rozstania
po takim czasie? – Jak to się stało?
– Nie wiem, córciu. – Pani
Granger wytarła ręce o ściereczkę i wstawiła kolejną już dzisiaj porcję ciasta
do piekarnika. – Ian nic nie mówił więcej, tylko poinformował ojca, że nie jest
już z Sophie, a była z niej taka miła dziewczyna – westchnęła, kręcąc głową – i
musi przemyśleć trochę spraw, więc wróci dopiero teraz, a nie od razu po zakończeniu
semestru, jak planował – wyjaśniła.
Hermiona pokiwała w zamyśleniu
głową i wzięła się za zmywanie naczyń, których trochę się już nazbierało.
– A miałam taką nadzieję, że
niedługo się pobiorą i zostanę ciocią – wyszczerzyła zęby w uśmiechu, widząc
kpiące spojrzenie mamy.
Jane zaśmiała się szczerze.
– Och, jak ty byś chciała
zostać tą ciocią, skarbie – wypomniała jej, ciągle się śmiejąc.
– Co ja poradzę, że lubię małe
dzieci? – odpowiedziała, dając mamie lekkiego kuksańca w bok. Starsza kobieta
parsknęła śmiechem i uprzedziła:
–
Tylko nie domyśl się zachodzić teraz w ciążę, Hermiono – powiedziała pół
żartem, pół serio, grożąc jej palcem.
Hermiona spojrzała na nią
zmrużonymi oczami, po czym uśmiechnęła się pięknie.
– Mamo, żeby powstało dziecko,
trzeba dwójki osób – powiedziała pouczającym tonem. – A jakbyś nie zauważyła,
nie mam partnera – w jej głosie można było usłyszeć nutkę smutku.
– A co z tym Wiktorem, o
którym tak gadałaś cały tamten rok? – zapytała zaciekawiona. W rzeczy samej,
Wiktor Krum był często wspominany w ich domu podczas poprzednich wakacji.
Nastolatka osuszyła ręce
lnianą ściereczką i usiadła przy stole.
– To już dawno skończone. Może
i Wiktor jest dojrzalszy od chłopców w moim wieku, ale w głowie mu quidditch i
kariera zawodowa. Ja jeszcze się uczę, on pracuje. Jest sławnym zawodnikiem
quidditcha, ja zwykłą dziewczyną – westchnęła. W prawdzie nie tylko on był
znany. Jako przyjaciółka Wybrańca, Hermiona odegrała dużą rolę w pokonaniu
Voldemorta, lecz o tym jej rodzice nie wiedzieli i tak miało pozostać. – Może
komuś innemu odpowiadałoby takie ułożenie, jednak ja nie mogłam tak żyć, mamo.
To nie była jakaś wielka miłość, tylko moje pierwsze zauroczenie. Poza tym w
tym wieku chciałabym, żeby chłopak był przy mnie, kiedy go potrzebuję, a nie na
drugim końcu świata, grając mecz. Takie życie nie jest dla mnie, mamo. Skoro
mam z kimś być, to muszę mieć z nim kontakt nie tylko listowny czy przez Fiuu.
Wiktor jest dobrym facetem, na pewno znajdzie jakąś porządną dziewczynę, która
będzie przy nim trwała – zakończyła ze smutnym uśmiechem, jednak w jej oczach
widać było, że to szczere słowa.
Jane podeszła do Hermiony i
przytuliła ją do piersi.
– Skarbie, nie wiedziałam, że
tak cierpisz… – rzekła cicho, gładząc ją delikatnie po włosach.
– A co by to zmieniło? –
odpowiedziała, wtulając się mocniej w matczyne ciało. – Poza tym nie mam czasu
na randki i chłopaków – muszę się uczyć, dopiero co poszłam do szkoły, a już
jestem po sumach, za niecałe dwa lata owutemy. Muszę spożytkować ten czas
najlepiej, jak się da – dodała już radośniejszym tonem, odsuwając się od mamy i
posyłając jej radosny uśmiech. Ucisk w klatce piersiowej uciekł, jakby ręką
odjął i od razu poczuła się lepiej.
Wieczór minął im na wygłupach
i grze w karty, którą zaproponował pan Granger. Nie wracały już do tego tematu.
Wraz z rankiem w domu państwa
Granger dało się usłyszeć natarczywy dźwięk dzwonka. Osoba stojąca już od
dobrych trzech minut pod drzwiami ich domu, niecierpliwie tupała nogą, co jakiś
czas naciskając dzwonek.
– No w końcu! – odrzekł
tajemniczy gość na widok ziewającego wciąż pana Grangera ubranego w granatowy
szlafrok i czarne kapcie.
– Ian! – wykrzyknął mężczyzna,
szybko wyzbywając się resztek snu. Przygarnął syna do siebie i poklepał mocno
po plecach. – Jak ty wyrosłeś!
Młody mężczyzna zaśmiał się
gardłowo i również poklepał ojca po plecach.
– Tato, ja przestałem rosnąć
jakieś cztery lata temu – powiedział z uśmiechem, zbierając swoje walizki i
pakując się z tym wszystkim do środka.
– Daj, pomogę ci –
zaproponował z radością George, łapiąc najbliższą niego torbę w
zielono-granatową kratkę.
Poustawiali bagaże w
przedpokoju tak, by nikomu nie przeszkadzały i przeszli do kuchni.
– Kawy? Herbaty? – spytał
syna, ciągle się do niego uśmiechając i przyglądając z uwagą. Młody pan Granger
wyglądał bardzo elegancko – szary płaszcz z granatowym szalem, które to właśnie
ściągnął, dzięki czemu ojciec ujrzał czarną marynarkę, beżową koszulę i ciemne
spodnie.
– Poproszę kawę. Ta jazda mnie
wykończyła – powiedział i ruszył do korytarza, gdzie odwiesił nakrycie i wrócił
do ojca.
Zasiadł przy stole,
rozprostował nogi i wciągnął głęboko powietrze nosem.
– W końcu dom – rzekł z
uśmiechem, przyjmując od ojca kubek z gorącym napojem. – Dzięki. Nawet nie
wiesz, jak tęskniłem za tym wszystkim. – Uśmiechnął się do taty.
Pan Granger ciągle przyglądał
się synowi z uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy ani na moment.
– Ian, a to wszystko –
rozłożył ręce, wskazując na cały dom – również tęskniło za tobą – wyszczerzył
się radośnie, a chłopak parsknął śmiechem w pitą właśnie kawę. – No, opowiadaj.
Jak było?
– Tatku, jak zawsze ciekawy –
zażartował, po czym zaczął: – Na początku chciałem od razu po zdanej aplikacji
przyjechać do domu, ale Sophie namówiła mnie na tydzień pobytu tylko we dwoje w
jednym z paryskich hoteli – przerwał, by wziąć łyk aromatycznej kawy. – Później
wszystko się schrzaniło. Dwa dni przed wymeldowaniem, oznajmiła mi, że nie
możemy być dłużej razem. Kiedy zażądałem wyjaśnienia, rozpłakała się i
powiedziała, że jest w ciąży – przerwał, wpatrując się tępym wzrokiem w okno. –
Próbowałem ją uspokoić, powiedzieć, że przecież już skończyliśmy studia,
niedługo zacznę pracę w kancelarii, w której miałem aplikację, i jakoś to
będzie. Ona nie musi się niczym martwić, bo jej nie zostawię. Trochę mnie to
dotknęło, bo przecież po tylu latach razem powinna wiedzieć, jak się zachowam,
nieraz o tym rozmawialiśmy. Ale dziecko nie było moje i…
– Dostałeś pracę? – wpadł mu w
słowo ojciec.
Ian potrząsnął głową ze
śmiechem.
– Dzięki, tato, ja ci się
zwierzam z mojego nieudanego życia uczuciowego, a jedyne, co ty wychwytujesz,
to fakt, że mam pracę – parsknął, a George pokazał mu język.
Właśnie dlatego wolał zwierzać
się ojcu, a nie matce. Ona tylko pytała, jak się z tym czuje i mówiła „och,
skarbie, tak mi przykro”, głaskała go po plecach i pozwalała się wypłakać na
ramieniu. Przydawało to się, kiedy był młodszy i mniej doświadczony, ale
później odkrył, że rozmowa z tatą i jego sama obecność, gdy mówił o problemach,
a później rozśmieszanie go przez George’a, lepiej na niego wpływały.
Jak spytał kiedyś ojca, czemu
tak jest, uzyskał w odpowiedzi: „Musisz stać się dorosły, Ian. Grangerowie nie
rozpamiętują niepowodzeń, tylko wyciągają z nich wnioski i przechodzą do
dalszego życia, już bogatsi w wiedzę, której wcześniej nie mieli. Zapamiętaj
moje słowa, synu, a kiedyś ty przekażesz je swoim dzieciom”, więc zapamiętał je
i od tamtej pory żyje według tych kilku zdań.
Nie powie, że było to proste,
bo przychodziły mu do głowy myśli, że on nie chce dorosnąć, chce nadal być
dzieckiem, lecz po upływie czasu, zaakceptował upływające życie. Stawał przed
faktem dokonanym, sporządzał bilans zysków i strat, wyciągał wnioski i z
porażek, i z sukcesów – każde wydarzenie czegoś go nauczyło.
Teraz, po odejściu Sophie,
musiał mieć trochę czasu, by na spokojnie przemyśleć, czego nauczyła go ta
dziewczyna. Myślał, że po tych prawie pięciu latach, spędzą razem całe życie.
Planował oświadczyć się jej równo w piątą rocznicę, kiedy weźmie ją na
uroczystą kolację. A miesiąc przed tym wydarzeniem ona mówi mu, że to koniec,
bo jest w ciąży z innym. I to z kim? Fabien, jego kumpel z roku. Nawet mieszkał
z nim w jednym pokoju! Nie byli przyjaciółmi, ale jak on mógł zrobić mu coś
takiego? Gdy zapytał Sophie, jak długo to trwało – bo to aż śmieszne, gdyby
wpadła przy pierwszym razie z nowym facetem – odpowiedziała, że pół roku. Ach,
jak on się cieszył, że więcej tego śmiecia nie zobaczy na oczy, bo by mu nogi z
dupy powyrywał!
Ten tydzień na przemyślenie
dużo mu dał. Pierwszego dnia po jej odejściu się napił. Zwykle nie tykał dużo
alkoholu, lecz wtedy tego potrzebował. Cieszył się, że nie wydzwaniał do niej
po pijaku, deklarując wieczną miłość jej i dziecku. Jednak miał swój honor i
nawet pijany to rozumiał. Kolejny dzień trzeźwiał, leżąc w łóżku i popijając
sok z pomarańczy. Wtedy też dotarło do niego, że lepiej, iż to stało się teraz,
kiedy nie byli złączeni na zawsze. Owszem, później mieliby możliwość rozwodu,
ale i tak cieszył się, że stało się to przed ślubem, a nawet zaręczynami. Fakt,
że miał ze sobą wszystkie swoje rzeczy, dużo dawał, bo mógł na spokojnie
przejrzeć te, które dotyczyły jego związku. Zdjęcia, liściki, papierki po
cukierkach i lizakach z miłosnymi wyznaniami – wszystko to było miłe i wspominał
z uśmiechem, lecz powyrzucał większość zdjęć i bezwartościowe teraz papierki,
zostawiając tylko te, które znaczyły najwięcej. Pierwsze zdjęcie, pierwsza
rocznica, wspólna wycieczka po Francji, ostatni sylwester – tych kilka zdjęć
zachował na pamiątkę, bo w końcu były to cztery i pół lata z jego życia i mimo
fatalnego powodu rozstania, było mu z nią dobrze i nie byłby wobec siebie
szczery, skreślając i zapominając o wszystkim. Przez kolejne dni godził się z
myślą, że już z nią nie jest i nigdy nie będzie, bo odeszła do innego. Rozstali
się, mimo wszystkiego, w zgodzie. On życzył szczęścia jej, ona jemu. Z żalem w
oczach pocałowała go po raz ostatni i wyszła, rzucając na odchodne: Mon ami1. Kiedy drzwi się za
nią zamknęły, siedział nadal na kanapie. Później doszedł do wniosku, że ona
również go nie zapomni, dlatego takie były jej ostatnie słowa. Dużo znaczył w
jej życiu, jednak z Fabienem czuła się lepiej. Nie miał jej tego za złe.
Przykro mu było, że dowiedział się po takim czasie i dopiero, kiedy okazało
się, że Sophie jest w ciąży.
Jego rozmyślania przerwał pisk
radości, a następnie ujrzał burzę brązowych włosów i poczuł, jak czyjeś ręce
owijają się wokół niego bardzo ciasno.
– Ian! Ile ja ciebie nie
widziałam! – usłyszał głos młodej kobiety, który oczywiście dopasował do swojej
młodszej siostry.
– Hermiono, jak ty wyrosłaś! –
rzekł z uśmiechem, przytulając ją do siebie jeszcze bardziej, aż usłyszał
sapnięcie.
– To samo mu powiedziałem –
dodał tubalnym głosem pan Granger i zaśmiał się. Wchodząca do kuchni małżonka,
zobaczywszy rozgrywającą się scenę, dołączyła do niego.
– Uważaj, bo mnie zgnieciesz!
– zażartowała Hermiona i wyswobodziła się z jego objęć.
– Ian też wyrósł – stwierdziła
pani Granger, podchodząc do syna, przytulając go i całując w policzek.
Chłopak zaśmiał się szczerze,
widząc całą rodzinę z powrotem.
– Ale Hermiona bardziej –
wyszczerzył się, taksując wzrokiem siostrę. – Mignone femme2 się z ciebie zrobiła, Herm.
Hermiona zaśmiała się i
pokazała bratu język.
– Ty też jesteś niczego sobie,
Ian – odparła, ruszając brwiami w górę i w dół, co wywołało śmiech rodziców tej
dwójki. – Kiedy zrobił się z ciebie taki przystojniak?
– Wtedy, kiedy z ciebie taka
ślicznotka – odparł, przyciągając ją z powrotem do siebie i całując w czubek
głowy. – Niech tylko jakiś zły pan cię skrzywdzi, to nawet ta jego różdżka mu
nie pomoże, kiedy stanie przede mną.
Dziewczyna parsknęła śmiechem
i pokręciła głową, nie chcąc uświadamiać brata, że właściwie to już taki jeden
Voldemort jej groził i on nie miałby z nim żadnych szans. To było miłe ze
strony jej braciszka.
Na szczęście to już
przeszłość, bo Harry się go pozbył. Jednak o Voldemorcie nie wiedział ani Ian,
ani jej rodzice, bo inaczej nie pozwoliliby wrócić jej do Hogwartu. Nie mają
pojęcia, iż ich córka jest jedną z bardziej znanych osobistości, które pomogły
Wybrańcowi w pokonaniu Czarnego Pana. Niech pozostaną w błogiej nieświadomości,
tak będzie dla nich lepiej. Przemyślała to dobrze, nawet rozmawiała na ten
temat z profesor McGonagall, która stwierdziła, że rodzice mają prawo wiedzieć.
Po argumentach Hermiony, w których uświadomiła opiekunkę domu, że nie pozwolą
jej nigdy wrócić do magicznego świata, zgodnie stwierdziły, iż lepiej, żeby się
o tym nie dowiedzieli.
– Jak sądzę, już wszystko
zgodnie obgadaliście i nie ma szans na żadne ploteczki, co? – powiedziała
zawiedziona Jane. Odpowiedziały jej dwa męskie śmiechy.
– W sumie, mamo, nie zdążyłem
opowiedzieć tacie, jak udało mi się przekonać madame Davis, żeby zawarła ze mną
umowę na czas nieokreślony…
Rodzina wsłuchała się w
opowieść syna, co jakiś czas potakując, śmiejąc się czy też kręcąc z
niedowierzania głową nad głupotą niektórych ludzi, z którymi miał
nieprzyjemność współpracować ich syn.
Wieczorem, kiedy Hermiona
siedziała w swoim pokoju i próbowała rozczesać mokre włosy, usłyszała ciche
pukanie do drzwi, a po chwili pojawiła się w nich głowa Iana.
– Można? – zapytał, machając w
jej stronę ręką z kubkiem. – Mam kakao i nie zawaham się go użyć.
– Jasne, wchodź –
odpowiedziała, uśmiechając się. – Pamiętałeś, że uwielbiam kakao? Jesteś
kochany.
Wyszczerzył się radośnie i
zasiadł na przykrytym czerwoną narzutą łóżku.
– Jak mógłbym zapomnieć? W tym
momencie mnie uraziłaś – udał obrażonego, by po chwili razem z siostrą
wybuchnąć śmiechem. Kiedy się uspokoili, zapytał: – Co tam w twoim świecie?
Spojrzała na niego zdziwiona.
Nigdy nie mówił o czarodziejskim świecie, że jest „jej”, tylko po prostu, „co
słychać u czarodziejów?”.
– Czemu w moim? Zawsze
pytałeś, co słychać u czarodziejów – powiedziała podejrzliwie.
Ian zaśmiał się lekko.
– Ostatnio jak się widzieliśmy
miałaś niecałe czternaście lat, teraz masz już prawie siedemnaście, doszedłem
do wniosku, że skoro jesteś czarownicą – kiedyś nagminnie nazywał ją czarodziejką. Wytłumaczyła mu, że
kobiety w jej świecie nazywa się czarownicami, „czarodziejki” występują tylko w
mugolskich bajkach dla dzieci. Od tamtej pory nie popełnia tego błędu. – …i tyle
czasu spędzasz między innymi czarodziejami, pewnie czujesz się połączona z nimi
i ich kulturą. – Wzruszył ramionami. – To logiczne, że teraz jesteś częścią
tamtego świata i – ściszył głos – nie mów rodzicom, ale domyślam się, że chcesz
zostać w swoim świecie i tam pracować oraz założyć rodzinę, prawda?
Hermiona przez chwilę
milczała.
– Tak – odparła, patrząc bratu
w oczy. – Skończę Hogwart, poszukam jakiejś posady w Ministerstwie i później
się zobaczy. – Przełknęła głośno ślinę, odwracając wzrok. – Nie miej mi tego za
złe, ale nie chcę mieszkać w mugolskim świecie.
Czekała na jego reakcję.
Prawie natychmiast, odstawiając kakao na szafkę, przysiadł się do niej na
podłogę i podniósł jej brodę.
– Ej, chérie3, ja to rozumiem – zaczął łagodnym głosem. – Jesteś
czarownicą i twoje miejsce jest w czarodziejskim świecie. – Otarł łzę z jej
policzka. – Tak jak ja opuszczę rodziców i zamieszkam w Paryżu, bo go szczerze
pokochałem, tak mogę się założyć, że ty pokochałaś Hogwart i swoich kolegów
czarodziejów, prawda?
Nie była w stanie
odpowiedzieć, więc tylko pokiwała głową.
– Dziękuję, że mnie rozumiesz
– wyszeptała.
– W końcu jestem tu od
wysłuchiwania żalów młodszej siostry – zażartował, a ona się uśmiechnęła. – No,
nie odpowiedziałaś na pytanie – nalegał, unosząc prawą brew.
Podniosła się z klęczek i
wzięła kakao. Wąchając aromat napoju, powędrowała do łóżka, na którym wygodnie
się rozłożyła i poklepała miejsce obok siebie, zachęcając brata, by położył się
przy niej. Ian spełnił życzenie siostry i po chwili oboje leżeli na czerwonym
łóżku.
– Wiesz, siostra, tyle czasu
się nie widzieliśmy, a mam wciąż wrażenie, jakbyśmy się rozstali wczoraj –
powiedział nagle Ian.
Hermiona przekręciła się na
bok i położyła głowę na dłoni, by móc lepiej obserwować brata.
– Też mam takie wrażenie. To
pewnie nasza krew rozpoznaje siebie i lansuje w mózgach – poważnie oświadczyła,
stukając go po głowie, a on parsknął. – O, u ciebie niczego nie ma w środku –
stwierdziła zdziwiona, uśmiechając się wrednie. – Jak to możliwe, że jednak
stałeś się prawnikiem? – Pokręciła głową z udawanym niedowierzaniem.
On tylko złapał ją za rękę i,
odrzuciwszy pusty kubek na skraj miękkiego łóżka, zaczął się z nią siłować.
Hermiona zapiszczała i zaczęła się śmiać.
– A co to za wredna singe4 się z ciebie zrobiła?
– spytał z uśmiechem na ustach. Po chwili z powodu swej siły znalazł się nad
nią.
– Widzę, że na siłkę też
chodziłeś – rzekła z uśmiechem. – Kiedyś z łatwością wygrywałam.
– Nie wygrywałaś, tylko dawałem
ci wygrać. To jest różnica, chérie –
odrzekł, puszczając jej ręce i ocierając łzy rozbawienia. – Co za piękne czasy.
Fajnie tak wrócić do domu i nie musieć
się przejmować tym, co będzie – wyznał, siadając po turecku i bawiąc się
włosami, które sięgały mu już za uszy. Miały karmelowy kolor, przez który
gdzieniegdzie przebijały się jaśniejsze pasma, najwyraźniej od słońca.
– Takiemu to dobrze. Ja za
trzy tygodnie wracam do szkoły – mruknęła niby niezadowolona.
– Cóż to za czary rzucono na
ciebie? Od kiedy nie chcesz się uczyć? – spytał z niedowierzaniem. – Ty, a może
masz gorączkę – powiedział, przykładając wierzch dłoni do jej czoła. – Nie,
temperatura w normie.
Hermiona zaśmiała się i
strąciła rękę brata.
– Nie to, że nie chcę się
uczyć, ale nie mam zbytnio ochoty wracać na lekcje – wyjaśniła. – Tęsknię za
przyjaciółmi, ale zobaczę się z nimi za tydzień. A, właśnie, chcesz pójść ze
mną na Pokątną? – zaproponowała ciekawa, czy się zgodzi. Nigdy nie był z nią na
zakupach. Kiedy wybierała się pierwszy raz do Hogwartu, zaraz po otrzymaniu
listu na początku wakacji pojechała z rodzicami zaopatrzyć się w potrzebne
rzeczy, Ian wrócił dopiero w sierpniu, gdy miała już wszystko.
Ianowi zaiskrzyły się oczy.
– Serio weźmiesz starego brata
do magicznego miejsca? – zapytał z
nadzieją w głosie. Tak naprawdę nigdy nie widział magii, bo Hermionie przecież
nie można było czarować w domu i zżerała go ciekawość przed poznaniem nowego. –
Nie będziesz się mnie wstydziła przed compains5?
Pokręciła głową, ciesząc się,
że brat tak żywo zareagował. Prawie jak dziecko, któremu obiecano upragnioną
zabawkę.
– Co do moich compains, pewna Ginny bardzo chciałaby
cię poznać. Tyle o tobie opowiadałam, że wprost nie może się doczekać –
oznajmiła, puszczając mu oczko.
– Oo, czyżbyś chciała mnie
zeswatać? – spytał podejrzliwie, szczerząc zęby w uśmiechu. – Tylko uprzedź ją,
że ma nie próbować na mnie swoich czarów, Herm – zażartował i pacnął ją ręką w kolano.
– Niee, nie chcę cię swatać…
– Ooch – przerwał jej
dźwiękiem niezadowolenia. – A już miałem nadzieję na miły romansik.
Hermiona parsknęła, po czym
kontynuowała:
– … ona ma chłopaka i jest z
nim bardzo szczęśliwa.
Ian udał, że wzdycha z
zawodem.
– No tak, co się jakaś
pojawia, to zajęta.
– A ja myślałam, że cierpisz
po rozstaniu z Sophie – podpuściła go sprytnie, chcąc się dowiedzieć czegoś
więcej o końcu ich związku.
Ian spojrzał na nią uważnie
swoimi miodowymi oczami – ona odziedziczyła bursztynowe oczy po tacie, on swoje
po mamie.
– Wziąłem do serca radę taty –
powiedział spokojnie, rozkładając się ponownie na łóżku i zakładając ręce za
głowę.
– Tę o wyciąganiu wniosków? –
spytała, kiwając głową w zamyśleniu.
– Mhm – przytaknął z
zamkniętymi oczami.
– Kiedy ci o niej powiedział?
– Jak byłem chyba w twoim
wieku i przyszedłem do niego smutny po przegranym meczu koszykówki –
odpowiedział, z powrotem patrząc na nią uważnie. – Wtedy usłyszałem pamiętny
wykład i słowa, które kazał…
– …zapamiętać, żeby przekazać
swoim dzieciom – dokończyła za niego, uśmiechając się od ucha do ucha. – Tak,
mi powiedział o tym rok temu, zanim pojechałam do domu znajomego. To było miłe,
takie dziedzictwo Grangerów, co nie? – spojrzała na niego, bawiąc się palcami.
– Taak. Tylko najpierw trzeba
mieć z kim spłodzić te dzieci – zaśmiał się.
– Co wraca nas do pytania o
Sophie. Co się stało? – uparcie drążyła temat.
– Nie odpuścisz, co? – spytał
z uśmiechem. Kiedy zobaczył, jak kręci głową z uśmiechem, parsknął i odparł: –
Zaszła w ciążę.
Hermiona zrobiła oczy jak
galeony.
– Będę ciocią? – spytała z
radością, po czym natychmiast zmarszczyła brwi. – Ej, ale nie rozstalibyście
się, gdyby to było twoje dziecko, więc…
Ian przytaknął.
– Tak, zdradziła mnie –
wypowiedział słowa, które miała na końcu języka.
– A to suka – wymamrotała
Hermiona.
Ian parsknął.
– Dobrze mi z nią było, ale
skoro wybrała Fabiena, niech im się powodzi. Mimo wszystkiego rozstaliśmy się w
dobrych stosunkach. Mam jeszcze do niej trochę żalu, ale za jakiś czas pewnie
mi przejdzie. – Wzruszył ramionami. Grzywka opadła mu na oczy.
– Nie rozumiem cię. Jak można
utrzymywać dobry kontakt z kimś, kto
cię zdradzał? – zapytała z niedowierzaniem.
– Racja, zrobiła źle i pewnie
nie przyznałaby się do tego, gdyby nie ta ciąża. A może rzuciłaby mnie później?
Za radą taty przemyślałem i stwierdziłem, że lepiej teraz niż potem. Skoro tak
się stało, widocznie ona nie jest mi pisana – powiedział z uśmiechem, a
Hermiona uniosła brwi ze zdziwieniem. Nie sądziła, że jej brat wierzy w
przeznaczenie. – W końcu tego kwiatu jest pół światu – zakończył radośnie.
Dziewczyna wzruszyła
ramionami.
– Może masz rację.
– Pewnie, że ją mam – poprawił
siostrę.
Hermiona zaśmiała się i
rzekła:
– Dobra, brat, miło było,
dzięki za kakao – skłoniła głowę, a on się uśmiechnął – ale teraz zmykaj do siebie.
Mama zapowiedziała, że idziemy jutro całą rodziną na basen, więc muszę się
wyspać. Już widzę, jak mnie będziesz podtapiał, więc trzeba mieć siłę, żeby ci
uciekać – powiedziała i pokazała mu język.
– Nie ma za co, Herm.
Ian podniósł się z łóżka i
skierował do drzwi. Odwrócił się jeszcze i powiedział:
– Już nie mogę się doczekać
soboty, kiedy poznam twoich znajomych i zobaczę magię. Dzięki – rzekł z
wdzięcznością, uśmiechnął się radośnie i puścił jej oczko, po czym wyszedł z pokoju,
zamykając za sobą cicho drzwi.
Hermiona westchnęła i klapnęła
plecami na łóżko. Pomyślała, że także nie może doczekać się soboty.
______________________________
1 mój przyjacielu
2 śliczna kobieta
3 kochanie
4 małpa
5 kumple
2 śliczna kobieta
3 kochanie
4 małpa
5 kumple
Wpadłam na twojego bloga czystym przypadkiem i szczerze mówiąc zwalił mnie z nóg. Masz bardzo ładny styl pisania :) a niektóre dialogi są po prostu majstersztyk :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ze wena cie nie opusci :) jesli miala bys czas to zapraszam do mnie :)
http://dragon-age-wspomnienia-z-plagi.blogspot.com/ (ff z gry rpg)
http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/ (ff z HP)
Pozdrawiam :*
Następny genialny rozdział!! Tylko nie wiem dlaczego, gdy usłyszałam imię Ian, od razu stanął mi przed oczami Ian Somerhalder :D i do końca notki widziałam właśnie jego.
OdpowiedzUsuńEch... Za dużo Pamiętników Wampirów :) loool
Życzę weny, weny, weny i jeszcze raz weny!!
~hope~
Wiesz co? Za dobry jest ten rozdział, musisz pisać gorsze, bo ja nie wiem jak opisywać takie fantastyczne rozdziały. A tak na serio, bardzo mi się podobały opisane przez ciebie relacje pomiędzy Ianem, a Hermioną. Ogólnie dobry pomysł ze starszym rodzeństwem. Sumując rozdział zwalił mnie z krzesła - tak naprawdę fotela - jest fantastyczny i przyjemny.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, żebyś pisała jeszcze lepiej [co ja gadam, właściwie piszę? Przecież nie da się pisać lepszych rozdziałów! Te są już niewyobrażalnie genialne!:)]. Pozdrawiam gorąco :3
Z każdym przeczytanym komentarzem, jest mi coraz weselej ;D Tak mnie zachwalasz, że niedługo obrosnę w piórka (jeśli jeszcze tego nie zrobiłam xD). Na pewno jest dużo niedociągnięć ze względu na to, że to moje pierwsze opowiadanie. Nieco niekanonicznie, ale jaki sens pisać fanfick, który w stu procentach zgadza się z kanonem? Chociaż charakteru postaci nie powinno się zmieniać i staram się tego nie robić, nie wiem, jak mi to wychodzi. Pewnie za kilka lat, gdy przeczytam to ponownie, pomyślę: "Merlinie, jak mogłam tak pisać?". A takie zwolnienie akcji (jakie zwolnienie? Toć ona jeszcze się nie zaczęła!) daje mi podstaw do dalszej części. Muszę przedstawić trochę bohaterów, żeby ich dalsze poczynania były bardziej zrozumiałe :)
UsuńSuper. Fajnie że postanowiłaś rozwinąć wątek z bratem naszej gryfonki. Jestem ciekawa jak przebiegnie spotkanie z jej przyjaciółmi :D
OdpowiedzUsuń